poniedziałek, 26 października 2015

Agata Mańczyk - Eukaliptus i werbena

Moją ocenę tej powieści można by określić następująco - od zachwytu do lekkiego rozczarowania. 

A dlaczego?Po pierwsze bardzo lubię książki typu saga rodzinna rozgrywające się na przestrzeni stulecia, serie odkrywające historie rodzinne, dlatego też moje oczekiwania co do powieści są spore. Po drugie chyba nie do końca jestem przekonana do "elementów magicznych", czy tez nie do końca "z naszego świata", krótko ujmując fantasy dołączanej do powieści obyczajowych, bo ani takie zabiegi nie zachwycą fanek fantasy ani nie uszczęśliwią czytelniczek oczekujących dobrej powieści obyczajowej. A na taką sądząc z opisu plasowała się ta powieść.


Ale może zacznijmy od opisu:

Rok 2013. Nina Huczmiran przyjeżdża do Warszawy. Tułanie się po Europie nie przyniosło zapomnienia ani nie ukoiło bólu, czas więc zmierzyć się z demonami przeszłości i spróbować wrócić na łono rodziny.
Rok 1963. Daria Huczmiran czuje się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Właśnie przyjęła oświadczyny tego jedynego, ma głowę pełną planów i marzeń. Jednak babka i matka inaczej zaplanowały jej przyszłość.
Rok 1890. Linda Huczmiran jest w ciąży. Porzucona przez ukochanego, nieznajdująca oparcia w najbliższych zrobi wszystko, żeby uratować swe nienarodzone dziecko. Nawet jeśli będzie musiała prosić o pomoc największego wroga.

„Huczmiranki” to porywająca saga rozgrywająca się w Warszawie na przestrzeni ponad stu lat. Książka pełna magii i tajemnic.
Huczmiranki zawsze musiały radzić sobie same… Dla tych silnych i dumnych kobiet najważniejsze powinny być więzy krwi, ale co jeśli w rodzinie pojawi się czarna owca, która zapragnie żyć po swojemu?











I zaczęło się bardzo dobrze, bo historie wspomnianych 3 kobiet zaczęły wciągać, frapować i obiecywać dobrze skonstruowane 3 historie rozgrywające się w 3 różnych epokach. Potem natomiast okazało się, że przedstawicieli tego rodu posiadają niesamowity dar kierowania i czarowania zapachami. I tu niestety akcja trochę się pokomplikowała, bo wkroczyły walki rodów walczących o panowanie-czy to smakiem czy zapachem-przypominające momentami historie rodem z Harrego Pottera, co o ile tam się sprawdziło tutaj już nie do końca mnie przekonywało. Rzucanie zaklęć, usuwanie wspomnień z pamięci i tęsknoty za bliskimi nie do końca pasowały mi do warstwy obyczajowej, która wraz z rozwojem akcji dużo bardziej mnie interesował niż magiczne zabiegi autorki.

O ile same bohaterki często wzbudzały we mnie mieszane uczucia nie można im odmówić dużej charakterystyczności i wyrazistości. Zdeterminowane do walki o swoje szczęście, często tak inne niż wyobrażenia pozostałych członkiń rodu, potrafiły znaleźć w sobie odwagę, żeby postąpić inaczej niż wielowiekowa tradycja. Podczas lektury zaczęłam się też zastanawiać, jak silne to musiały być wpływy rodu Huczmiranek na członkinie własnej rodziny, że mogły aż tak determinować życie jego członkiń, tak, ze były w stanie zrezygnować z samodzielnych decyzji, pod groźbą wykluczenia z rodu. Do tego momentami żałowałam tych kobiet, dla których bliskość i ciepło rodzinne było często czystą abstrakcją, a relacje maka-córka, czy siostra-siostra to raczej bolesna konieczność niż prawdziwe przywiązanie. Pozbawiane mężów i ojców, wikłają się w liczne romanse, pragnąc akceptacji mężczyzn.
Ale kobiety te również czarują zapachem, czy to w produkowanych przez siebie kosmetykach, czy w parzonej kawie...po lekturze miałam ogromną ochotę na spróbowanie obu tych przyjemności oferowanych przez członkinie rodu. Z tą ochotą i zainteresowaniem oczekuje kolejnego tomu, którego premiera zapowiadana jest na wiosnę przyszłego roku.


Moja ocena 7,5/10




1 komentarz:

  1. Mam podobne odczucia, wielkie oczekiwanie na smakowitą sagę. i rozczarowanie;)

    OdpowiedzUsuń