środa, 29 listopada 2017

Tomasz Sekielski - Zapach suszy



W Warszawie dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego, jest wiele ofiar. Kilka miesięcy wcześniej w małym, sennym miasteczku na Kujawach samobójstwo popełnia proboszcz. Śledztwo prowadzi zdegradowana prokurator Agnieszka Ossowska, kobieta będąca na życiowym zakręcie. Co łączy te dwie sprawy? Odpowiedź nie jest ani prosta, ani oczywista. Szukając jej, czytelnik trafia do mrocznego świata handlarzy „żywym towarem”, mafijnych układów i interesów, w których przeplatają się nazwiska ludzi polityki, biznesu oraz kościoła. W tym świecie nic nie jest czarno-białe. Można odnieść wrażenie, że „Zapach suszy” to historia, która może się wydarzyć naprawdę… a może się już wydarzyła?





Czy to fikcja literacka, owoc pracowitej wyobraźni autora, czy całkiem możliwy scenariusz? Żyjemy w takich czasach, że zamachy bombowe w miastach Europy już nie dziwią, więc może jego prawdopodobieństwo jego wystąpienia i u nas jest całkiem realne?

Okazuje się jednak, że autor nie skupia się na zamachu i punkt ciężkości przenosi na Kujawy, gdzie zdawałoby się śmierć lokalnego proboszcza jest tylko nic nieznaczący epizodem. Tymczasem do śledztwa w jego sprawie zostaje przydzielona młoda, ambitna pani prokurator, która ścigała już zbrodniarzy wojennych w byłej Jugosławii. Dlaczego nagle zajmuje się tak błahą sprawą?
I co wspólnego mają z tym wszystkim przemycane przez polską granicę zza wschodu ukraińskie dziewczyny, które następnie w Polsce pracują jako prostytutki?

Wiele wątków, mnóstwo postaci wyraźnie zarysowanych na tle wydarzeń, które rozgrywają się w powieści. Do tego polityczne rozgrywki na najwyższym szczeblu, zakulisowe rozdania i gabinetowe gierki, a na dokładkę afery seksualne w polskim kościele, przemyt na granicy i sex biznesy. Taka mnogość pomysłów mogłaby znaleźć się w kilku książkach, tymczasem Tomasz Sekielski zamknął ją w jednej, trzymającej w napięciu, z ciekawie poprowadzą akcją. Czyli wszytko to, czego można byłoby się spodziewać po autorze. Czego zabrakło? Moim zdaniem dość słaby był finał na tle całości i niestety akcja była nierówna, często przerywana rożnymi wątkami, rożną chronologią sprawiała wrażenie sinusoidy. Tym niemniej z dużym zainteresowaniem z pewnością sięgnę po kolejny tom z trylogii. 

poniedziałek, 27 listopada 2017

Karolina i Maciej Szaciłło - Jedzenie, które leczy




Jedzenie, które leczy to nie tylko książka, w której znajdują się przepisy na proste i smaczne posiłki sprzyjające zdrowiu, lecz podpowiedź jak odnaleźć swoją drogę do zdrowia i radości życia. Karolina i Maciej Szaciłło, korzystając z mądrości najstarszej znanej ludzkości medycyny – ajurwedy, odbyli najdłuższą podróż, którą każdy z nas pokonuje w swoim życiu: z głowy do serca.  W książce Jedzenie, które leczy podzielili się efektami z tej podróży. 








Nie od dawna wiadomo, że to, co jemy ma ogromny wpływ na kondycję naszego organizmu. W poszukiwaniu skutecznej opcji odżywania zapewniającej zdrowe życie i mniej dolegliwości sięgamy po mądrości wielu religii, wyznań. Najgłębszą analizę kondycji ludzkiego organizmu oferuję nam oczywiście kultura hinduska wraz ze swoją znaną od wieków Ajurwedą. Tym, którzy nie mogą z niej skorzystać, czerpiąc z mądrości hinduskiej na miejscu, lokalnie z pomocą przychodzą książki napisane przez tych, którzy doświadczyli tego namacalnie.

Jedną z nich jest najnowsza propozycja małżeństwa Szaciłło pt. "Jedzenie, które leczy". Muszę przyznać, że ajurwedyjskie koncepcje dotyczące odżywiania, spożywania odpowiednich produktów, ich łączenia były mi dotąd znane tylko pobieżnie, dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jak do tematu podejdą autorzy i co z ich pomysłów na badzie hinduskich koncepcji będę mogła zastosować u siebie.
Oczywiście ci, którzy znają wcześniejsze książki naszych autorów będą wiedzieć, czego się spodziewać - wnikliwej analizy, holistycznego podejścia oraz pomysłowych przepisów, bowiem podobnie jak i w poprzednich książkach, tak i tutaj mamy podobny układ. 

Najpierw mamy profesjonalne wprowadzenie i dokładną analizę możliwych typów ludzi, do których w dalszej części dopasowany będzie odpowiedni tym odżywania się i co za ty idzie konkretne przepisy. Co ciekawe przepisy podzielone są na konkretne pory dnia, a oprócz obfitych, ale zdrowych propozycji otrzymamy również przepisy na przekąski, słodkości napoje. Do tego proponowane menu podzielone jest na opcję wiosenno-letnią oraz jesienno-zimową. Praktyczne rozwiązanie zawsze w cenie :) Do tego każdy z przepisów zawiera praktyczne wskazówki jak - ilość osób, dla której go przeznaczono, poziom trudności oraz czas przygotowania. 
Ciekawe propozycje, chociaż moim zdaniem nie bez błędów, bo dynia z cukinią znalazły się w przepisach na lato, a dla mnie to typowo jesienne - zwłaszcza ta pierwsza - warzywa. 
Z pewnością jest to propozycja dla tych, którzy szukają ciekawych smaków, połączeń i raczej nie są stricte fanami kuchni tradycyjnej, bo znajdziemy tu zamiast nabiału tofu, śmietanę z nerkowców i tahinę ;).
O skuteczności zaproponowanych rozwiązań z pewnością będzie można się przekonać po dłuższym czasie, ale myślę, że aura za oknem i kondycja organizmu w tym dość depresyjnym i infekcyjnym okresie sprzyja sięganiu po nowe, ciekawe rozwiązania. To zaproponowane i przedstawione przez duet Szaciłło może być dobrą wskazówką. 

Cezary Harasimowicz - Saga, czyli filiżanka, której nie ma

„Saga, czyli filiżanka, której nie ma” to barwna opowieść o losach rodziny Królikiewiczów. Historia rozpoczyna się od wizyty autora w mieszkaniu matki. To właśnie jej – pięknej aktorce i łączniczce w powstaniu warszawskim – dedykowana jest książka. O rodzinnej historii przypomina tu każda fotografia. Ze wspomnień wyłaniają się postacie zaludniające nieistniejący już świat: babcia Muszka, pradziadek Stanisław i jego ukochana żona Funia, a przede wszystkim major Adam Królikiewicz – jeden z najlepszych jeźdźców na świecie.


W swojej nowej książce Harasimowicz z pasją tropi losy swojej rodziny – zagląda do pamiętników sławnego dziadka i zapisków matki, czerpie z rodzinnych anegdot, poznaje gorące romanse, a dzięki wycinkom z ówczesnej prasy przywołuje świat, w którym równolegle toczy się wielka historia i życie zwykłych ludzi.




Uwielbiam sagi rodzinne, a ta jest wyjątkowa, albowiem zupełnie autentyczna, chociaż autor postarał się, żeby było ciekawie, jak w niejednej powieści tego typu. Cezary Harasimowicz z ogromnym rozmachem przedstawia nam losy swojej rodziny sięgając niemal do historii rodziny końca XIX w.

Wraz z kolejnymi historiami poznajemy postacie niebanalne, prawdziwe, osadzone w konkretnych realiach historyczno - obyczajowych. Często dodatkowo odrywających ogromną rolę w konkretnym wydarzeniu historycznym kraju - jak chociażby dziadek autor sławny ułan, ulubieniec marszałka Piłsudskiego Adam Królikiewicz. 
Oprócz fragmentów charakterystycznych dla danego gatunku autor zadał sobie trud niejako fabularyzowania całej opowieści wplątując w narrację konkretne scenki i dialogi rozgrywające się pomiędzy członkami jego rodziny. O ile w przypadku rozmów z matką sięga do konkretnych historii i wspomnień o tyle rozmowy prapradziadków są już fikcja literacką, która zgrabnie wplątana w całą historie ubarwia ją ogromnie. 

Do tego podziwiam ogrom pracy, którą autor wykonał, aby dołączyć do całości fragmenty gazet z różnych epok historycznych oraz wzbogacić całość o detale historyczno-obyczajowe, które sprawiają, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem. Dzięki autorowi bowiem mamy możliwość poznać nie tylko poszczególnych jego przodków, ale również szeroki tło epoki w której przyszło im żyć.

Całość niebanalna, ciekawa, choć momentami jak dla mnie zbyt dygresyjna i chaotyczna w swojej chronologii stanowi przykład na to, że nawet o własnej rodzinie i przodkach można pisać ciekawie i zajmująco. 

piątek, 24 listopada 2017

Katherine Rundell - Dachołazy

Sophie jest sierotą, jako niemowlę została znaleziona w kanale La Manche po katastrofie statku Queen Mary w futerale na wiolonczelę. Jej opiekunem staje się Charles, ekscentryczny naukowiec o nowatorskich metodach wychowawczych. Nie wszystkim się one podobają - dlatego prześladuje ich opieka społeczna, chcąca oddać Sophie do sierocińca. Dziewczynka twierdzi, że pamięta swoją mamę, która grała w orkiestrze na statku. Sophie i Charles wyruszają do Paryża, chcąc ją odnaleźć. Jedyną wskazówką jest plakietka z futerału wiolonczeli z nazwą zakładu, który stworzył instrument. Czy przeczucie Sophie jej nie myli? Kim są tytułowe dachołazy i czy pomogą jej w poszukiwaniach?







Sophie to sierota, znaleziona kiedyś przez ekscentrycznego naukowca zawsze podświadomie miała nadzieję na odnalezienie tajemniczej matki oraz rozwiązanie zagadki jej pojawienia się w futerale na wiolonczelę.

Charles, zwariowany naukowiec wychowuje sierotę w sposób równie ekscentryczny jak ona sam, pokazując jej świat inaczej niż przez pryzmat lektur i książek szkolnych. Uzdolniona dziewczynka uczy się szybko jednak jak się okazuje jej wychowanie oraz opieka Charlesa nie znajdują aprobaty urzędników społecznych, którzy zapowiadają, że odbiorą naukowcowi dziewczynkę. Przerażeni wizją rozstania opiekun i podopieczna decydują się na wyjazd do Paryża w poszukiwaniu matki dziewczynki.

Tam jednak okazuje się, że zadanie jest niezwykle trudne, bowiem nie wszyscy chcą im pomóc. Jednak pewnego dnia dziewczynka na dachu domu, w którym mieszkali spotyka tajemniczego chłopca, który to następne zaznajamia ją z grupą dachołazów gotowych pomóc dziewczynce w poszukiwaniach. czy Sophie uda się odnaleźć matkę i kim jest owa tajemnicza grupa? O tym już musicie przekonać się sami.

Książka ta to ciepła opowieść o miłości i przywiązaniu dwójki bohaterów, o uczuciu, które pokona wiele, żeby spełnić marzenie dziewczynki. Bowiem "nigdy nie przekreślaj możliwego".


To również opowieść o przygodach młodych ludzi, którzy ze swoich niedostatków postanowili uczynić atut, spędzając czas w alternatywny, ale niegroźny sposób. Autorka daje w ten sposób przykład młodym czytelnikom, jak radzić sobie, kiedy życie nas nie rozpieszcza i że zawsze znajdzie się ktoś gotowy nam pomóc.

środa, 22 listopada 2017

Anna Włodarczyk - Retro kuchnia

Blog Ani znam od dawna (link tutaj), często korzystam z zamieszczonych tam przepisów, są one bowiem proste i przyjazne a zarazem zawsze mnie zaskakują. Często zdarza się w nich ciekawe połączenie, tajemniczy składnik, który sprawia,że znany przepis, czy znajoma potrawa wypadają rewelacyjnie i wchodzą do naszego regularnego jadłospisu. Odkąd zostałam mamą moje lubione przepisy z bloga Ani to te "na jedna rękę" ;)




Od jakiegoś czasu Ania wraca do retro przepisów, smaków znanych od dziesięcioleci w polskiej kuchni, niejako je dostosowując do aktualnych preferencji i możliwości. Czasem wzbogacając o całkiem trendy składnik :)







I właśnie taka książka, jaka niedawno ukazała się na rynku była tylko kwestią czasu. I bardzo dobrze, bo powrót do korzeni, smaków znanych i lubianych - nie tylko na Boże Narodzenie czy inne specjalne okazje, ale również na co dzień - to coś, czego ja osobiście szukałam w książkach kulinarnych. Mam bowiem przesyt pewnych trendy składników, wszelkich eko, bezglutenowych itp. Dobrze wrócić do tego, co się zna i lubi. 

To, co mnie urzekło to ogrom pracy, który Ania włożyła w to, żeby książka wyglądała, tak jak dostają ją czytelnicy. Po raz pierwszy zdarza się, żeby autorka podała uwagi techniczne, które przydadzą się tym, którzy nie są aż tak zaznajomieni z techniką kulinarną. Do tego każdy z proponowanych przepisów poprzedza przepis oryginalny i krótkie wprowadzenie, widać, że większość przepisów autorka wypróbowała większość z nich dostosowując do bliższych nam smaków.
Sama książka podzielona jest na następujące rozdziały:
Zupy
Sosy
Przekąski, pasztety i różne dania zimne
Ryby i owoce morza
Mięsa
Jarzyny i grzyby
Jaja
Potrawy z maki kaszy i ryżu
Leguminy
Kremy, zefiry, galarety
Ciasta, ciastka i pieczywo
Zapasy zimowe
Napoje

czyli wszystko to, czego potrzebujemy, prawda?
Każdy z nich poprzedza wstęp z licznymi odwołaniami do oryginalnych książek, z których korzystała autorka, a na dokładkę piękne zdjęcia zarówno te retro, jak i teraźniejsze z delikatną retro nutką. Jestem pod ogromnym wrażeniem i gorąco polecam.



Anna Włodarczyk, pasjonatka gotowania i fotografii, opowiada o kuchni przedwojennej, którą
wbrew pozorom wiele łączy ze współczesną: bogactwo smaków i składników, zapożyczenia gastronomiczne z innych państw, zwyczaje kulinarne. Ówczesnym gospodyniom znane były produkty, które my jeszcze niedawno uznawaliśmy za nowinki. Na przedwojennych stołach pojawiały się takie potrawy jak amerykańska zupa z ostryg, pilaw turecki, włoskie pasty czy francuskie suflety. Niektóre powszechnie używane niegdyś składniki na nowo odkrywamy dopiero teraz, w drugiej dekadzie XXI wieku – topinambur, tak kiedyś lubiany, właśnie wraca do łask, podobnie jak brukiew czy skorzonera. W książce znalazło się ponad 100 najróżniejszych przepisów , m.in. na lekki różowy tartar, zupę ludzi pracujących, „zupę nic”, pasztety i pieczenie, forszmak, podczas, pierogi, knedle, leguminy, suflety, zefiry, lody, magdalenki, strudle, torty, ocet, pikle, konfitury i nalewki, kruszon, orszadę i podpiwek kawowy. Poza przepisami autorka podaje wiele informacji na temat ówczesnego świata, przedwojennej kulinarnej codzienności i problemów dawnych gospodyń.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Patrycja Dolecka - Trufla same dobre rzeczy






Blog Patrycji jest mi znany od dawna (link tutaj), dlatego z dużą ciekawością czekałam na jej książkę kulinarną. Nie ukrywam, że byłam ciekawa czy będzie ona zbliżona do tego, co znam z bloga, czy raczej wręcz przeciwnie. 

I muszę przyznać, że ani przez chwile, czy raczej powinnam napisać ani przez stronę nie byłam rozczarowana. Patrycja znana mi z bloga  i konta na Instagramie to ta sama autorka cudownej książki, która jest taka jak zapowiada jej tytuł!








Patrycja swój blog prowadzi nieprzerwanie od 10 lat, popularyzując kuchnię zdrową, smaczną oraz niebanalną. Wiele przepisów przygotowanych zostało zgodnie z zasadami Kuchni Pięciu Przemian. Konsekwentna w swych wyborach, nie ulega krótkotrwałym modom, za to nieustannie inspiruje coraz większe grono miłośników gotowania. Zachwycające zdjęcia (nie tylko potraw) to znak rozpoznawczy Trufli. Niezwykle klimatyczne, subtelne fotografie definiują wyjątkowy i intymny charakter bloga, a teraz również książki.
Same dobre rzeczy to apoteoza prostoty, bliskości i więzi rodzinnych, najsilniejszych być może właśnie przy kuchennym stole… Książka jest połączeniem przepisów tradycyjnej kuchni polskiej (w nowoczesnym, bardzo atrakcyjnym ujęciu) oraz receptur na nowoczesne, zdrowe, dania kuchni międzynarodowej. Książka zawiera zbiór przepisów w większości niepublikowanych wcześniej na blogu.




To, co dla mnie najważniejsze to prostota i autentyczność bijące z tej książki. Nie ma tu miejsca na modną teraz "nowoczesność kulinarną", której powielanie mamy w większości książek ukazujących się na polskim rynku wydawniczym - gdzie tofu goni jarmuż a najważniejszy na śniadanie jest koktajl- Patrycja bowiem oferuje nam smaki, po które sięgamy chętnie, mimo swoistej ich tradycyjności czasem zmodyfikowane, a czasem przedstawione w wyjściowych składzie ;) Bo może przepis na zalewajkę czy śledzie dla niektórych może trącać myszką, to dla innych będzie normalną alternatywą w gąszczu zbyt wyszukanych przepisów tak ostatnio wszechobecnych.

To, co niewątpliwie również urzeka w tej książce to osobiste podejście uwidocznione we wstępach do przepisów, anegdotach i historyjkach, czy w końcu zdjęciach (nie tylko ukochanej babci i jamnika, postaci dobrze znanych tym, którzy obserwują profil Patrycji na IG), które emanują ciepłem i dobrze rozumianą prostotą przekazu. 

To, czego mi zabrakło to moje dwa ulubione przepisy - orkiszowiec Trufli i pieczone pierogi z kaszą i serem, ale liczę na to, ze znajdą się w kolejnej książce Trufli :)


piątek, 17 listopada 2017

Emilia Dziubak - Opowiem ci, mamo, co robią dinozaury

Kudłacz i karaluch wyruszają w podróż… w czasie. Trafią do krainy dinozaurów i poznają te niezwykłe zwierzęta: olbrzymiego Riochazaura, Trematozaura, który zgubił jajo, roślinożernego Diplodoka, żyjącego w wodzie Plejozaura, Tyranozaura Rexa kłócącego się z Ankylozaurem, latające Archaeopteryxy i wiele, wiele innych. Edukacja, humor, zadania interaktywne, a przede wszystkim piękne ilustracje Emilii Dziubak sprawiają, że nie sposób przejść obok tej książki obojętnie. To znakomity prezent dla dzieci w wieku od 2 do 6 lat.










Emilia Dziubak to autorka pewniaków, nie ma takiej pozycji przez nią sygnowanej, która nie byłaby wyjątkowa. Tak jest i tym razem. 

Wraz z autorką tym razem młodsi czytelnicy/poszukiwacze wybierają się do krainy, w której dzięki podróży w czasie wraz z naszym przewodnikiem - Kudłaczem - spotykają prehistorycznych bohaterów. Od razu dzieci zaznajamiane są z kolejnymi epokami - triasem, jurą, kredą i czwartorzędem. 

Pomiędzy kolejnymi epokami autorka przemyca całą masę informacji związanych z naszymi bohaterami. Poznają oni życie na ziemi, zaznajamiają się z drzewem życia - które myślę, że jest jednak ciut zbyt trudne dla najmłodszych. Co według mnie najważniejsze autorka przedstawia - w podziale na grupy - wybrane rodzaje dinozaurów. Poza dinozaurami dwie strony poświęcone są również innym niż dinozaury mieszkańcom Ziemi w prehistorycznych czasach.


Oprócz typowo edukacyjnych stron proponowane są również konkretne zadania jako przerywnik w zdobywaniu wiedzy. Jak zawsze w tej serii są to labirynty i porównywanie obrazków celem znalezienia różnic. Jako wisienka są ciekawostki z życia dinozaurów.

Dla mnie niewątpliwą zaletą są zdecydowanie ilustracje mistrzyni w tym zakresie. Na tyle uniwersalne - ani abstrakcyjne ani zbyt przecukrzone - w sam raz by zadowolić rożnych czytelników. Do tego mimo przerażających momentami bohaterów wszytko jest stonowane i dopasowane do grupy docelowej czytelników.


wtorek, 14 listopada 2017

Ross Montgomery, David Litchfield - Dom Babci

Co wieczór, kiedy zapadał zmierzch, babcia i wnuczek przytulali się do siebie i rozmawiali. Snuli wspomnienia i planowali przyszłość. Więź pomiędzy nimi była wyjątkowa. Jednak babcia robiła się coraz starsza i coraz trudniej było jej robić niektóre rzeczy. Gdy pewnego dnia odeszła, pozostała pustka. Chłopiec, nie chcąc się z tym pogodzić, zabiera się do pracy…

Przepiękna i niezwykle poruszająca opowieść, o chłopcu, który próbuje poradzić sobie ze stratą bliskiej jego sercu osoby.









Nie wiem jak dzieci podchodzą do tematyki śmierci - z jednej strony przyjmują to w całkiem sposób naturalny, a z drugiej jako stratę, której nie są w stanie zrozumieć. Napisać o tym książeczkę dla dzieci, jest niesłychani trudno. Śmierć dla malucha jest abstrakcyjnym pojęciem, nie da się go zrozumieć i objąć umysłem kilkulatka. Niestety mój odbiór tej książki zakładam jest inny niż dziecka, lecz myślę, że i ja i dziecko możemy zrozumieć przesłanie tylko uczuciami...

Chłopiec (z wyglądu jedenastolatek) kocha swoją babcię, dla niego ważnym jest płonący kominek, szelest kartek, tykanie zegara i komfort bycia z ukochaną babcią. Jest z niej dumny, bo była znanym i poważanym architektem... Co wieczór podczas oglądania zdjęć, snują plany budowy ich wyśnionego domu na wzgórzu... lecz pewnego dnia "Bez babci dom stał się pusty".


Zwykle nie pozwalam sobie zdradzać zbyt dużo z fabuły, jednak tym razem zrobię wyjątek - ta książeczka trafia do mnie właśnie poprzez uczucia, mamy cały wachlarz uczuć, które aż wyzierają ze stron... oczywiście nie wprost, nie ma miejsca na ograne "chłopiec był smutny", a raczej subtelne "...były w nim tylko pokoje"




Jako dorosły dopisuję sobie dodatkowe przesłania, że wszystko co robią nasi bliscy, kształtuje nas w ten czy inny sposób, a wybór który pokierował jego krokami był dorosłą decyzją, o tym by pamięć o babci i to czym była nie zaginęło. To właśnie wspomnienia niosą go jak na skrzydłach ku celowi, ku zrealizowaniu wspólnych marzeń... 

Do tego graficznie wyjątkowo udana - polecamy!






poniedziałek, 13 listopada 2017

Tadeusz Biedzki - Ostatnie srebrniki

W tureckiej części Nikozji żona autora kupuje starą, drewnianą szkatułkę. Trzy miesiące później w
kościele w Barcelonie zamordowany zostaje kapłan. Co łączy te dwa fakty? Jaki jest ich związek z wydarzeniami sprzed dwóch tysięcy lat w Jerozolimie? I dlaczego skutkują atakami terrorystycznymi we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa w nich założona w 2012 roku w Hiszpanii organizacja Zakon Piłata i Judasza? Rozwiązanie tych zagadek okaże się śmiertelnie niebezpieczne.

Tadeusz Biedzki zabiera czytelnika w podróż jednocześnie do dwóch światów. Z niezwykłą dbałością o szczegóły oddaje historyczny obraz Cesarstwa Rzymskiego z początku naszej ery. Równoległa narracja pokazuje powtarzalność zachowań, wydarzeń, losów. Autor udowadnia, że bieg zdarzeń, nawet z odległej przeszłości, nigdy nie pozostaje bez echa. Umiejętnie prowadzi czytelnika przez zaułki historii i europejskie miasta. To co dla nas okaże się erudycyjną rozrywką, dla bohaterów „Ostatnich srebrników” będzie walką o prawdę, ale i życie.


Zapowiada się ciekawie, bowiem autor, wzorem innych poczytnych twórców tego gatunku, postanowił połączyć w jednej powieści - historię, sensację i kryminał. Mamy bowiem w powieści dwie równoległe narracje - jedna przedstawia aktualne wydarzenia - sensacja i kryminał, bowiem znaleziona szkatułka kryje w sobie ogromną tajemnicę, której początki sięgają rządów Poncjusza Piłata w latach ukrzyżowania Chrystusa. Mamy również kryminał, bowiem nasi bohaterowie stają się podczas wycieczki do Barcelony świadkami tajemniczego zabójstwa, które ktoś za wszelka cenę stara się ukryć i zatuszować. Odkrywszy tajemnicze monety wewnątrz szkatułki zakupionej na Cyprze oraz stając się świadkami zbrodni wplątują się w sytuacje, której rozwiązanie sięga daleko w przeszłość. Tutaj wkracza druga część narracji, która przedstawia czytelnikowi historię srebrników i swoistego fatum, które nad nimi wisi. Obie części przeplatają się wzajemnie.

No i wszystko byłby dobrze, gdyby całość była dużo bardziej rozbudowana, tak czytając ma się wrażenie, że autor drastycznie skrócił opowieść, której dotychczasową objętość można byłoby podwoić i wtedy, przy większym dopracowaniu i rozbudowaniu można byłoby stworzyć historię wyjątkową, która udowodniłaby, że rodzinnie stworzone historie ze źródłem w przeszłości mogą dorównywać historiom twórców zza oceanu. Do tego w powieści brakuje dobrego wprowadzenia, akcja się przez to nie rozkręca, ot po prostu się zaczyna. Niestety również przy nawiązaniu do historii morderstwa autor nie pohamował się od przemycenia swoich poglądów politycznych, co wydaje mi się być tutaj zbędne i trochę nie na miejscu. Zapowiadało się ciekawie, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. A szkoda.


sobota, 11 listopada 2017

Zygmunt Miłoszewski - Jak zawsze

Jak poczytny autor poradził sobie z powieścią obyczajową? To pytanie z pewnością zadawali sobie sympatycy Zygmunta Miłoszewskiego jak tylko usłyszeli o najnowszej powieści, która z prokuratorem Szackim nie ma nic wspólnego. Sukces w jednym gatunku nie gwarantuje bowiem, że autor sprawdzi się również w innym.


 Bywają małżeństwa zbudowane na przyjaźni, na czułości, na porozumieniu dusz. Związek Grażyny i Ludwika zawsze napędzała namiętność. Dlatego co roku uroczyście świętują rocznicę wieczoru 1963 roku, kiedy pierwszy raz rzucili się na siebie, żeby uprawiać seks. To zawsze dzień podsumowań, planów i – coraz bardziej – pożegnań. W dniu, kiedy celebrują okrągłą pięćdziesiątą rocznicę, on jest po osiemdziesiątce, ona tuż przed. Czy coś jeszcze ich czeka? 

Smutek jak zawsze zwalczają namiętnością, aby rano ku swojemu zdumieniu obudzić się w swoich młodych ciałach, z powrotem w roku 1963. W Warszawie, w której stoi wieża przyjaźni polsko-francuskiej, a Edward Gierek to porywający tłumy opozycyjny polityk walczący o władzę. Czy bohaterowie powtórzą swoją miłość? Czy pójdą innymi drogami? Jak wykorzystają swoją wiedzę ludzi z XXI wieku? I jakie ciemne strony kryje w sobie ten świat, pozornie inny od naszej historii Polski? 

Na pytanie Michała Nogasia, o czym będzie nowa książka autora „Gniewu”, Miłoszewski odpowiedział:

– O Polsce. Jak zawsze...

Musze przyznać, ze miałam obawy, nawet całkiem spore, które nie ustępowały po kilku przeczytanych rozdziałach, które uważam zdecydowanie za najsłabsze. Ale potem...potem moi drodzy działo się tyle, że ciężko było mi się oderwać.

O czym jest ta powieść? W jednym aspekcie to powieść stricte obyczajowa. Małżeństwo z pięćdziesięcioletnim stażem nagle po przeżytej kolejnej rocznicy budzi się w roku 1963. W młodych ciałach, z mądrością życiową i doświadczeniami za sobą los daruje im drugą szansę na inne/lepsze życie. Mają możliwość dokonania wyborów innych niż te sprzed 50 lat wiedząc jednocześnie jakie były konsekwencje tych, które podjęli przed laty. Ich sytuacja skłania do refleksji i zastanowienia sie nad tym, co tu i teraz. Nie bez powodu bowiem Grażyna i Ludwik wielokrotnie wspominają o większych możliwościach, pogoni za karierą, uwikłaniem w codzienności oraz jednocześnie większą potrzebę podróżowania i korzystania z życia.

W innym aspekcie - mimo moich sympatii do książek z wątkiem podróży w czasie - moim zdaniem najlepszym w całej powieści - to refleksja nad tym, jak nasze życie zmieniło się przez te kilkadziesiąt lat - przedstawiając całość w alternatywnym historycznym ujęciu. A mianowicie okazuje się, że Polska jest jedynym krajem, który przez historię nie został uwikłany w zależność od Związku Radzieckiego. prezydentem jest Inżynier, znany z dwudziestolecia międzywojennego Eugeniusz Kwiatkowski widzący przyszłość Polski w sojuszu z Francją (momentami zbyt zależnym, by nie powiedzieć służalczym) oraz przyszłość opartą na "otwartym morzu", gdzie mając ogromne możliwości we współpracy z innymi krajami Polska rozwija się w szybkim tempie zapewniając dobrobyt jej obywatelom. Co ciekawe autor przedstawia tą sytuację polityczną w sposób zupełnie obiektywny, nie jako raj alternatywnej historii ale inną drogą, nie pozbawioną wad i wypaczeń. Do tego na ówczesnej arenie politycznej Zygmunt Miłoszewski umieszcza również polityków, co do których wiadomo, jaka wizję chcieliby realizować - Gomułkę, Gierka i Jaruzelskiego. 

Jak w takiej rzeczywistości odnajdą się nasi bohaterowie? Znając przyszłość...No właśnie to, co mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyło autor w zawoalowany sposób pokusił się również o swoiste rozliczenie obyczajowe teraźniejszości odnosząc się do tego, co w niej utraciliśmy - jak chociażby poczucie wspólnoty czy pewną spontaniczność we wzajemnych kontaktach oraz otwarte drzwi, które obecnie najczęściej są zamknięte...

Przyjemność czytelnicza - jest, refleksja - jest, ciekawy pomysł - jak najbardziej, nieoczywistość mimo zdawałoby się oklepanego tematu - jest i wieloraka refleksja nad obyczajowością, zmianami i życiem - jest.
Polecam gorąco, autor bowiem udowadnia, że może zaoferować coś więcej niż tylko dobry kryminał!

czwartek, 9 listopada 2017

Aleksandra Tyl - Karmelowa jesień

"Karmelowa jesień" to kontynuacja "Magicznego lata" (moja recenzja tutaj) i raczej ciężko będzie cieszyć się lekturą tej części nie znając poprzedniej ze względu na liczne odwołania i wątki powiązane  z pierwszą częścią. generalnie muszę przyznać, że jest to pozycja z cyklu tych, z których raczej ciężko będzie się w ogóle cieszyć czytając, bo jest ona zdecydowanie słaba. 




Życie Marianny było usłane różami. Jako jedynaczka mogła liczyć na wsparcie rodziny w każdym względzie. Zagraniczne studia, beztroskie plany na przyszłość, realizacja marzeń – to wszystko w zasięgu ręki. Wszystko zmienia się po tragicznej śmierci rodziców. Kiedy w niedługim czasie umiera również ukochana babcia, Marianna przechodzi załamanie.
Młoda, bogata, ale samotna i nieszczęśliwa nie potrafi poradzić sobie ze stratą najbliższych. Wkrótce odkrywa dokumenty, z których wynika, że jej ojciec regularnie przesyłał niejakiej Rosie Rosso pewną kwotę pieniędzy. Trop prowadzi do hiszpańskiej Sewilli, miasta, nad którym unosi się duch Krzysztofa Kolumba, ulice rozbrzmiewają flamenco, a dookoła czuć zapach aromatycznej paelli.
Dziewczyna poznaje życie od strony, której wcześniej nie znała…






Owszem mamy jesień, najbardziej depresyjny czas w roku - bury listopad za oknem, to książki lekkie i przyjemne powinny cieszyć czytającego. Teoretycznie można się domyśleć, że zakończenie będzie pozytywne, ale droga do niego to była dla mnie droga przez mękę, nic bowiem w tej książce się nie działo. Owszem zapowiadało się ciekawie - Marianna bowiem trafia do Sewilli i od razu ma przed sobą szereg zadań do wykonania, dzięki którym jak nietrudno się domyśleć poradzi sobie z depresją i smutkiem. Oto bowiem spotyka w mieszkaniu, które wynajmuje ducha (no cóż...) jego właścicielki, która podczas kolejnego ich spotkania prosi dziewczynę, żeby pomogła jej przyjaciółkom postawić na nogi upadającą restaurację. Do tego Marianna za cel stawia sobie pomoc poznanej w Sewilli Rosie - dziewczynie samotnie wychowującej synka, bez funduszy, z matką alkoholiczką. Owszem autorka wprowadza interesujące postacie - jak chociażby podporządkowany matce naukowiec z Polski, pojawia się wątek poniekąd kryminalny, to wszystko to nie sprawia, że lektura jest ciekawsza, bowiem brak tu napięcia, wyczekiwania, wszystko jest jakby bez polotu i blade. A szkoda, bo pomysł autorki można byłoby ciekawiej zrealizować. 

niedziela, 5 listopada 2017

Selma Lagerlöf - Cudowna podróż




Był sobie kiedyś chłopiec o imieniu Nils. Najbardziej lubił spać, jeść i psocić, nie chciał się uczyć, a na dodatek dokuczał ludziom i zwierzętom. Pewnego dnia na brzegu starej skrzyni swojej mamy ujrzał krasnoludka i postanowił spłatać mu figla. Za karę został zmieniony w malutkiego człowieczka, a potem wyruszył z dzikimi gęśmi w podróż do Laponii. Po drodze poznał swój kraj i przeżył wiele przygód, ale czy udało mu się bezpiecznie wrócić do domu? Mądra i wzruszająca książka zaliczana do klasyki literatury dla dzieci i młodzieży.





Magiczna opowieść, która przenosi dzieci w zupełnie inny świat. Mały niegrzeczny chłopiec pewnego dnia staje się małym człowieczkiem, zupełnie zależnym od innych - tych, którym wcześniej dokuczał i sprawiał przykrość. Tym razem nowa perspektywa stawia przed nim całkiem nowe wyzwania, z którymi musi sobie poradzić. Decyduje się na szaloną podróż, podczas której na skrzydłach gęsi ma szansę zobaczyć cały kraj oraz przeżyć niesamowite przygody. Ta wyprawa zupełnie go zmienia, uczy patrzeć na świat z  zupełnie innej perspektywy, początkowo zmuszany do swoistej uległości, z czasem uczy się pomagać innym, ratując ich z opresji. A stając się poniekąd członkiem stada uczy się życia we wspólnocie, odpowiedzialności za innych oraz zależności pomiędzy jej członkami.

Muszę przyznać, że moc terapeutyczna tej bajki jest ogromna - pokazuje dzieciom, co jest konsekwencją złych zachowań, pokazuje właściwe wzorce oraz uczy jak pomagać innym. W końcu opowiada na przykładzie głównego bohatera o pięknej przyjaźni, jej sile i mocy. 
Do tego zabiera młodych czytelników w podróż po niezwykłych krainach, gdzie nasi bohaterowie przezywają różnorakie przygody oraz spotykają cale mnóstwo zwierząt zamieszkujących daną krainę. Bardzo sprytnie udało się autorce wpleść całą masę informacji o zwierzętach, ich wzajemnych zelżnościach do historii o małym chłopczyku.

piątek, 3 listopada 2017

Harda - Elżbieta Cherezińska

Mężczyzna, którego kocha. Ogień, który rozpala. Królestwa, którymi włada.

Świętosława od dziecka była harda. Od najmłodszych lat, wraz z bratem Bolesławem Chrobrym, uczyła się niuansów politycznej gry. Miała stać się pionkiem w układzie sojuszy swego ojca, księcia Mieszka. Jej ambicje sięgały znacznie dalej. Chciała zostać królową.

Los okazał się nieprzewidywalny. W drodze na dwór męża spotkała kogoś, kto zawładnął jej sercem. Czy jest w stanie spełnić swe ambicje i kochać? Stawka jest wysoka – przyjaciele zmieniają się we wrogów, miłość w nienawiść. Sakrament w klątwę.

Harda to opowieść o kobiecie niezwykłej, której losy nierozerwalnie wplatają się w dzieje Polski, Szwecji, Danii, Norwegii i Anglii. Namiętności, walka o tron, krwawe bitwy oraz zniewalające historie to królestwo, po którym Elżbieta Cherezińska porusza się z lekkością i drapieżnością sokoła.


Jak mogłam wcześniej nie sięgnąć po książki tej autorki? No jak?
Owszem niedawno próbowałam czytać jej cykl północny, który był dość nudny i nie do końca przypadł mi do gustu, a lektury zaniechałam. 
Jednak po tym, jak kolejny raz ktoś polecił mi książkę tej autorki postanowiłam spróbować jeszcze raz.
I przepadłam, mimo, że fanką książek historycznych raczej nie jestem. Tutaj nie mogłam się oderwać i mimo swojej objętości książkę czytało się wyśmienicie do ostatniej strony. Mimo opisu i tytułu książka nie jest stricte powieścią o Świętosławie - córce Mieszka, siostrze Bolesława. To również powieść o początkach państwa polskiego, o szczególnym czasie, kiedy granice przesuwały się niemal z dnia na dzień, a władcy walczyli o swoje terytoria nieustannie.
 Na tle tych rozgrywek - stricte politycznych i dyplomatycznych adekwatnych do czasu, w którym rozgrywa się akcja - rozgrywają się losy królów, ich żon i dzieci. Władcy i ich rodziny uwikłani zostają w sojusze, zmuszeni do podejmowania decyzji na całe życie, dalekich od ich oczekiwań, uczuć. Decyzje niczym kolejne ruchy w partii szachów decydują o całej rozgrywce. Musze przyznać, że wszystkie te zakulisowe rozrywki w czasach piastowskich przypadły mi bardzo do gustu, mnóstwo się działo, decyzje podejmowane były szybko, a sam Mieszko przedstawiony został przez autorkę jako genialny strateg. 
Oprócz wielkiej polityki i jej roszad to również bardzo dobra powieść obyczajowa na tle szczególnego czasu, w którym polityka decydowała o tym, kogo poślubią nasi bohaterowie. I brawo dal autorki - która nie ograniczyła się tylko do postaci Hardej, prezentując czytelnikowi całe mnóstwo postaci, związków, historii i dramatów rozrywających się u początków państwowości wielu europejskich krajów.

Wszytko to zostało ubrane w całkiem nowoczesną formę, owszem wymagającą skupienia, bo cały zasób retro słownictw użyty w powieści jest ogromny do tego cała plejada bohaterów do zapamiętania - jednak wszystko to sprawia, że lektura staje się autentyczna i mimo wszystko nie ma się wrażenia swoistego przytłoczenia historycznego, które jest często charakterystyczne dla tego rodzaju powieści. Pozostając pod ogromnym wrażeniem tomu pierwszego zaczynam swoją przygodę z kolejną częścią, mając nadzieję, że jest tak samo udana, jak pierwsza.