środa, 30 grudnia 2015

Carla Montero - Wiedeńska gra

Hiszpania, rok 1913. Młoda szlachcianka Isabel przeżywa wielki dramat: nie tylko straciła rodziców, ale też na chwilę przed ślubem zostaje porzucona przez narzeczonego. Na szczęście pomocną dłoń wyciąga do niej ciotka, austriacka arystokratka blisko związana z cesarskim dworem Franciszka Józefa.

Podróży Isabel do Austrii towarzyszą dziwne i niepokojące zdarzenia, a w pozornie spokojnym Wiedniu coraz wyraźniej czuć narastające napięcie. W powietrzu wisi wojna, której starają się zapobiec prowadzący zakulisowe rozmowy dyplomaci, podczas gdy spotykająca się potajemnie orientalna sekta dąży do jej rozpętania za wszelką cenę.

Piękna Hiszpanka wbrew swoim zamiarom rozbudza namiętność kolejnych mężczyzn. Okazuje się, że żadna z osób, z którymi się styka, nie jest tym, za kogo się podaje. Stopniowo dziewczyna staje się elementem twardej męskiej gry, prowadzonej przez agencje wywiadowcze różnych krajów.

"Wiedeńska gra" to dynamiczna powieść szpiegowska w eleganckim klimacie schyłku Austro-Węgier, pełna namiętności i egzotyki, niespodziewanych zwrotów akcji oraz trudnych życiowych wyborów. Wartka, fantastyczna lektura.



Jak zapewne większość czytelników rozpoczynałam swoją przygodą z tą autorką od genialnej "Szmaragdowej tablicy". Tymczasem ostatnio trafiła w moje ręce debiutancka powieść tej samej autorki-"Wiedeńska gra". Tym razem autorka przedstawia nam historię Isabel, która to najprościej ujmując jest szpiegiem i za zadanie ma odkryć kto przewodniczy sekcie, która zagrozić może porządkowi światowemu pchając Europe w widmo konfliktu zbrojnego. Może sama działalność sekty- wywodzącej swoje korzenie z indyjskich wierzeń nie do końca mi się podobała, to jednak cała szpiegowska intryga wokół niej już dużo bardziej przypadła mi do gustu. Okazywało się bowiem, ze autorka tak dobrze przygotowała postacie-barwne, wielowymiarowe i skrywające mnóstwo tajemnic, że akcja wielokrotnie mnie zaskakiwała, wiele postaci okazywało się być kim innym, niż można się tego było spodziewać, co tym bardziej podsycało chęć na więcej.

Narratorami akcji są Isabel i jej przyszły szwagier - Karol. Tym samym mamy ogląd na to, co się dzieje z dwóch perspektyw. Jeżeli do tego dodamy potencjalne romanse, walkę o względy kobiety i rozgrywki szpiegów z różnych krajów to dostaniemy zapowiedź bardzo dobrej lektury. Czy obietnica ta zostanie spełniona? Moim zdaniem "Szmaragdowa tablica" wypada jednak lepiej, tym niemniej tą pozycję polecam również. Do tego Wiedeń i Paryż początku wieku, klimat retro i pozytywne zakończenie :)
Podobało mi się!

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Daniel Silva - Wielki skok

Nikt nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Ekscentryczny londyński marszand Julian Isherwood zostaje zatrzymany w charakterze podejrzanego o dokonanie mrożącej krew w żyłach zbrodni. Doszło do niej w willi nad jeziorem Como we Włoszech. Ponieważ sprawa wygląda nieciekawie, włoska policja zwraca się z prośbą o pomoc do przyjaciela Isherwooda, legendarnego szpiega i konserwatora dzieł sztuki, Gabriela Allona. Żeby pomóc przyjacielowi, Gabriel musi wytropić prawdziwych zabójców, a później wykonać jeszcze tylko jedno proste zadanie: odnaleźć najsłynniejsze zaginione malowidło świata – znakomite „Narodzenie pańskie ze świętymi Franciszkiem i Wawrzyńcem” Caravaggia. Nie wszystko jednak pójdzie gładko, bowiem Isherwood skrywał pewien bardzo niebezpieczny sekret. 

By rozwiązać tajemnice narastające wokół zbrodni, Gabriel Allon wymyśla brawurową zagrywkę. Jego poszukiwania zamienią się w niebezpieczny i ekscytujący pościg – od migotliwych bulwarów Paryża i Londynu poprzez szemrany półświatek Marsylii i Korsyki, aż do niewielkiego banku prywatnego w Austrii. Gabrielowi przyjdzie się zmierzyć z pewnym niebezpiecznym człowiekiem, który stoi na straży nieuczciwie zdobytego majątku okrutnego dyktatora. Allon pomoże również młodej dziewczynie dokonać odwetu na klanie, który pozbawił ją rodziny.





Uwielbiam Daniela Silvę i jego głównego bohatera - Gabriela Allona. Tak po prostu. Zupełnie nie przeskadza mi to, że jego powieści czytam zupełnie nie w zalecanym porządku, bo każda jedna zachwyca mnie tak samo i całe szczęście bo zostało mi jeszcze kilka z cyklu, o paradokście chyba nawet pierwsze kilka tomów.

Najnowszy wciągnął mnie na dwa dni całkowicie. Tym którzy znają twórczość  autora z pewnością nie trzeba zachwalać i rekomndować, tym którzy nie znaja napisze dlaczego warto. Usatysfakcjonowani będą przed wszystkim wielbiciele powieści szpiegowskich, bo po raz kolejny mamy tu doskonale skonstruowana szpiegowską fabułę z mnóstwem zagadek, zakamarków, nieziczoną ilościa zwrotów akcji i zaskakujacych momentów. Do tego dołożyć należy dbałość o każdy, nawet najmniejszy szczegół i detal, tak, że czytelnik od samego początku czuje się włączony w całą akcję, jako obserwator, z boku podziwiać może bardzo dobre przygotowaną akcję izraelskiego wywiadu. Jedyne w swoim rodzaju. Do tego plejada bohaterow- tych znanych mi wcześniej i tych całkiem nowych - kazdy z nich fascynujący, tajeniczy i ciekawy, a ich wzajemne relacje (zwłaszcza z Allonem) to niamal gotowe tematy na kolejne pewnie niemniej dobre powieści.

Do tego autor umiejscawia akcję, czy raczej jako przyczynek wprowadza temat znany, altualny, którego to kolejne epizody oglądać mozemy na ekranach telewizyjnych - konflikt i wojna domowa w Syrii. Po lekturze nieodzownie nasuwa się pytanie, czy gdyby taki bohater istaniał naprawdę, to czy szansa na zażegnanie tego bolesnego konfliktu byłaby większa?

Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić  to pewna schematyczność - małam wrażenie, że zastosowany element wprowadzenia kreta do organizaci wroga przez Daniela Silvę już poznałam, więc przy następnej powieści chciałabym, żeby autor mnie bardziej zaskoczyl. Tym niemniej moja ocena to 9/10

wtorek, 22 grudnia 2015

Dziś muzycznie, dziś świątecznie

Tym razem inaczej... na ten cudowny czas, który przed nami wszystkimi podzielić chciałabym się z wami cudownym muzycznym odkryciem, życząc samych dobrych chwil w tym szczególnym okresie

https://www.youtube.com/watch?v=P8jOQUsTU9o

Coldplay towarzyszy nam od wielu lat i z nieustającą siłą wlewa nam spokój w nasze dusze. Łagodne tony i melodyjny głos otula nas niczym ciepły kocyk i rozgrzewa niczym grzane wino. Na tę zimową porę życzymy Wam jedynie takich przyjemnych doznań.

Jørn Lier Horst - Poza sezonem

Jesienna mgła spowija nadmorski krajobraz. Ove Bakkerud zamierza spędzić ostatni spokojny weekend w domku letniskowym przed końcem sezonu. Jednak, gdy przybywa na miejsce, odkrywa, że dacza została splądrowana i wywrócona do góry nogami, a w sąsiednim domku znajduje mężczyznę pobitego na śmierć.

Komisarz William Wisting widział niejedną groteskową śmierć, ale desperacja, z jaką tej jesieni spotyka się w Stavern, jest dla niego zaskoczeniem. Jakby sprawca nie miał nic do stracenia. Dlatego nie jest zbytnio zachwycony, kiedy jego córka Line wprowadza się do drewnianego domku u ujścia fiordu. Jego niepokój wzrasta, kiedy policja odkrywa wśród szkierów kolejne zmasakrowane ciała, a z nieba spadają martwe wróble.





Abstrahując od zasadności wydawania cyku o komisarzu Wistlingu w zupełnie odwrotnej kolejności niż to jest logiczne to bardzo lubię tą serie kryminalną. Może ten akurat tytuł nie będzie moim ulubionym z serii to jednak czytało mi się go - jak zawsze przy tym autorze - dobrze, bo to, co jest znakiem rozpoznawczym Horsta to dobry pomysł na akcję, dobrze dopracowane wątki poboczne, zgrabne połączenie w całość wraz z wątkami obyczajowymi.
Tak jest i w tej powieści, podczas lektury której to wielokrotnie udało się autorowi mnie zaskoczyć. 
To co najbardziej mi się podobało to włączenie wątku osobistego - okazuje się bowiem, że chłopak córki komisarza jest jednym z podejrzanych - to nurtów wydarzeń stricte kryminalnych. Oczywiście wszyscy, którzy znają inne powieści Horsta wiedzą, ze mogą spodziewać się również zaangażowania Line w całą akcje, jak to zawsze w kulminacyjnym, najmniej przez ojca oczekiwanym momencie.
Dbałość o szczegóły, dopracowanie detali, przeniesienie części akcji do Wilna spowodowało, ze książka jest dobrym pomysłem na lekturę. Pewna mroczność zagadki, pojawiające się coraz to nowe trupy powoduje, ze dla tęskniących za dreszczykiem fanów kryminału będzie idealnym rozwiązaniem.
Jedyne, co nie do końca przypadło mi do gustu to wyjątkowo pejoratywne przedstawienie imigrantów ze wschodniej Europy. Owszem według autora Polacy są lepsi od pojawiających się w powieści podejrzanych Litwinów, to duże zaskoczenie biedą i żebrakami w Wilnie do którego przybył Wisting szukać podejrzanych, powoduje, że moja sympatia do bohatera (ignoranta?) ciut zmalała.

Moja ocena 7,5/10






poniedziałek, 21 grudnia 2015

Katarzyna Tubylewicz - Rówieśniczki

Nowa powieść Katarzyny Tubylewicz opowiada o trudnej, kobiecej przyjaźni i ludzkich grach o władzę.
W opisanym przez nią świecie odbijają się istotne zagadnienia współczesności, takie jak problemy relacji między płciami, rasizm i brak tolerancji. Świetnie nakreślone, wyraziste postaci, poczucie humoru autorki i przemyślana konstrukcja powieści sprawiają, że czyta się ją jednym tchem. Pomimo tego, iż większość akcji toczy się w Sztokholmie, jest to także ironiczna opowieść o współczesnej Polsce. 

Trzy przyjaciółki z podstawówki spotykają się po latach w Sztokholmie. Joanna jest znudzoną żoną polskiego dyplomaty, który łączy w sobie cechy zastraszonego urzędnika i opętanego żądzą władzy karierowicza. Na przekór światu sztywnych konwenansów oraz źle ukrywanej ksenofobii swojego otoczenia Joanna coraz częściej odwiedza imigranckie przedmieścia. Powody jej wizyt mogą okazać się dyplomatycznym skandalem… Zofia to uciekająca przed sobą samą emigrantka, której niemal udało się zostać Szwedką. Jej obecne życie jest na pozór idealne, jednak narasta w niej poczucie obcości, a przemilczane wydarzenia z przeszłości i krzywda wyrządzona w dzieciństwie przez najlepsze przyjaciółki coraz mocniej wpływają na teraźniejszość. Sabina jest konserwatywną i przekonaną o wyższości swoich racji dziennikarką katolickiego pisma, której świat rozsypał się właśnie na kawałki z powodu wyborów życiowych jej ukochanego syna. Czy kilka dni w Sztokholmie może zmienić losy trzech kobiet? I czy ujawnienie bolesnych tajemnic z przeszłości jest lekarstwem na wszechobecną hipokryzję?

Jeżeli oczekujesz lekkiej babskiej opowieści o damskiej przyjaźni, ckliwej opowiastki o psiapsiółach ze szkolnej ławy to się zawiedziesz. Bo wbrew opisowi z okładki nie jest to lektura łatwa i jednoznaczna. trochę mnie zdziwiły liczne negatywne opinie o tej książce, bo moje o niej zdanie jest zgoła inne. 

O czym jest ta powieść? Najprościej ujmując o trudnych relacjach, o niespełnieniu, rozczarowaniach, zawiedzionych nadziejach i niemożności poradzenia sobie z własnym życiem. Każda z naszych bohaterek coś ukrywa, z czymś się boryka, skrywa jakąś tajemnice, której to nie chce powierzyć dawno niewidzianej przyjaciółce. Przyjaciółce? Czyży? Okazuje się, że dawnym znajomościom zarówno kiedyś, jak i teraz brakuje szczerości i wspaniałomyślności, wypełniają je za to nieszczerość, zazdrość i zakłamanie. Znacie to? Zapewne, dlatego uważam, że to bardzo ciekawa książka, bo pokazuje z dużym realizmem to, co często ukrywany, pokazując na zewnątrz jakich to cudownych mamy przyjaciół. 
Może główne bohaterki czasem drażnią, czy irytują swoim zachowaniem, to wole takie niż cukierkowe postacie w powieściach wielu polskich autorek. 
Wiadomo każda z bohaterek poszukuje miłości, w swoim własnym stylu stara się radzić z problemami. a zderzenie 3 tak różnych osobowości sprawia, że lektura staje się ciekawsza.

Do tego postawa Sabiny-ksenofobia, chołdowanie pseudochrześcijańskim wartościom, wykluczenie z własnej rodziny najukochańszego syna, który odważył się być innym, zderzona z otwartością szwedzkiego społeczeństwa, zwłaszcza w kontekście ostatnich zmian na naszym rodzinnym podwórku politycznym, razi szczególnie i zmusza do refleksji.

Polecam, moja ocena 8/10








wtorek, 15 grudnia 2015

Johanny Basford - Tajemny ogród dla wtajemniczonych

Trochę się wahałam, czy to pozycja dla mnie..bo w końcu malowanki to ja i owszem, ale raczej z moim dwuletnim synem niż takie zdecydowanie bardziej zaawansowane ;) i to dla mnie dorosłej kobiety. Przy tych rozważaniach i przemyśleniach spojrzałam na mój biurwar na biurku w pracy i już jakby odpowiedź leżała na wprost mnie. Gdyby nie brak kolorowych kredek i ograniczenie do czarnych i niebieskich długopisów, to byłby najlepszy dowód, ze dorosłym taka rozrywka również jest potrzebna (się należy ;)). Powiem więcej patrząc z jakim zapałem rodzice "pomagają" swoim pociechom w tym arcytrudnym zajęciu, jakim jest kolorowanie książka do kolorowania dla dorosłych to również całkiem udany pomysł na prezent gwiazdkowy :)





Znacie "Tajemny ogród"? To niezwykła książka do kolorowania, o której mówi już cały świat. Teraz powraca w wydaniu specjalnym dla kolekcjonerów – w znacznie większym formacie, na grubym, zadrukowanym jednostronnie papierze i z wyrywanymi kartkami – po to, by móc je pokolorować, oprawić i powiesić.
Ta ekskluzywna publikacja, zawierająca dwadzieścia ilustracji wybranych przez autorkę z "Tajemnego ogrodu", zachwyci kolorofanów w każdym wieku.



Tajemniczy ogród, to druga z kolorowanek dla dorosłych, z którą mam do czynienia i muszę przyznać, że pewnie na długi czas pozostanie punktem odniesienia dla kolejnych, które z pewnością ;) się pojawią. Dlaczego? Bo daje mnóstwo możliwosci, wiele obrazków do kolorowania - pięknych nawet w czerni i bieli -  ich różnorodnośc, mimo, ze powiązanych tematem wiodącym - ogrodem, sprawia, że są to kolorowanki na każdy dzień tygodnia. Tak bardzo mi się one podobają, że ciężko było mi zdecydować się, które z nich pokolorować jako pierwsze. Bardzo dobry czas na odstresowanie po ciężkim dniu... Polecam dla małych i dużych.



poniedziałek, 14 grudnia 2015

Gabriela Gargaś - Droga do domu

Pięć kobiet, pięć historii, pięć marzeń do spełnienia, jedna wspólna podróż.
Ewa rozstaje się z Pawłem, mężczyzną swojego życia.
Alicji wciąż trudno pogodzić się ze śmiercią męża. Matylda obwinia siebie za wypadek samochodowy, w którym straciła najważniejszą osobę.
Antonina, starsza pani z bagażem doświadczeń i wielką pogodą ducha, postanawia odwiedzić przyjaciółkę, która mieszka nad morzem. 

Namawia ją do tego wnuczka, Majka, która za wszelką cenę pragnie wyrwać się z małego miasteczka. Wszystkie kobiety mają powód aby udać się w podróż, choćby na koniec świata. Każda z nich szuka czegoś innego, ale razem jest łatwiej stawić czoło swoim demonom. Na końcu podróży, w pięknym, słonecznym Sopocie przekonają się, że dom to szczęście i spokój duszy, nieważne w jakim miejscu się znajdujemy. A wybaczenie to jedno z najważniejszych słów. Poruszająca opowieść o tym, jak trudną sztuką czasem jest przyjęcie tego, co otrzymujemy od życia.










Jestem chyba jedną z niewielu czytelniczek, których ta powieść nie zachwyciła i którą to odłożyłabym na półkę - jedna z wielu podobnych. 

Może najpierw opowiem co mi się podobało ;) Zdecydowanie forma  i  pomysł - poznajemy 5 różnych kobiet, które to znajdują się na życiowych zakrętach i to w zasadzie jedyna rzecz, która je łączy. Ani upodobania, ani charaktery ani nawet wiek nie jest wspólnym mianownikiem. Bardziej to chęć zrobienia czegoś innego, podążanie za nutą szaleństwa i swoistego rodzaju ucieczka od kłopotów, trudnych decyzji, czy zagubienia skłania je do szalonej podróżny nad morze autem nie pierwszej już młodości...
Perspektywa wielu bohaterek, ich historie i trudności życiowe to zdecydowanie najmocniejsze strony powieści, bo każda z czytelniczek, bez względu na wiek znajdzie tutaj coś dla siebie, odszuka bohaterkę, którą darzy sympatią większa niż pozostałe i zaczyna jej kibicować. Oczywiście najwięcej sympatii wzbudza początkowo babcia Tosia, ale jak się okazuje to tylko pozory, bo każda z nich ma swoje mroczne tajemnice i decyzje, które teraz, z perspektywy czasu podjęłaby inne...

Co mnie rozczarowało?Najbardziej kiczowatość i przewidywalność zakończenia. Ckliwe uściski, wybaczanie starych grzechów, odnalezione miłości i pogodzenie z przeszłością. Brzmi znajomo?Owszem, bo wszystko to już było, tysiące razy i tym samym dobra lektura obyczajowej książki staje się tylko powielaniem schematu. A szkoda.

Moja ocena 5,5/10


czwartek, 10 grudnia 2015

Leila Meacham - Róże

Kiedy Toliverowie i Warwickowie przybyli do Teksasu, a było to w roku 1936, przywieźli ze sobą czerwone i białe róże świadczące o ich lojalności względem swoich angielskich przodków – rodów Lancasterów i Yorków. Zakładając wspólnie miasto Howbutker, rodziny uzgodniły, że, na znak panującej między nimi zgody będą w swoich ogrodach hodować obydwie odmiany róż. „Będą nam przypominać o szacunku, jaki winniśmy naszej przyjaźni, wspólnym staraniom i wysiłkom” – powiedział Jeremy Warwick do Silasa Tolivera.


Saga opisuje losy trzech pokoleń, ukazując bohaterów w czasach wojny i pokoju, w okresach wielkiego powodzenia i dotkliwych porażek, ciężkiej pracy na plantacjach bawełny, święcących triumfy i przeżywających swoje ludzkie tragedie – zawsze z różą w tle.














Może nie jestem fanką "Przeminęło z wiatrem" to jednak z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam książkę Leili Meacham. Mimo, ze na wskroś amerykańska, zarówno w warstwie obyczajowej, jak i historycznej, to zaprezentowane w bardzo przystępny sposób, tak, ze lektura okazała się wyjątkowo przyjemna.

Opisując historię głównych bohaterów do przewidzenia jest to, o czym ona będzie - o miłości wiadomo..., ale z drugiej strony ta miłość okazuje się być nieoczywista, trudna, targana watpliwościami, namiętnościami i trudnymi wyborami, których to bohaterom nie poskąpiła autorka. 
Sama historia rodzin ojców założycieli miasta ukazana w bardzo interesujący sposób - z perspektywy wielu osób, jakby oglądało się wszystko w kalejdoskopie- jest pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, zaskakujących decyzji i barwnych postaci sprawiając, że błaha z pozoru historia miłosna wciąga pokazując jak wiele jedna życiowa decyzja determinuje w życiu , nie tylko osoby ją podejmującej...
Parokrotnie autorce udało sie mnie zaskoczyć, zdziwić, a dodając do tego mój sprzeciw wobec postępowania głównej bohaterki - Marry, powstaje wrażenie powieści, która okazuje się nie aż tak oczywista, jakby mogło sie na początku wydawać.

Moja ocena 7,5/10

wtorek, 8 grudnia 2015

Opowiem Ci mamo, co robią samoloty; Opowiem Ci mamo, skąd się bierze miód

"Opowiem ci, mamo, co robią samoloty" Marcina Brykczyńskiego z ilustracjami Artura Nowickiego


Najnowsza pozycja w popularnej serii "Opowiem ci mamo", narysowanej z humorem przez Artura Nowickiego, tym razem pozwoli się wybrać w podniebną podróż i poznać bogaty świat odrzutowców, myśliwców, helikopterów i innych aeroplanów.
"Opowiem ci, mamo, co robią samoloty" to znakomity prezent dla dzieci w wieku od 2 do 6 lat. Książka ćwiczy spostrzegawczość, ilustracje wzbogacają rymowane zagadki Marcina Brykczyńskiego, a sztywne kartki pozwolą przetrwać wielokrotne przeglądanie.



To jest druga książka z serii Opowiem Ci mamo, którą z synem czytamy przed snem. Po przebojowym Co robią samochody, pozostając w sferze transportu i mechanicznych urządzeń przenosimy się nad nasze głowy. Myślę, że każdy chłopczyk w wieku naszego syna zafascynowany jest wszelkimi pojazdami, czy to będzie 'tit-tit', czy też 'Duuu brrr' - od koparki do szybującego po niebie samolotu wszystkie maszyny są w cenie. Z tym związany jest też sukces (przy, myślę, wzajemnej radości) książek tego typu. Samochody - rewelacja, samoloty cieszą się jednak troszeczkę mniejszym zachwytem. Pewnie to wynika z mniejszej dostępności samolotów na co dzień, albo wieku młodzieńca, któremu  samochodziki towarzyszą od dawna, a mała "dostępność" samolotów powoduje mniejszy popyt na lekturę. 
Zdecydowanie nasz syn byłby zachwycony opcją z pociągami, o którą tym samym postulujemy ;)

Książka rzeczywiście jest nieco trudniejsza, wprowadza perspektywę w trzech wymiarach, wyobraźnię przestrzenną, w tym rzutowanie (samolotów) z różnych stron (smyk nigdy nie widział samolotu od góry), większą ilość detali (wymusza większe skupienie, przy mniej rozpoznawalnych kształtach), nazwy i funkcje samolotów dotąd nieznane. Mamy balony, helikoptery, hydroplany, sterowce i poduszkowce. Ptaki, pszczoły i latające ryby. Cały ogromny nieznany świat. Niewątpliwie dla taty ten ogrom trochę go przerasta, nie nadąży z opowiadaniem o jednym, gdy jak w teledysku serwowane są już kolejne rzeczy.

Ogólnie rzecz biorąc poziom z Aut jest zachowany, obrazki ciekawe, śmieszne i pełne potencjalnych historyjek do opowiadania (Autka już w tym są nieco wyeksploatowane) jednak nie bardzo wiem jak wyjaśnić dwulatkowi czym jest Wilga i dlaczego zeskrobuje miodek... albo dlaczego samolot transportowy ma dwie pary oczu...



"Opowiem ci, mamo, skąd się bierze miód" Marcina Brykczyńskiego z ilustracjami Katarzyny Bajerowicz

Sztywne kartki (dzięki którym książka przetrwa wielokrotne przeglądanie), poręczny format, a przede wszystkim niezwykłe ilustracje Katarzyny Bajerowicz, którym towarzyszą rymowanki Marcina Brykczyńskiego – to prawdziwe dzieło sztuki!

Twoje dziecko z wypiekami na twarzy będzie oglądać ilustracje pełne licznych detali, przy okazji zdobywając wiedzę na temat życia pszczół i procesu powstawania miodu. To książka nie tylko do czytania, ale głównie do oglądania, zgadywania i opowiadania. Ćwiczy spostrzegawczość dziecka, umiejętność opowiadania, pobudza zainteresowanie światem, rozwija wiedzę na temat przyrody, ale przede wszystkim jest fantastyczną zabawą oraz sposobem na miłe i twórcze spędzenie czasu.

...a miód się bierze z...? 


na to pytanie odpowiedzi udzieli troszkę starszy smyk po lekturze książki "Opowiem Ci mamo, skąd się bierze miód". W tej części, właściwie, to w obu ksiązkach, do rysunków wiersze napisał Marcin Brykczyński. Przygodę z pszczołami młody czytelnik zaczyna wraz z pojawieniem się na drzewach puchatych baź wierzb. Później, przez całą wiosnę i lato, na kolejnych kartkach książki poznaje kolejne etapy powstawania miodu oraz wszystkich uczestników tego procesu. Przygodę z miodem kończymy jesienią, ale autor oprócz historii miodu ma dla młodych czytelników mnóstwo dodatkowych atrakcji. Z książki możemy dowiedzieć się także skąd się biorą owoce, jak w zbliżeniu wygląda pszczoła, odbyć możemy krótki kurs jak zostać pszczelarzem, by na koniec założyć ogród dla pszczół. Do tego na każdej kartce czekają na dzieci, ćwiczące spostrzegawczość, rozmaite zadania i zagadki. Książka na pewno spodoba się trochę starszym dzieciom, bo o ile historie samolotów zaciekawią już nawet dwulatka, to na historie o pszczołach i kwiatkach będzie musiał trochę zaczekać.



wtorek, 1 grudnia 2015

Małgorzata Musierowicz- Feblik

Feblik – najnowsza książka Małgorzaty Musierowicz – to ciąg dalszy bestsellerowej "Wnuczki do orzechów". Akcja przebiega w czasie tych samych kilku upalnych dni sierpniowych, a dotyczy przełomu w życiu Ignacego Grzegorza. Humor, dobra energia, radość życia i ciepło – znajome postacie i zaskakujące wydarzenia! – jednym słowem: Jeżycjada! – Tom 21!













Są takie książki, które czytam z sentymentu. To tego grona zaliczyć można niewątpliwie wszystkie tomy Jeżycjady. Chociaż, może jest to związane z wiekiem, innymi oczekiwaniami, czy bagażem doświadczeń, podchodzę do nich całkiem inaczej niż to miało miejsce kilkanaście alt temu. Teraz po prostu wiem, że wraz z lekturą czek a mnie miły wieczór, spędzony w cieple rodzinnych Borejków. i wiem, ze spodziewać mogę się mądrości ojca Borejko, ciepła Gabrysi i jej mamy... I tak się zastanawiam, czy nie chętniej sięgam po kolejne tomy serii ze względu na ta przewidywalność i gwarancję dobrze spędzonego wieczoru niż ciekawość, co teraz u nich się wydarzy...

O ile poprzednia cześć "Wnuczka do orzechów" (recenzja tutaj) mnie nie zachwyciła, to ta niezmiernie przypadła mi do gustu. Mimo początkowego sceptycyzmu i obawy powtórki z Wnuczki okazało się to powieść ta to powrót do znanych i lubianych przeze mnie historii letnich u Borejków. Tym razem autorka główną postacią uczyniła lubianego przeze mnie Ignacego Grzegorza oraz przeznaczyła dla niego momentami pogmatwaną, czy też śmieszną historię miłosna. Ale taką młodzieńczą, przyjemną, o której się czyta z sentymentem... 
Bardzo ucieszyło mnie również mnóstwo odwołań to codzienności, czy też należałoby napisać nowoczesności, w której muszą odnaleźć się starsi członkowie rodzinny, a młodsi korzystają z zyskiem dla lektury ;) - maile Idy są wprost genialne! Ale autorka nie byłaby sobą, nie przemycając w całej historii kilku mądrości...
Moja ulubiona:

"A zauważcie (...) jak media pilnie pracują nad tym, by ludzie uwierzyli, że dobrze jest być głupim, aroganckim, wulgarnym i niewykształconym. I ludzie wierzą, bo wtedy jest się po prostu kimś przeciętnym, a więc żyje się bezpiecznie."

To niewątpliwie jeden z tych tomów, do których zamierzam często wracać.