czwartek, 31 stycznia 2013

Maria Nurowska - Innego życia nie będzie

"Innego życia nie będzie Marii Nurowskiej to wzruszająca, oparta na faktach opowieść o miłości, której źli ludzie i zły czas nie dali rozkwitnąć. O gorzkim romansie z komunizmem.

 Była bardzo ładna, głupia i wpatrzona w niego jak w obrazek. Taką zobaczył ją któregoś dnia, gdy tuż po wojnie objął urząd szczecińskiego wojewody. On, Stefan, miał raptem dwadzieścia cztery lata, skórzaną kurtkę i nadopiekuńczą matkę. Ona, Wanda – o pięć lat młodsza – była jego sekretarką. Wkrótce została żoną i urodziła mu dwóch synów. Jednak matka Stefana robiła wszystko, by rozbić to małżeństwo. Kiedy tego dopięła, zabrała do siebie starszego wnuka i powiedziała mu, że Wanda nie żyje. Teraz Stefan jest już stary. Z trudem wchodzi na trzecie piętro. Po zmianie ustroju jest nikim. Pewnego dnia dostaje przesyłkę pocztową z kilkoma zeszytami. Są to sekretne dzienniki, które Wanda prowadziła przez całe życie; chciała, by po jej śmierci trafiły do jego rąk. Za kilka dni z Ameryki przyleci jego drugi syn z jej trumną. W oczekiwaniu na to spotkanie Stefan czyta zapiski żony. I odnajduje utracone człowieczeństwo."

Powiem szczerze, że długo się zastanawiałam, czy mi się podobała ta książka...i dalej do końca nie wiem. Dlaczego? Bo z jednej strony mnie wciągnęła, chciałam przeczytać ją od razu do końca, z drugiej strony nie do końca jestem w stanie powiedzieć dlaczego tak się stało.  Nie wiem, co w niej aż tak mnie wciągnęło.

Główna bohaterka Wanda, to kobieta, której nigdy nie byłabym w stanie zrozumieć...pusta, bez własnego życia  ślepa, bez reszty podporządkowana najpierw mężowi, który tak naprawdę nigdy jej nie kochał, później synowi, który dal jej dostęp do tylko wybranej części jego życia. 
Bez pomysłu na siebie, bezwolna, niczym plastelina w rękach innych. Cale życie manipulowana, popychana, kierowana. Do tego z głęboko ukrywanymi problemami na tle seksualnym. Pod koniec życia zdecydowała się przesłać swoje wspomnienia mężowi. Ten, najpierw niechętnie, później z coraz większym zaangażowaniem zaczyna czytać, nie mogąc się ostatecznie oderwać, zapominając nawet o cotygodniowych partiach brydża z kolegami. 
Do tego dwaj synowie tego dziwnego małżeństwa - Michał, podobnie jak ojciec w pewien sposób przegrał swoje życie - alkohol, kochanki, zapomnienie, kłamstwo to stałe elementy ich życia. Do tego rozgoryczenie, każdy z innego powodu. Syn, że nie dane mu było żyć lepszym życiem, które jego zdaniem stało się udziałem starszego syna Stefana w Ameryce. Ojciec, bo stracił wszystko, co kiedyś wydawało mu się ważne - komunistyczną przeszłość z wszystkimi jej gratyfikacjami i dostatkiem. Tak naprawdę żaden z nich nie potrafi kochać, zaangażować się i być szczerym. Jedyne jasne elementy ich życia - żona Wanda, córka Agnieszka zdają się im nie wystarczać. Żaden z nich tak naprawdę nie potrafił zawalczyć o coś, co inni ludzie  określają mianem szczęścia.
Drugi syn - Stefan - pochłonięty swoją kariera i pracą naukową, tak, że świat poza nimi wydawał się nie istnieć  A tym samym raniąc swoją żonę i matkę.
O czym jest ta książka? Podobno o rozliczeniu z przeszłością ..Dla mnie o chorych relacjach rodzinnych i braku miłości. O uczuciach podszytych wyrachowaniem i naiwnością.

Moja niezdecydowana ocena to 6/10



środa, 30 stycznia 2013

Gregory Keyes - Miasto w przestworzach

Wszystkim, którzy nie wiedzą czym jest Elder Scrolls wyjaśniam - jest to seria doskonałych gier, w których wcielamy się w bohatera mającego niesamowite przygody w świecie fantasy. Ich największą zaletą jest właśnie ten świat - ogromny, skomplikowany i bardzo dobrze przemyślany.

I właśnie dlatego książeczka wypada słabo w zestawieniu z tym światem - Gregory przyszedł na gotowe. Nie musiał nic tworzyć, musiał mieć tylko pomysł na jedną historyjkę. Nawet nie wymyślił imienia głównej bohaterki. Różnorodność ras zamieszkujący ten świat, ich umiejętności, magia, alchemia, cały panteon bogów - dosłownie wszystko było już gotowe.

Wspomniana przeze mnie historyjka skupia się na jednym latającym mieście (też już było w Elder Scrolls), które wysysa dusze z rozumnych istot, by móc latać. Jedyna innowacja to sposób w jaki się rodzą mieszkańcy... Autorowi udało się stworzyć wiele ciekawych zagadnień i wątków, na opisanie których niestety chyba brakło mu chyba czasu...

4/10

Jedna fajna rzecz, która mi się naprawdę - naprawdę podobała, to powrót do miejsc, które się już zna i w których się już kiedyś "było"

wtorek, 29 stycznia 2013

Patrick Bauwen - Tylko on wie

"Marion Marsh, 35-letnia dziennikarka z Paryża, przed piętnastu laty przeżyła dramat. Jako studentka medycyny zakochała się w starszym od niej chirurgu, z którym spędziła cudowne chwile. Ale Nathan zaginął w tajemniczych okolicznościach.
Dziś Marion jest osobą samotną, poza pracą spotyka się tylko z ojcem oraz przyjaciółką, Korą, a i to nieczęsto. Pewnego dnia na Facebooku znajduje dziwną wiadomość - ktoś pyta, czy chce zostać jego przyjacielem. Wkrótce tajemniczy korespondent porywa jej kota, potem doprowadza do niegroźnego wypadku auta, którym kobieta jedzie z Korą, a w końcu wysyła jej zdjęcia uwięzionego mężczyzny, niejakiego Foga, w którym Marion rozpoznaje Nathana."




Jeżeli szukałeś - tak jak ja- kryminału, który będzie potrafił zaskoczyć cię niemalże w ostatniej minucie czytania, to musisz sięgnąć po tą książkę. Na początku podeszłam do niej ciut sceptycznie, zwłaszcza, że ja akurat lubię opasłe tomy, a ten kryminał taki nie jest. Do tego - jeden z niewielu minusów, który mogę wymienić- główna bohaterka mnie nie zachwyciła, jakby czegoś jej zabrakło. Wydawała się na początku dość nijaka i mało konkretna. Ale czy taka osoba może się spakować i w ciągu chwili zdecydować, że poleci w poszukiwaniu ukochanego na drugi koniec świata? W dodatku kierowana wskazówkami nieznanego jej Trojana? Szalona?Nierozważna? Może trochę tak, dlatego ta postać to dla mnie jedyny minus, no może jeszcze należałoby dodać tylko momentami jej chaotyczne zachowanie do tych negatywów  Ale w porównaniu z resztą to okazało się być mało ważne. Bo cała reszta zachwyca, nie pamiętam, kiedy czytałam kryminał o tak zaskakującym zakończeniu, przez całą akację powieści wydawałoby się, że zakończenie będzie w pewien sposób standardowe, jak w innych tego rodzaju książkach, a jednak Patrik Bauwen okazał się mistrzem niespodzianek czytelniczych. Więcej pisać nie będę, bo nie chciałabym psuć innym czytającym lektury dodam tylko tyle, że zakończenie tej historii ciągle jeszcze gdzieś przewija się w mojej głowie i na pewno sięgnę po kolejne książki tego autora. 
Co jeszcze jest ciekawe - powiedziałabym, ze to taki bardzo nowoczesny kryminał, bo przejawia się tutaj Facebook jako narzędzie komunikacji, bohaterowie używają Iphonów. Niby to wszystko jest nam znane, ale raczej z kina niż z książek. Dla mnie w każdym razie był to pierwszy raz, kiedy nowoczesna technika pojawiła się w książce, którą czytałam. Taka odmienność, dla mnie interesująca i oprócz tego uwiarygodniająca to działa się na kartkach powieści. 
Dobrym rozwiązaniem według mnie było również podzielenie akcji na dwie płaszczyzny czasowe - rozgrywającą się współcześnie oraz tą z przeszłości Nathana i Marsh - z jednej strony wraz z każdym rozdziałem czytelnik poznaje kolejne elementy układanki, a autor wydarzenia teraźniejsze przerywa niespodziewanie historią, z drugiej strony mimo, że wydawałoby się, ze wiesz o nich tak dużo to jednak na koniec i tak okazuje się, że nie wszystko jest aż tak oczywiste, jak oczekiwałeś. Ja do tej pory zastanawiam się kim był Nathan i co nim kierowało.....


Polecam gorąco, moja ocena 8,5/10




Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu 

środa, 23 stycznia 2013

Nicholas Sparks - Prawdziwy cud

"Jeremy Marsh jest wschodzącą gwiazdą mediów, dziennikarzem śledczym, którego specjalnością jest pisanie demaskatorskich artykułów o "rzeczach niezwykłych" - nietypowych koncepcjach naukowych, rzekomych zjawiskach nadprzyrodzonych, jasnowidzach i uzdrowicielach. Realista, sceptyczny od urodzenia, lubi swoją pracę i dlatego bez wahania przyjmuje zaproszenie przyjazdu do miasteczka Boone Creek w Północnej Karolinie. Miejscowy cmentarz jest ponoć nawiedzany przez duchy dawnych niewolników. Ilekroć nadciągnie mgła, tajemnicze błękitne światełka zdają się tańczyć na kamieniach nagrobnych. Po przyjeździe, wbrew sobie, Jeremy zaczyna interesować się prześliczną młodą bibliotekarką Lexie Darnell. Specyficzna atmosfera małej miejscowości, w której wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko, absorbująca tajemnica oraz atrakcyjna kobieta sprawią, że Marsh przeżyje pierwszy w swoim życiu prawdziwy cud..."

Ile ja się pochlebstw na temat Sparksa naczytałam, jakie wielkie oczekiwania miałam, ileż zachwytów, achów i ochów...
To moja druga książka Sparksa i muszę przyznać, ze jestem tak samo rozczarowana jak przy pierwszej. To ma być TEN Sparks? Jeżeli tak to ja podziękuję.
I raczej długo już nikt nie namówi mnie na sięgnięcie po jego kolejną powieść.
Nudna, przewidywalna, banalna, prosta, plaska taka własnie jest książka "Prawdziwy cud". Ja cudu w każdym razie żadnego ani nie znalazłam ani nie przeżyłam podczas lektury. Bo czy prawdziwym cudem nazwać można rozwleczony przez całą książkę romans-nieromans dwójki głównych bohaterów, który dokładnie wiadomo jak się skończy? Ok, jest wiele takich książek, które wiadomo, że tak się skończą, ale poza głównym wątkiem coś się w nich dzieje...tutaj nie dzieje się nic i to nie tylko za sprawą leniwej atmosfery miasteczka na południu Stanów, ale przede wszystkim za brak jakiejkolwiek akcji w tej książce. Tu po prostu NIC się nie dzieje. Owszem jest zapowiedź rozwiązania wielkiej zagadki, duchy straszące rzekomo na cmentarzu, jakieś elementy magii, przepowiadania przeszłości...ale to wszytko takie jakieś nijakie, nieciekawe i bez fajerwerków. Jestem w stanie sobie wyobrazić sobie akcję takiej powieści, która - mimo, że schematyczna i każdy gdzieś ma wrażenie, że podobną historię już czytał- wciąga. Może ze względu na przewidywalność nie byłoby to mistrzostwo, ale tym niemniej mogłoby być ciekawie...
Powieść tak lekka, że nie wiem, czy będę ją pamiętać za kilka miesięcy.
Nie polecam

Moja ocena 3.5/10

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Mari Jungstedt - We własnym gronie

"Lato, grupa studentów archeologii bierze udział w organizowanym na Gotlandii międzynarodowym kursie archeologicznym Urok letnich wakacji szybko mija, gdy ginie holenderska studentka, Martina Flochten. Sekcja zwłok wykazuje, że została ona utopiona, okaleczona nożem, a następnie powieszona. Mimo licznych przesłuchań, a nawet pomocy zaprzyjaźnionych funkcjonariuszy z CBŚ, morderca wciąż pozostaje nieznany.
Sposób dokonania morderstwa sugeruje, że może ono mieć charakter rytualny, na co nie ma jednak jeszcze żadnych dowodów. Poza tym policja stara się nie ujawniać tego aspektu sprawy, by nie wywołać paniki ani wśród turystów, ani miejscowej ludności. Napięcie rośnie, gdy pojawiają się kolejne ofiary."




Jeżeli chodzi o mnie to Mari Jungsted mistrzynią skandynawkich kryminałów nie jest. Każda z jej książek, którą przeczytałam zdaje się potwierdzać tą tezę. Schemat podobny do poprzednich - z tylko drobną różnicą, ze trup pojawia się dużo poźniej niż w dotychczasowych częśćiach serii. Sam wątek kryminalny- z dobrym zamysłem, ale z kiepskim wykonaniem. Zakończenie zaskakujące, ale nie aż tak jak oczekiwałam. Ot taki tam kryminał, który można, ale niekoniecznie trzeba przeczytać. Pozycja na bardzo leniwe niedzielne popołudnie. Jeżeli oczekujesz wartkiej akcji, zwrotów akcji itp. to lepiej poszukaj jakieś innej pozycji.
Wątek obyczajowy nie jest ani ciekawym dotatkiem do wątku głownego, ani szczególnie interesującym elementem dodatkowym.

Moja ocena 5,5/10


środa, 9 stycznia 2013

Mentalista - CBS

Wśród wielu seriali tworzonych po tej i tamtej stronie oceanu znajduje się czasem niezwykłe perełki, a czasami średniej jakości i wartości tasiemce. Niestety oba te przypadki mogą doczekać się wielu serii, co teoretycznie poparte jest "chęcią oglądania przez widzów", ale czasem stacje telewizyjne decydują się na produkcje serialu tylko po to, by móc coś taniego wyświetlić...

Dlatego z dużą rezerwą podchodzę do seriali produkowanych przez stacje, co do których nie mam zaufania i  prawdę mówiąc, pewnie bym się wcale nie zainteresował, gdyby nie świąteczna nuda w moim odbiorniku tv (chyba nawet nie było Kevina!)


Jednak spróbowałem i mnie porwało.

Tytułowy Mentalista - jeśli ktoś zacznie oglądać, to szybko się dowie z definicji, kto to taki - zrezygnowawszy ze swojej medialnej (podwójne znaczenie) praktyki, stojąc w obliczu typowej tragedii superbohaterów (śmierć rodziny), żyjąc z ową niezaleczoną raną na duszy postanawia odnaleźć mordercę i czynić przy okazji dobro... Trochę banalne, prawda ?

Owszem, cały serial jest taki, ale ma w sobie ogromną lekkość. Pomimo okropnych zbrodni jakie on, będąc konsultantem policyjnym, wraz z grupką policjantów ze specjalnego biura zajmującego się naprawdę poważnymi przypadkami, rozwiązuje.

Owa specjalna grupa policjantów ma swoją szefową, która traktuje siebie trochę jak księżniczkę (w typie "ja chcę kucyka na urodziny") trochę nierozgarniętego uczuciowo olbrzyma, któremu wpadła w oko najmłodsza stażem policjantka próbująca mocno bronić swojego światopoglądu oraz "elokwentny pan Cho".
Plus na dodatek Gregory Itzin odgrywający głównego szefa, chyba mu to weszło w krew - bo szybko awansował z California Bureau of Investigation (CBI) do CIA (-> Kamuflaż)

Mentalista, czyli Patrick Jane jest Anielskim blondynem ze zniewalającym uśmiechem, a jego głównym zadaniem jest obserwować wszystko i wszystkich i praktycznie na podstawie swojej obserwacji (no może czasem innych umiejętności też, który z policjantów chciałby mieć w swoim składzie hipnotyzera) wyciąga wnioski i zamyka "najtrudniejszą na świecie" sprawę w ciągu 40 minut odcinka. Oprócz znalezienia mordercy swojej żony i dziecka, bo to jest temat przewodni.

Serial wręcz emanuje lekkością - ex-szef mafii, kiedy się wścieka i rzuca wyzwiskami jest - zabawny, a Jane stojąc naprzeciwko niego i rychłej groźby utraty życia, proponuje mu lekcję gry w golfa, prosząc o podanie tego kija, nie, nie tego, tego lżejszego kija... Bardzo lubię tę lekkość w serialach, trochę przez to fabuła robi się niepoważna, a umiejętności aktorskie, bądź umiejętności odgrywanych postaci stają się przerysowane.

Mimo wszystkich wad serial polecam jako dobre 8/10


wtorek, 8 stycznia 2013

Tomasz Sekielski - Sejf

Należałoby zacząć ten post od słów "co za miła niespodzianka" ... Dlaczego? Bo lubię Tomasza Sekielskiego jako dziennikarza, osobowość telewizyjną, lubię też political fiction, której tak mało na rodzimym rynku książkowym. A połączenie tych dwóch aspektów zapowiadało się obiecująco.

"Złoto Saddama i kulisy polskiej polityki

Ze stawu w wiosce na Podlasiu policja wyławia zwłoki bez twarzy. Wygląda to na porachunki mafijne, szybko się jednak okazuje, że sprawa jest poważniejsza. To dopiero początek serii morderstw i dziwnych wydarzeń sięgających szczytów władzy. Toczy się gra, w której każdy ma coś do ukrycia i nic nie jest takie, jakie się wydaje. Gra o bezpieczeństwo państwa. Czy dziennikarz z problemami i policjant przed emeryturą, którzy wszczynają własne śledztwo, mają w niej jakieś szanse?"



Powiem od razu jedyne, co mnie rozczarowało w tej książce to zakończenie, którego nie zdradzę, jednak po zamknięciu książki pozostaje pewien niedosyt-może w przyszłych publikacjach Pan Sekielski da szansę czytelnikom, którzy lubią proste zakończenia ;)

Co oferuje nam autor - można by powiedzieć bardzo rozbudowaną i wszechstronną intrygę, zamach na polskiego ambasadora w Iraku, aferę szpiegowsko-polityczną, tajemnicę w tzw. szeregach władzy i ABW, dziennikarskie śledztwo ( nie mogłoby być inaczej w przypadku tego autora). Wszystko to w połączeniu z Podlasiem i morderstwem, jakie tam odkryto - miejscem, gdzie czas płynie zupelnie w innym tempie niż w pozostałych miejscach akcji powieści. Jeżeli jeszcze nie zacząłeś się zastanawiać jak Sekielski połączył wioskę na Podlasiu, której bezpieczeństwa broni komendant alkoholik, wraz z zamachem na polskiego ambasadora w Iraku, to moge tylko dodać, że im bardziej zagłebiamy się w lekturę tym bardziej robi się ciekawie, intrygująco i zaskakująco.


Wszystkich, których odstrasza słowo "political" w opisie czy zapowiedzi mogę tylko powiedzieć, ze tego aspektu jest - porównując do całości - zaskakująco mało. Więcej uwagi autor poświęca swoistym szpiegowskim gierkom, unikom, podchodom i swoistemu polowaniu na czarownice, którymi w tym przypadku są warszawski dziennikarz Artur Solski i policjant z Podlasia.

A wszystko to dzieje się w Polsce. Jednak ciekawie było przeczytać o takich intrygach rozgrywajacych się miejscu wcale tak nieodległym.



Błyskotliwy, wciagający, nie pozwala się oderwać, taki właśnie jest ten thriller-polecam nie tylko wielbicielom gatunku.

Moja ocena 9/10

niedziela, 6 stycznia 2013

Theresa Revay - Biała wilczyca i Wszystkie marzenia świata

Własnie skończyłam lekturę drugiej części...nie mogłam się oderwać, podobnie z resztą miało to miejsce z pierwszą. Tylko ciągle sie zastanawiam, czemu ta książka czekala na mojej półce na swoją kolej kilka miesięcy. Może odstaraszlao mnie to, że mnie rozczaruje? A odwołanie na okladce do mojego ukochanego "Jeźdźca miedzianego" jest tylko nakręceniem czytelnika, a tak naprawdę książka jest taka sobie. 

Teraz wiem już, że moje obawy były całkowicie bezpodstawne. I bardzo się z tego cieszę :) 

"Jest rok 1917. Ksenia, piętnastoletnia Rosjanka, traci rodziców i ucieka z bolszewickiego Piotrogrodu do Paryża. Spotkanie z Maxem, czarującym, niemieckim fotografem odmieni życie obojga na zawsze.

 Ta niezapomniana, wielowątkowa historia miłosna rozgrywa się na tle zdarzeń I połowy XX wieku. Czytelnik znajdzie tu grozę rosyjskiej rewolucji i luksus paryskiego „wielkiego świata”, szaloną dekadencję Berlina i narastający koszmar hitleryzmu, piekło wojny i nadzieję na lepszą przyszłość."


"Druga część opowieści o dramatycznych losach rosyjskiej arystokratki Kseni Ossolin i niemieckiego fotografa, antyfaszysty Maksa von Passau, obejmuje lata 1945–1955.
 Ksenia wyjeżdża do Berlina, by odnaleźć Maksa: czy jej ukochany przeżył? Natasza, córka Kseni, wciąż nie wie, kto jest jej prawdziwym ojcem. Jak po koszmarze wojny będą żyć Lili i Felix, para Żydów ocalonych przez Ksenię? Co zrobi Axel, bratanek Maksa, wstrząśnięty faktem, że jego ojciec był nazistą? Rodzą się nowe problemy, ale i nowe miłości, a wszystko w doskonale oddanej atmosferze nadziei powojennego dziesięciolecia"


Jedyny minus - napiszę to już na początku mojej recenzji, bo później będą tylko peany na cześć ;) to sam początek pierwszej części, wydał mi się jakby nie dko końca dopracowany porównując go z całością. Na szczęście okazło się, że to tylko kilka pierwszych stron, bo reszta zachwyca. Czym? Po pierwsze jak dla mnie realizmem historycznym, który tak mnie czesto drażni w innych tego typu powieściach, że zdarza mi się omijać tzw. "historyczne opisy", bo wydają mi się zbędne, Tutaj każde słowo, opis ma swoje miejsce. Dodatkowo fragmenty dotyczące historycznych wydarzeń są doskonale wplecione w główną akcje obu powieści, nie są ani tłem ani dodatkiem, tworzą spójną całość i co dość nietypowe są wyjatkowo interesujące. Moja słabość do Berlina została podczas lektury miło polechtana, życie codzienne w tym mieście na przestrzeni 30 lat opisane przez autorkę pozwoliło mi dopełnić obraz tego miasta, który miałam ułożony gdzieś tam w swojej głowie. Ale opisy te nie dotyczą tylko Berlina, inne miejsca, w których dzieje się akcja zostały przez autorkę potraktowane z taką samą uwagą i pieczołowitoscią jezeli chodzi o detale.

Sam wątek milosny, pomimo dwóch części powieści ani przez moment nie był nudny, czy szablonowy. Nie pokazywał miłości oczywistej, prostej, poukładanej, odbywajacej się w sposób przewidywany. Jest to raczej uczucie zagmatwane, skomplikowane i czasem trudne do zaakceptowania z rożnych względow dla czytelnika. 

Oprócz głownych bohaterow Theresa Revay serwuje nam całą plejadę bohaterów zwyczajowo nazywanych pobocznymi, z drugiego planu. Pomimo tego, że wiadomo kto w powieści jest postacią dominującą, to oprocz Kseni i Maxa pozanjemy również wielu innych, ktorych wątki dość szczegółowo opisuje autorka. I znów jak to w przypadku tła historycznego wsztsko to stanowi spójną całość, nie ma dysosnansów, zlłego rozlozenia cięzaru akcji, dla każdej z ważnych postci autorka znalazła wystarczajaco miejsca. Czasem koleje losu innych boahterów stają się nawet dominujące na tle głównego wątko, po czym nagle autroka zaskakuje i wraca do losów Kseni, tym samym ciągle trzymając czytelnia w napięciu i oczekiwaniu.

I jeszcze jedno zaskoczenie dla mnie podczas lektury tej książki. Zawsze wydawało mi się, że dialogi często nakręcaja akcję powieści, tutaj momentami ważniejsze bylo to co dzieje sie poza nimi...myśli ukryte, przemyślane spostrzeżenia, opisy, zaskakujące stwierdzenia....

Może mam slabości do czasow, w których rozgrywa sie akcaj powieści, może mam słabośc do Berlina, a w Paryżu jestem zakochana, może od tak dawna czekałam na taką książke, że nie do końca mogę być obiektywna?Nie wiem, wiem jedno-podbalo mi sie bardzo i pewnie będe do nich wracać jeszcze wielokrotnie.

Moja ocena 10/10

środa, 2 stycznia 2013

Urszula Dudziak - Wyśpiewam wam wszystko



Po książkę sięgnęłam bardziej z ciekawości niż sympatii do wokalistki, która pewnie jak większość znałam w zasadzie tylko z utworu PAPAJA.









"KSIĄŻKA ze wspomnieniami Artystki. Niesamowite historie spisane dzięki pamiętnikom pisanym od wczesnych lat młodości. Opowieści przez które przetaczają się niezwykłe osobowości takie jak Jerzy Kosiński, Miles Davis, Sting, Herbie Hencock i wielu, wielu innych. Historia życia, podróży Artystki, jej życie w Polsce a potem przez 20 lat w Nowym Jorku. Zabawna, poruszająca i pełna emocji opowieść. Biografia, dzięki której poznajemy historie współczesnego jazzu, ale także poznajemy wspaniałą kobietę, która mimo wielu trudności tak bliskich każdemu z nas potrafi z humorem i ufnością patrzeć na świat. Poznajemy człowieka zakochanego w świecie, ludziach i życiu. Poznajemy Urszulę Dudziak."

Po lekturze okazało się, że jestem jazzową ignorantką, bo oprócz wspomnianej Papai Pani Ula ma muzycznie do zaoferowania dużo więcej. Książka - wpomnienia nie są poukładane chronologicznie, autorka "skacze" po sworóżnych okresach życia, przepaltając je ciekawymi zdjęciami oraz fragmentami swoich dzienników, spisywanych przez nią od lat.
Ten brak zachowania  sekwencyjności mi osobiście jednak nie do końca się podobał, sprawiał wrażenie chaosu. Autorka jakby zakładała, że czytelnik zna dokładnie poszczególne etapy jej życia, tak, że przeskoki pomiedzy nimi nie powinny być dla czytającego problemem. Dla mnie były, bo nie należałam do tych, którzy śledzili dokonania akrystyczne i życie prywatne Urszuli Dudziak.
Poza tym sama opowieść pełna ciekawostek, anegdot, luźnych wspomnień, odniesień do innych twórców, sportowców i osób znanych. Tak naprawdę nie poznajemy za dużo samej bohaterki, mało Uli w jej wspomnieniach - o ile jeszcze w rozdziałach dotyczących jej dzieciństwa jest tego więcej, to w tych dotyczacych jej młodości i lat późniejszych już tego zabrakło.
Mimo, że autorka porusza tematy dla niej bolesne, trune - jak chociażby choroba nowotworowa, to jednak są to raczej takie przebłyski szczerości na tle całości opowieści.
Z kart wspomnień poznajemy Ulę jako osbe pogoną, otwartą, nnie poddającą się niczemu co ją spotyka, ale raczej zgodnie z tytułem książki Ula niczego tajemniczego nam nie wyśpiewa, tak jaby chciała nam pokazać tylko część siebie. A szkoda, bo jak dla mnie - mimo, że podczas lektury dowiedziąłm się trochę więcej o artystce, to jednak czegoś zabrakło, może zamiast na wspominki o innych i opowiastki z życia trzeba było bardziej postawić na szczerość?

Moja ocena 7/10