niedziela, 26 lutego 2012

Pearl S. Bruck - Ukryty kwiat

Zawsze fascynowała mnie Japonia, bardzo lubię książki, ktorych akcja dzieje się w Japonii lub bohaterami są Japończycy. Dlatego też z ogromnym zainteresowaniem sięgnęlam po ksiażkę "Ukryty kwiat"

Za empik.pl:

"Josui, młoda dwudziestoletnia Japonka i Allen, oficer armii amerykańskiej, stacjonujący w Tokio podczas powojennej okupacji, zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ojciec dziewczyny jest wziętym lekarzem zaprzyjaźnionym z arystokratyczną rodziną Matsui i liczy na to, że któregoś dnia córka poślubi syna pana Matsui, szlachetnego i światłego Kobori. Jednak Josui przyjmuje oświadczyny Allena. Młodzi, świadomi oporu najbliższych, decydują się na małżeństwo i zamieszkują w Nowym Jorku. Z czasem, mimo wciąż silnego, wzajemnego uczucia, coraz bardziej dają o sobie znać różnice, wynikające z odmiennego pochodzenia..."

Książka pisana jest z perspektywy kilkorga głównych bohaterów, autorka daje więc obraz danej sytuacji z wielu różnych perspektyw. Tym bardziej jest to interesujące, gdyż w książce tak naprawde zderzają się dwa światy-amerykański i japoński, na które dodatkowo naklada się ciężar historii z okresu drugiej wojny światowej. Wszystko to wydawałoby się, ze stwarza idelany punkt wyjścia do fascynującej akcji i romantycznej historii, którą zapowiedziano w opisie na okładce. Mi jednak książkę czytało się ciężko, początek był bardzo ograniczony japońskim konwenasem, który dla Europejczyka bywa męczący - dla mnie akurat w tej książke wyjątkowo, zwłaszcza, że japońska etykieta jest tu przedstawiona bardzo plytko, a dialogi pozostawiały wiele do życzenia-nawet uwzględniając realia społeczne czy narodowościowe.  Sam watek miłosny jest ciekawy, jednak jak się okazuje uczucie nie wygra z przeciwnościami losu w postaci rasowych i historycznych uprzedzeń.  Wydaje mi się jednak, że autor mógł bardziej powalczyć życiem bohaterów, którzy poświęcili dużo dla swojego szczęścia i miłości, a wszytko to zmienia się z dnia na dzien jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.  Dla mnie to wszystko zdecydowanie zbyt powierzchowne i nieststey momentami bardzo naciagane. Troche naiwne i pretensjonalne zakończenie skutecznie zniechęciło mnie do sięgnięcia po kolejną książkę tej autorki.

Moja ocena 3/10

piątek, 24 lutego 2012

Teresa Ewa Opoka - Wyspa kobiet

Chciało mi się takiego babskiego czytadła, na te ostanie depresyjne dni i sięgając po książkę " Wyspa kobiet" miałam nadziję, że to był strzał w dziesiątkę:

Za Wydawnictwem Prószyński i Spółka:

"Krzepiąca historia o sile kobiecej przyjaźni.

Moja wyspa, pomyślała Joanna, ogarniając wzrokiem kępy floksów, lilii, szmaragdowe łąki i mocną ścianę lasu. Podobno są marzenia, które, gdy się spełnią, bywają przekleństwem. Jej się udało.

Joanna, popularna kompozytorka i kobieta po przejściach, osiada na wsi. Kupuje zrujnowany pałac, remontuje go i wreszcie jest szczęśliwa.

Latem odwiedza ją siostrzenica z przyjaciółkami. Joanna z dużą życzliwością wysłuchuje tajemnic młodych kobiet. Mimo woli staje się ich powierniczką, pocieszycielką, próbuje udzielać wskazówek. Sama jednak nie potrafi podjąć ważnych decyzji. Czy szukać miłości, czy nie ryzykować i cieszyć się spokojem, który dopiero teraz odnalazła?"

Powiem szczerze, spodziewałam się więcej. Wiedziałam, że nie będzie to książka wymagająca, ale jednak nawet od tzw. literatury kobiecej oczekuje trochę więcej. Autorka przedstawia nam postacie kilku kobiet w różnym wieku, połaczonych czy to więzami krwi czy tez przyjaźnią ze szkoły. Każda z nich ma swoją historię, swoje problemy i troski i niewątpliwie plusem ksiązki jest to, ze te problemy sa takie rzeczywiste, codzienne, że ma się wrażenie, ze czyta się o problemach koleżanki, znajomej. Na tym plusy się kończą, bo na koniec nie dostajemy odpowiedzi jak poradziły sobie one z tymi trudnościami. A ja lubię takie końce z końcem, moze te zabieg celowy, który pozostawić ma miejsce na pracę wyobraźni, domysły, rozważania, u mnie jednak pozostawiło spory niedosyt.

Moje poszukiwania dorej kobiecej literatury na wieczorne czytanie trwają nadal

Moja ocena 3,5/10

 

 

 

poniedziałek, 20 lutego 2012

Andrzej Sapkowski - Żmija


Po Sapkowskim można oczekiwać wiele i wydaje mi się, że on sam też próbuje pewnych nowych dla niego rozwiązań. Wielki W. zaczęty tak naprawdę w 86 roku pokazał, że potrafi pisać, trylogia husycka moim zdaniem była dużo słabsza od W., a Żmija ? Żmija jest opowieścią, która zaczyna się niewinnie jako historia pewnego żołnierza i mam odczucia, że finał z gatunku fantasy niestety nie pasuje do całości. Gdyby została zachowana forma opowiadania i jako opowiadanie opublikowana, potraktowałbym tę pozycję przychylniejszym okiem. Sam W. zaczął się od opowiadań i dopiero gdy okazało się, że świat zbudowany w opowiadaniach był na tyle kompleksowy(i ciekawy) mógł zostać przeniesiony na Long-play'a czyli w tym wydaniu powieści odniósł sukces. Tu poleciłbym proces odwrotny.

Niewątpliwym plusem jest jakość pióra autora +1

Przerost formy -1

wychodzi coś koło 6 - średnio i bez zachwytu

poniedziałek, 6 lutego 2012

The good wife-czyli powrót do ulubionego

Mam swoisty sentyment do seriali określanych jako "prawnicze". Pewnie dlatetego, że pierwszy zagraniczny, taki prawdziwy amerykański a zarazem dorosły serial dla mnie to Ally McBeal...A że dawno żadnego serialu tego typu nie oglądałam z przyjemnością sięgnęłam po The good wife.

Ctując za ekino.tv:

"Alicia (Julianna Margulies) to szczęśliwa mężatka z 15-letnim stażem i matka dwójki nastolatków. Florrickowie mieszkają w eleganckiej dzielnicy Chicago, mają wpływowych znajomych, a ich dzieci chodzą do najlepszej szkoły w okolicy. Życie głównej bohaterki zmienia się diametralnie w dniu, w którym na jaw wychodzą kompromitujące fakty związane z nagannym pełnieniem funkcji publicznej przez jej męża. Zawistni intryganci bardzo skutecznie przeprowadzają atak mający na celu całkowitą dyskredytację Petera (Chris Noth) w oczach opinii publicznej. Ujawniają nie tylko kwestie korupcyjne, ale także nagrania z jego intymnych spotkań z rozmaitymi kobietami. W efekcie Florrick zostaje skazany i trafia do więzienia. Wszyscy stawiają sobie pytanie: jak na te wszystkie rewelacje zareaguje jego żona? Czy będzie wspierać swego niewiernego męża, a może jednak się z nim rozwiedzie? Tymczasem Alicia sprzedaje dom, przeprowadza się z dziećmi do mieszkania w innej dzielnicy i postanawia wrócić do wyuczonego zawodu prawnika. To oczywiste, że po tak długim, 13-letnim okresie zajmowania się jedynie domem i sprawami rodzinnymi bohaterka spodziewa się problemów ze znalezieniem pracy. Nieoczekiwanie pomocną dłoń wyciąga do niej przyjaciel z dawnych lat - Will Gardner (Josh Charles) z korporacji prawniczej Stern, Lockhart & Gardner. "

 

 

 

Zauroczył mnie ten serial i wciągnął bardzo. Tak, że minimum to jeden odcinek dziennie. 

Każdy z nich można niejako podzielić na 2 części-jedna z nich dotyczy głównego wątku wspomnianego powyżej, druga to aktualna sprawa kancelarii adwokacjiej, nad którą aktualnie pracują bohaterzy. Wszystko spina postać głownej bohaterki-opanowanej i rozdądnej pani adwokat ubranej zawsze w stonowane ubrania, wydawałoby się, że nudnej. Nic bardziej mylnego, bo oglądajac kolejne odcinki widzimy ajk potrafi walczyć o to, co dla niej ważne, jak dociekliwy umysł ma oraz jak bardzo inteligentna jest. Dla mnie każdy jej popis na sali sądowej to mimo, iż spontaniczny to zawsze dopracowany do najmniejszego szczegółu majstrsztyk.

Do tego możemy poznać jej życie rodzinne-jak radzi sobie z prowadzeniem domu z pomogą apodyktycznej tesciowej, jak dogaduje się z dwójką nastoletnich dzieci oraz jak stara się poskładać swoje życie na nowo.

Do tego dochodzi plejada bohaterów z kancelarii adwokackiej, z których każda z nich wzbudza dużo emocji, a ich paleta jest bardzo szeroka.

 

Polecam

Moja ocena 9,50/10

 

 

 

Północ-Południe miniserial BBC

North-Soth to kolejna udana produkcja BBC, tym razem na motywach powieści Elisabeth Gaskell. Jak usłyszalam ten tytuł oczywiscie jednoznacznie skojarzył mi się z amerykańską produkcją o wojnie secesyjnej. Natomiast w tym serialu BBC sielankowe południe Anglii zostaje skonrontowane z przemysłową, zdawałoby się burą i mroczną północą.

Cytując za FILMweb:

"Margaret Hale (Daniela Denby-Ashe) dorasta w komfortowych warunkach w rolniczej południowej Anglii. Ale kiedy jej ojciec, pastor Richard Hale (Tim Pigott-Smith), niespodziewanie opuszcza Kościół z pobudek sumienia, przenosi całą rodzinę: słabowitą żonę Marię (Lesley Manville) i służącą Dixon (Pauline Quirke) do miasta przemysłowej północy - Milton. Margaret i jej rodzina wystawiona jest na poważny kulturowy szok. Od razu po przybyciu do Milton społeczne koszty rewolucji przemysłowej są dla dziewczyny jasno widoczne. Toteż panna Hale zaczyna darzyć miasto i jego mieszkańców sporą niechęcią. Jednym z nich jest John Thornton (Richard Armitage), właściciel zakładu przemysłu bawełnianego. Margaret postrzega go jako uosobienie wszystkiego, czego nie znosi w północy Anglii. Jakkolwiek losy Margaret i Johna wyglądają na splecione... ."

 

 

 

Dla mnie serial był ogromnym zaskoczeniem, bo o ile filmów o sielankowej Jane Austionowskiej części Anglii jest sporo to nigdy nie widziałam serialu o wydawałoby się nudnej Anglii przemysłowej.  Dzięki temu serialowi poznajemy życie i problemy wszystkich warstw społecznych oraz widzimy relacje jakie miedzy nimi się tworzą. Serial też ukazuje jak ludzie łamali te sztywne bariery.  Główna bohaterka to  przedstawicielka klasy średniej, która przyjaźni się zarówno z robotnikami z fabryki, jak i uczęszcza na salony bogatych fabrykantów.  Tło społeczne i obyczajowe jest przedstawione przez scenarzystów z wyjątkową dbałością o odzwierciedlaenie realiów.

Oczywiście w serialu mamy też wątek miłosny, o którym pisać nie będę, bo wydaje mi się, że jednak jest on zgrabnie wpleciony w oddane z ogromną dbałością o szczegóły tło obyczajowo-społeczne.

Jedynym drażniącym mnie elementem jest postać głownej bohaterki, która jest taką typową siłaczką, jednocześnie według mnie mająca ogromne problemy z podejmowaniem decyzji co do swojego życiaprywatnego.  Z jednej strony wspołczująca, zaangażowana społecznie działaczka, z drugiej to typowa angielska panienka, która sama przed sobą się nie potrafi przyznać co dla niej jest ważne.

Polecam ze względu głównie na innowacyjność tematu

Moja ocena 7,5/10

 

piątek, 3 lutego 2012

Simon Montefiore - Saszeńka

Dziś napiszę o książce, która jest dla mnie jednym z większych rozczarowań  czytelniczych ostanich czasów. Spodziewałam się książki w stylu "Jeźdźca miedzianego", ale niestety okazłao się, że już na samym początku,  że nie mam się co spodziewać powtórki jednej z moich ulubionych książek.

Za merlin.pl

"Saszeńka to opowieść o trzech pokoleniach kobiet rosyjskich: od czasów ostatniego cara poprzez okres stalinowski po dzisiejszą Moskwę z jej oligarchami, którzy dorobili się miliardowych fortun na ropie naftowej. Opowiada o lekkomyślnej miłości kobiety do mężczyzny i bezgranicznej miłości matki do dzieci, okrutnej śmierci i tajemnicach, które kryje przeszłość - o zwyczajnej rodzinie żyjącej w niezwykłych czasach. Jej osią jest szaleńczy romans, który trwa tylko kilkanaście dni, ale zmienia całe życie bohaterów. Jeszcze po dziesięcioleciach miłość trwa, ale trwa też nienawiść, cierpienie i przemoc.Montefiore tworzy niezapomnianą postać kobiecą, której historia spina klamrą dzieje dwudziestowiecznej Rosji, i opowiada o dążeniu do prawdy w kraju, który pragnie zapomnieć o swojej mrocznej przeszłości. Główni bohaterowie książki to postacie fikcyjne, ale ich losy są oparte na prawdziwych historiach kobiet i dzieci należących do pokolenia Saszeńki.

"Saszeńkę" czyta się jednym tchem. To powieść o frapującej intrydze, która ukazuje radości i nadzieje rosyjskich rodzin, rewolucję, grozę lat trzydziestych - i prowadzone przez najnowsze pokolenie poszukiwania w zamkniętych wcześniej archiwach KGB. Montefiore ma ogromną wiedzę o dziejach Rosji i umiał ją wykorzystać do stworzenia wspaniałej opowieści. Jeszcze długo po przeczytaniu książki trudno zapomnieć o tragedii głównej bohaterki."
Thomas Kenneally, autor Listy Schindlera

Powiem tylke-nie potrafiłam się przemóc i utknęłam w 1/3 książki, próbowałam parokrotnie do niej wrócić, troche "przewinać", ale nic to nie dało. Mimo dobrego pióra autora, fascynującej Rosji, tego, że jest to saga rodzinna, które bardzo lubię to jednak nie zaskoczyło...

Bardzo zmęczyła mnie bolszewicka stylistyka pierwszej częściej, ślepe oddanie sprawie przez główną bohaterkę, dodatkowo  irytowało mnie zachowanie jej rodziców i w związku z tym nie doczytałam do końca. Czytałam wcześniej wiele recenzji tej pozycji, większość z nich to peany na jej cześć, natomiast ja nie dołączę jednak to fanów tej jakże dla mnie dla mnie infantylnej i zaślepionej bohaterki.