piątek, 30 listopada 2012

Katarzyna Enerlich - Prowincja pełna gwiazd i Prowincja pełna słońca

Mam spory problem z tymi książkami Katarzyny Enerlich. Mimo, że przeczytałam je już jakiś czas temu to ciągle zwlekałam z recenzją, bo nie wiem jak do końca je ocenić. Nie miałam wcześniej okazji, żeby przeczytać pierwszą część serii, ale po lekturze dwóch kolejnych nie do końca mam ochotę ich szukać-myślę, że to mogłoby wystarczyć za całą recenzję, ale jednak napiszę wam o moich odczuciach trochę więcej.

"Refleksyjna opowieść o prowincjonalnej codzienności, której wielkie i małe historie rozgrywają się wśród mazurskich krajobrazów. Zaskakująca historia kobiety, która odbywa swoistą podróż w czasie, podróż do nieznanych korzeni. Odkrywa przeszłość, której nie znała i tajemnice, które niekoniecznie chciała poznać. Czytelnicy spotkali się z bohaterami powieści w książce – „Prowincja pełna marzeń”. Prowincja może być miejscem magicznym, pełnym wydarzeń i emocji, gdzie po prostu chce się żyć. Miejscem, w którym zdarza się tysiące spraw, zgodnie z przemianami tego świata, pokornie poddanym porom roku, biegnącym czasem może trochę wolniej, spokojniej, bez korków na ulicach i laptopów na kawiarnianych stolikach… Nad którym świecą te same gwiazdy, to samo słońce, brodzą w błękicie te same chmury. Nie ma spotkań przypadkowych. Nasze dzisiejsze spotkanie na pewno nie jest daremne…"


Te książki to kolejne z nurtu literarury kobiecej, gdzie główne bohaterki odnajdują spokój na prowincji. Czym różni się ta od innych, które czytałam wcześniej?Na pewno jest bardziej reflekcyjna, a akcji raczej nie wzbogacają ożywione dialogi głównych bohaterów. W większości to przemyślenia głównej bohaterki Ludmiły. Po wielu perypetiach Ludmiła wydawałoby się, ż eosiągnęła szczęście u boku ojca swojego dziecka, którego z radością oczekują. Niestety po narodzinach Zosi okazuje się, że sielanka jednak nie jest tak cukierkowa, jakby się moło wydawać. Przez jakiś czas Ludmila musi sobie radzić zupełnie sama, martin wyjeżdża do Niemiec i chyba nie do końca chce wracać do żony i dziecka. Jak się okazuje dręczą go ciągle wątpliwości an temat swojego ojcostwa, podsycane dodatkowo przez znajomą, z którą po powrocie zaczyna spędzać coraz więcej czasu....
Historia znana, łatwa do przewidzenia, w niczym nie zaskakuje, a całej powieści czegoś po prostu brakuje...Wszystko jest jakby płaskie, jednowymiarowe, nie wciąga czytelnika tak jaby mogło.
Ciekawy wątek-to poszukiwanie historii rodziny, odkrywanie judaizmu oraz wizyta Ludmiły i jej siostry w Łódzkiej Anatewce :)
Bardzo bym się jednak cieszyła, gdyby autorka jednak nie ograniczyła się do opisania fanatyzmu Hanki, po tym jak dowiedziąła się o swoich żydowskich korzenaich. Tak ma się wrażenie, że historia została odkryta, zadanie zaliczone, czas skupić sie na czymś innym, a naprawdę szkoda.
W dodatku, chyba nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć, że ktoś noszący nazwusko Gold, może być pochodzenai żydowskiego. Chyba Pani Enerlich nie do końca wierzy w inteligencję swoich czytelników ;).

Ostatnia część tryptyku prznosi nas wraz z Ludmiłą-zmuszoną sytuacją życiową- do podjęcia pracy we Włoszech.

"Czy coś - oprócz pierwszej litery - łączy Mazury z Marokiem?
Ludmiła, bohaterka kolejnej części "prowincjonalnego" tryptyku, po raz kolejny stawia czoło życiowym wyzwaniom. Tym razem znajdzie się na emocjonalnym zakręcie. Tajemnicze zniknięcie najbliższej osoby spowoduje, że kobieta wyruszy w zmieniającą jej życie podróż do północnych Włoch.

Spotkanie z Aminą, ofiarą muzułmańskiej tyranii i organizacja jej ucieczki od męża to tylko niektóre z przystanków tej podróży. Na swoją mazurską prowincję wróci odmieniona i przekonana, że szczęście to nie tylko miłość. A gdy już przewartościuje wszystko i od nowa ułoży swoje życie, pojawi się ktoś, na kogo wcale nie czekała. Czy po raz kolejny spotkanie okaże się nieprzypadkowe?"


Ludmiła zostawia małe dziecko, wyrusza zarobić pieniądze na zycie i spłatę kredytu za ukochany dom, w którym w końcu zamieszkała. We Włoszech pomaga Marokance, która ucieka od znęcającego się nad nią męża i wraz z naszą bohaterką wraca na Mazury, by tutaj podobnie jak Ludmiła zbudować swoje życie od nowa.
Nowe postacie, wątki, uczucia, ale moje odczucia dokładnie takie same - wolne tempo akcji, duża naiwność łównej boahterki, która chyba sama przed sobą ucieka, irytuje czytelnika swomi decyzjami i małym, a własciwie żadnym zecydowaniem w kwestii tego z kim się związać uczuciowo...


Na plus-historyczne zdjęcia Mazur dodawne przez autorkę do obu książek-ciekawa lekcja historii-chociaż druk mógłby być trochę lepszy.
Podsumowując-są duzo lepsze pozycje o podobnej tematyce, stąd moja ocena 5/10


wtorek, 27 listopada 2012

Mike Resnick - Prorokini

Prorokini - jak się okazuje to kończący trylogię tom. Zaraz po Wróżbiarce i Wyroku na wyrocznię. I dopiero dzisiaj dotarło do mnie, że wszystkie wzmianki dotyczące zdarzeń historycznych bohaterów miały miejsce w poprzednich tomach - a mimo to nie czyta się tej powieści jako kontynuacji większej całości - całkiem dobrze sobie książka radzi w wersji "stand-alone". A to jest wielki plus, nie lubię czytać czegokolwiek z perspektywą kolejnych grubych tomisk ciągnącej się przez annały historii opowieści. Prorokini jest wartką i szybką historyjką - gdyby porównywać do filmów, to byłaby to 87 minutowa sensacja, która nie wiadomo kiedy się skończyła...


Kilka naprawdę ładnie zarysowanych postaci stworzyło nam spektakl, nieco banalny pod koniec (ale znów: jak dobrze zakończyć wszechgalaktyczną wojnę między dwiema najpotężniejszymi postaciami?). Podróże po kilku światach (czytelnik ma świadomość, że kosmos jest rozległy, ale akurat jedynie te planety są warte wspomnienia) dostarczą nam trochę Dzikiego Zachodu. A wszystko wydaje się doskonale przyprawione i nie przesolone ani przesłodzone - kompozycja świetna - tylko zbyt krótka.

Otóż wspomniałem że są w tym świecie dwie zdaje się wszechwładne postacie, zdradzę sekret - jedną z nich jest Prorokini (a drugą Chrystus Mojżesz Mahomet...), ale to nie one są głównym źródłem przygód, ale raczej trójka przeciętnych ludzi z nieprzeciętnymi umiejętnościami. Geniusz komputerowy będący w stanie wykonać prawie każdy mikrochip i wszczepić w żywą tkankę, Stary weteran, który przeżył swoje życie odciskając piętno na znanym wszechświecie i Płatny zabójca - broń do wynajęcia, z solidnym kodeksem moralnym. Oczywiście nie wszyscy przeżyją - ale przecież chodzi o większe dobro?

Trochę nasuwa się refleksja widzących w przyszłości z Diuny, ale nie zmieścilibyśmy takiej opowieści w 87 minutach wobec czego Mike stwierdza - że nie wiadomo skąd Prorokini ma dar prekognicji. Finito. 8,1/10

poniedziałek, 26 listopada 2012

Serialowe podsumowanie sezonu

Miał być jeden post poświęcony zaskakującemu serialowi, który odkryłam dzięki Bigosowej, stwierdziłam, że tych nowości I kontynuacji serialowych tej jesieni trochę się nazbierało, więc będzie dziś post serialowo-masowy.



Najpierw Kontynuacje:



Good Wife sezon IV-jak zawsze trzyma poziom, ale myślę, że już niedługo scenarzyści powinni nas czymś zaskoczyć, bo jeszcze kilka odcinków i może się zrobić nudno i przewidywalnie.



Downton- sezon III- dobrze wrócić znów do Anglii początku XX wieku, szkoda tylko, ze niestety jedynie na 8 odcinków. Zaskakująco, ciekawie, historycznie odkrywająco, klimatycznie, jak zawsze.



Czas Honoru sezon V-najgorszy z dotychczasowych, mało akcji, momentami nawet męcząco, z wyczekiwaniem, ze w końcu coś się wydarzy. Niestety nudno pozostało do samego końca sezonu.



Prawo Agaty sezon II- bardzo mi się podobał pierwszy sezon, nawet przemogłam swoją ogromna niechęć do Agnieszki Dygant, bo tak mi się spodobało. Drugi sezon-dużo gorszy, przypadki prawnicze mało interesujące, wątki obyczajowe naciągane, w środku tego główna bohaterka, która nie wie czego chce i jedyne, co wpada się w oko to jej ogromne wymalowane usta, krzywe nogi i nachalne rzucanie kitką na prawo i lewo.



Kamuflaż- sezon III-początek sezonu wciągający, środek bardzo naciągany, sztuczny, główna bohaterka niczym Superman w połączeniu z McGyverem radzi sobie nawet w najgorszej opresji, koniec sezonu-znów robi się ciekawie, zwłaszcza, ze pojawia się prawie na stałe jedna z moich ulubionych postaci – agent Mosadu



Jeżeli chodzi o nowości w tym sezonie oglądałam 3 nowe pozycje:



Lekarze-wiem, że to polska kopia Chirurgów, że jest dużo podobieństw (nawet w ulubionej gazecie mojej babci „Świat seriali” poświęcono tym podobieństwom całe 2! Strony), ze mało realny jak na polskie warunki (chociaż nie do końca-byłam w szpitalu, który wyglądał podobnie, to jednak obsługa już nie była „serialowa”) to jednak mi się podoba, tak po prostu, bez ogromnych oczekiwań, rozdmuchiwania czy prawdziwe i realne czy nie. Tak na miłe zakończenie każdego poniedziałku. Do tego Magdalena Różczka - dla mnie jedna z najlepszych aktorek młodego pokolenia to taka wisienka na torcie. Bo oczywiście samym tortem jest wizualnie niewątpliwie Szymon Bobrowski ;)





Elementary - amerykańska wersja brytyjskiego Sherlocka Holmesa-wyjątkowo nieudana muszę przyznać. Dużo gorsza od pierwowzoru, od którego nie sposób się oderwać, tutaj wręcz przeciwnie-można spokojnie w trakcie iść zrobić sobie herbatę w trakcie. Jedyny plus to niektóre z prowadzonych przez duet Holmes-Watson spraw. Pomysł, żeby Watson był kobietą, mającą uratować Sherlocka narkomana od nałogu i jego samego może i nowatorski, to jednak w wykonaniu Lucy Liu pozostawiający wiele do życzenia. Sam Sherlock – niestety w przeciwieństwie do postaci granej przez Benedicta Cumberbatcha Ten jest męcząco irytujący, słaby psychicznie, żyjący w bałaganie, niewzbudzający sympatii. To taki serial z cyklu „można obejrzeć” jak nic innego do obejrzenia się nie ma.


I na koniec odkrycie sezonu – brytyjski serial nakręcony dzięki współpracy BBC i Cinemax – Hunted.




Główną bohaterką serialu jest Sam - tajna agentka równie tajnej prywatnej organizacji Bizantyum, z siedzibą w Londynie. Jaki jest cel działalności tej organizacji-nie wiadomo, czy działa we współpracy z MI6- nie wiadomo…pytań i niewiadomych jest mnóstwo, a odpowiedzi niestety nie przybywa w kolejnych odcinkach, więcej serial staje się coraz bardziej mroczny, a tym samym bardziej frapujący. Sam-cudem ocalała z postrzału-zasadzki wraca do swojej organizacji po roku, podczas którego nikt ze współpracowników nie wiedział, gdzie się ukrywała, jednocześnie w tym samym czasie okazuje się, że ktoś w Bizantyum jest podwójnym agentem, a polowanie na Sam wcale się nie skończyło. Więcej – oprócz zadania, które ma wykonać, znalezienia osoby, która ją wydała szuka również odpowiedzi na pytania z przeszłości, które pojawiają się w jej snach…Do tego odtwórczyni głównej roli Melissa George-wcześniej mi nieznana, ale doskonale odtwarzająca postać, którą gra, wreszcie mamy do czynienia z prawdziwą kobietą agentem. I do tego niesamowite ujęcia, genialne zbliżenia, kadrowanie oraz widoczna na każdym kroku „brytyjskość” nie tylko serialowa. Polecam.

Maria Nurowska - Drzwi do piekła

Musze przyznać, że z dużą niecierpliwością czekałam na lekturę tej książki Marii Nurowskiej. Miał to być zapowiadany powrót do starej, dobrej Nurowskiej, od której trochę się jednak odzwyczaiłam, bo ostanie jej książki jednak rozczarowywały. Jednocześnie nowatorki, odważny temat poruszony w tej książce miał być zapowiedzią przełomu.

"Życie, które stało się piekłem. Piekło, w którym odnajdziesz miłość.

Daria, dwudziestoletnia dziewczyna zakochała się w starszym od siebie mężczyźnie. Edward był wówczas redaktorem naczelnym pisma literackiego, widział w niej zdolną pisarkę i fascynującą kobietę. Nikt nie znał prawdziwego oblicza ich związku. Nikt też nie zrozumiałby takiej miłości, miłości-wyzwania, miłości-gry, miłości-kontroli. Daria kochała męża. I zabiła go. Z miłości. A potem zadzwoniła na policję. Skazana na dwanaście lat za zbrodnię w afekcie, trafiła do więzienia dla kobiet. Do piekła, które okazało się dla niej czyśćcem. Drogę do samej siebie odnalazła dzięki drugiej kobiecie...


Najnowsza powieść Marii Nurowskiej, historia o niebezpiecznej miłości, opowiada o najciemniejszych stronach kobiecej duszy. Zaledwie jeden krok dzieli Darię od zakochania do małżeństwa, od wyzwania do zdrady, od zaufania do kłamstwa, od poczucia władzy do zniewolenia. Najdłuższa droga, jaka ją czeka, droga przez piekło, prowadzi do wolności i zaakceptowania samej siebie.
"

Mimo, że akcja osadzona w miejscu, do którego myśli nie biegna, nie panuje sielanka, to jednak książka wciąga. Zderzenie ludzkich dramatów, historii, pomyłek, grzechów z potrzebami wysłuchania, akceptacji, fizycznej obecności tworzy mieszankę niespotykaną wśród mnożących  się na rynku opowieści o spełnionych kobietach, odnajdujacych siebie na polskiej prowincji. To bolesna historia Darii, która za zabójstwo swojego męża - Edwarda zostaje skazana na 12 lat więzienia. Ta intelektualistka, pisarka zostaje wtrącona do rzeczywistości, w której jedyną zasadą jest przeżyć i nie dać się upodlić. Okazuje się, że obrana przez nią droga kompletnej izolacji wobec innych całkowicie się nie sprawdza i że trzeba będzie jednak o swój kawalek intymności powalczyć. Jednoczesnie - dzięki odpowiednio skonstruowanej narracji, gdzie zdarzenia aktualne przepaltają się ze zdarzeniami z przeszłosci bohaterki - poznajemy też Darię uwikłaną w dziwne małżeństwo, gdzie sama narzucając reguły braku wierności wplątuję się w grę, której staje się niewolnikiem. Powiem szczerze - głupota bohaterki mnie po prostu odstręczała, ciężko mi było momentami czytać o życiowej głupocie głównej bohaterki. Zabrakło mi też pewnego elementu skruchy, jakiś przemysleń nad tym co zrobiła. Owszem angażuje się, pomaga innym, ale ona jakby stawiana jest na drugim planie. W pewnym momencie chcialam o niej wiedzieć więcej i moje chęci niestety nie zostąły zaspokojne. Pozostał niedostyt - puzle z życia porozrzucane niechronologicznie przez autorkę nie dały odpowiedzi na wiele pytań.
Z chęcią sięgnę po książke opisującą dalsze losy Darii. Z nadzieją, że moje oczekiwania tym razem zostaną spełnione.
Na razie moja ocena pierwszej części z frapującą okładką 7,5/10

niedziela, 25 listopada 2012

Juraj Červenák - Władca wilków

Swego czasu bardzo interesowałem się średniowiecznymi dziejami Europy oraz Polski i o ile tematyka ta jest mi bliska, o tyle dzięki opracowanemu programowi nauczania wiem, że polska powstała około roku 900 a wcześniej to tu "nie było nic"...

Nie byłem w stanie gładko przejść z tematyki Bizancjum, Karola Wielkiego do tematu ziem słowian, dlatego czytając "czeskiego wiedźmina" opartego na historycznym świecie odkryłem luki w swojej edukacji. Dopiero poprzez poznanie twórczości Cervenaka poznaję trochę ten okres - i bez znaczenia już jest gdzie dokładnie akcja się toczy bowiem czuje się słowiańską więź wspólnych korzeni.

Powieść czyta się gładko, łatwo i przyjemnie, może z tym przyjemnie trochę przesadziłem, bo niektóre opisy potrafią być nieco "krwawe", ale moim zdaniem to jeszcze bardziej urealnia spisaną historię.

Władca wilków nie tylko wprowadza nas w wymieniony świat, wprowadza również bohaterów, których mam nadzieję polubię bardziej sięgając po kolejną pozycję - Miecz Radogosta. Bohaterowie są jak w każdej prawie fantasy kolorowi i dobranie na zasadzie kontrastów (piękna czarodziejka, wielki mocarz, doskonały łucznik itd) a główny bohater, który sam w sobie jest niezłym zabijaką, to jeszcze otrzymuje boską moc, dowiaduje się, że jego rodzice nie są jego rodzicami, a sam jest ostatnim z rodu... Trochę może banalne początki, ale podobno najważniejsze są końce.
6/10

Książkę przeczytałem dzięki uprzejmości Instytutu Wydawniczego Erica


PS. Nie wiem czy prawidłową nazwą jest Czarnoksiężnik czy Czarownik, okładka i zawartość nie są w tym temacie zgodni ;)


"Władca wilków to pierwszy tom opowieści o zemście potomka bogów, wojownika Rogana, wspieranego przez wilka z zaświatów, Gorywałda.


Prawie dziesięć lat walczył w wojnach, które doprowadziły do rozbicia imperium Awarów, rozciągającego się na równinach pomiędzy Dunajem a Cisą. Należał do drużyn słowiańskich książąt, był najemnikiem, walczącym po stronie Karola Wielkiego, służył w szeregach armii bułgarskiego chana Kruma. "

czwartek, 15 listopada 2012

Sofie Sarenbrant - 36 tydzień

Przeczytałam już całkiem sporo skandynawskich kryminałów, że moje oczekiwania są całkiem spore. Zwłaszcza od książki polecanej wielbicielom Camili Lakerberg.

"Koniec lata w Brantevik, małej wiosce rybackiej. Dwa małżeństwa spędzają razem ostatni tydzień wakacji. Johanna i Agnes, najlepsze przyjaciółki, wkrótce urodzą dzieci. Agnes żyje w ciągłym stresie. Jej mąż każdego dnia prowokuje kłótnie. Przyjaciele chcąc załagodzić konflikt i rozładować napiętą atmosferę, wybierają się do miejscowego pubu na wieczór karaoke. Agnes, zdenerwowana zachowaniem pijanego męża, wychodzi. Rano okazuje się, że zniknęła. Zaginięciem kobiety zaczynają interesować się media, a policja robi wszystko, by wyjaśnić sprawę. Wkrótce wydarzenia przybierają niespodziewany obrót. Rozpoczyna się wyścig z czasem…"


Czytając recenzje innych czytelników mam wrażenie, że miałam w rękach inną książke niż oni...
Trzymająca w napięciu akcja, momentami brutalna, tylko dla ludzi o mocnych nerwach, olsniewający debiut... Ja tego nie zauważyłam... Przeczytałam książkę bez większego, zapowiadanego napięcia, czytałam dużo więcej lepszych kryminałów, takich, o których naprawdę trudno się oderwać. Tutaj mimo, że temat i zamysł nowatorski - porwanie ciężarnej kobiety, to samo "wykonanie"pozostawia wiele do życzenia. Postacie są jakieś takie blade, pozbawione wyrazistych cech, wątki poboczne słabo rozwinięte. Jedyny plus-rzeczywiście dopiero pod koniec książki dowiadujemy się co się działo z porwaną, tak, że rzeczywiście musimy doczytac prawie do końca, żeby dowiedzieć się szczegółów. Natomiast samo rozwiązanie-dla mnie wydaje się całkowicie abstrakcyjne, tak jaby wszyscy wokoł sprawców byli ślepi i nie widzieli co się dzieje. Więcej szczegołów nie będę zdradzac na wypadek, gdyby jednak ktoś pokusił sie o przeczytanie tej pozycji.

Moja ocena 4/10

środa, 14 listopada 2012

Dorota Combrzyńska-Nogala - Drewniak

Kolorowa okładka, można powiedizeć nawet nieprzewidywalna i szalona...Intrygująca, mało mówiąca o tym, co jest w środku...

"Pewnego dnia Łucja Nowakówna kupuje kolejne, ale za to wyjątkowo dizajnerskie śliwkowe buciory, rzuca chłopaka, wygodne mieszkanie

i przeprowadza się do odziedziczonego po wuju drewniaka bez porządnej łazienki, ale za to z piecem i dzikim lokatorem. Do tego momentu, oprócz nudnego narzeczonego, miała tylko przyjaciela z dzieciństwa, napakowanego łysola Bronka Skrzętnego. Teraz zaprzyjaźnia się z nowymi sąsiadami: karlicą panią Marlenką, handlarzem antyków Władkiem Szuszfelakiem, synem zmarłej lokatorki wuja, filmowcem przyrody – Januszem Poniewieskim, a także patykowatą Basią z trójką podobnych do niej dzieci.

Łucja rysuje komiks, do którego potrzebuje marionetki. W tym celu udaje się do teatru lalkowego, gdzie poznaje bardzo przystojnego i uwodzicielskiego aktora Walerego Dębowskiego. Od pierwszych taktów wspólnie przetańczonego tanga jasne jest, że niesamowicie pociągają się wzajemnie, ale dziewczyna klasyfikuje go jako maczo i nie chce o nim myśleć.


W dodatku, w okolicy drewniaka zaczyna pojawiać się niezwykły klaun…"


Pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki-zakręcona historia, która dzieje się w Łodzi. Mogłabym nawet powiedzieć, że to z tego, co pamiętam pierwsza przeczytana przeze mnie książka, której akcja dzieje się współcześnie w mieście, które znam tak dobrze. Niewątpliwie dla mnie to duży plus lektury tej książki, bo znam miejsca, gdzie dzieje się akcja.
Mimo, że samego DREWNIAKA nigdy nie widziąłm, jednak jestem w stanie sobie wyobrazić, gdzie umiejscowiła go autorka i jak on wygląda. Tytułowe miejsce, to dom odziedziczony całkowicie niespodziewanie przez szaloną artystkę - Łucję po wujku, którego nie znała. Zaskakujący, jak się później okazuje problematyczny spadek ułatwia bohaterce podjęcie przełomowej decyzji w życiu i przeprowadzkę do całkiem innego miejsca czy nawet można by powiedziec świata. Świata, które skrywa tyle tajemnic, że starczyłoby na kilka innych powieści.  Do tego szalone przygody, zwroty akcji, romasne, historie miłosne, komedie pomyłek, odrobina szaleństwa, pikanteria seksu-wszystko to znajdziemy w książce Doroty Combrzyńskiej-Nogali. Wcześniej nie znałam twórczości tej autorki, ale po lekturze tej pozycji z pewnością bedę szukać kolejnych pozycji.
Ogromne zmiany w życiu Łucji - szalonej, całkowicie nieprzewidywalnej, oddziaływują na zycie jej nowych przyjacół, którzy tak różni od niej próbują sobie poukładac swoje problemy. Autorka serwuje nam tak barwny korowód postaci drugoplanowych, ze momentami ciężko stwierdzić, kto tutaj tak naprawdę jest pierwszoplanowym bohaterem.
Do tego elementy wróżbiarstwa, magii, duch krażący nad Drewniakiem i powiedzmy, że przedstawiłam wam okrojony zarys tego, co możemy znaleźć w tej książce...
Zapomniałam o najważniejszym-wątku miłosnym, całkowicie nieprzewidywalnym jak i cała ta historia.
Chyba więcej pisać nie muszę...?Polecam na jesienno-zimowe wieczory.


Za możliwość recenzji dziękuję Wydawnictwu 

Moja ocena 8,5/10


czwartek, 8 listopada 2012

Jeffery Deaver - Ogród bestii

"Ameryka połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku. Paul Schumann, nowojorczyk niemieckiego pochodzenia, jest wykonawcą mafijnych wyroków. Podczas jednej z akcji wpada w pułapkę. Dostaje jednak wybór: albo trafi na krzesło elektryczne w Sing-Singu, albo dokona ostatniego zamachu, zabijając - dla dobra ojczyzny - głównego architekta nazistowskiej remilitaryzacji, Reinharda Ernsta.
W Berlinie Paul tropi Ernsta, uciekając przed siłami bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy. Musi się także strzec wyjątkowo przenikliwego detektywa, inspektora policji kryminalnej. Akcja, pełna nieoczekiwanych zwrotów, toczy się w sercu niemieckiej stolicy gorączkowo przygotowującej się do igrzysk olimpijskich 1936 roku i pragnącej pokazać światu pokojowe oblicze. Atutem powieści jest dbałość autora o szczegółowy obraz epoki i oddanie atmosfery Niemiec dławionych faszystowskim terrorem."


Robiłam dwa podejścia do tej książki, ale drugie było na tyle skuteczne, że nie mogłam się oderwać ;)
Książka, która opowiada o śledztwie, które toczy się 80 lat temu, a mimo wszystko wciąga, ciekawi i intrykuje. Jednym słowem rewelacja. W dobie superszpiegów z cudownymi możliwościami i sprzętem, filmów kryminalych dopracowanych do najmniejszego szczegółu zdawaloby się, że niemozliwym jest napisanie dobrej książki, w której śledczy stosują dopiero raczkujące w tym czasie metody, bez których współczenie nie można sobie wyobrazić porządnego kryminalu. A jednak. Niemieccy policjanci zachwycają błyskotliwością, swoją dedukcją i nieprzewidywalnością.
Dla mnie niesamowicie ciekawy, czasem nawet szokujący jest ukazany przez autora obraz życia zwyczajnych ludzi w czasach III Rzeszy- doskonałe tło historyczne, mnóstwo ciekawostek-jak chociażby te o faszystwskich ubraniach, a także wpływ terroru na zwykłych obywateli. Wiele można przeczytać o prześladowaniach Żydów, tu autor ukazał również problemy zwykłych obywateli, którzy ośmielają się mieć inne poglady niż rządząca partia. Warto przeczytać chociazby dla tego aspektu.
Rzadko zdarza się, żeby Amerykanim tak rzetelnie opisał europejską rzeczywistość w tak specyficznym okresie historii-obiektywizm, duża wiedza historyczna, bez uprzedzeń, prosto, po prostu dobrze, odpowiednio i nieamerykańsko.
Do tego plejada postaci, którą stworzył Deever jest własnie taka jaka powinna być-wywarzona liczba, tak w sam raz, doskonała proporcja pomiędzy drugoplanowymi (jak chociażby olimpijczycy) a pierwszoplanowymi. Do tego kazdy z nich jest w jakiś sposób charakterystyczny, niektórzy mają w sobie to COŚ, no i Paul, pracujacy na zlecenie mafii - powiniem wzbudzaj conajmniej mieszane uczucia, bo jednak to płatny zabójca, jednak i tu autor nas zaskakuje, bo okazuje się, że osąd może nie być aż tak oczywisty jak mogłoby się wydawać.
Więcej nie zdradzę-może zachęci was to do lektury.

Moja ocena 9/10

środa, 7 listopada 2012

Minął rok...

Tylko dzięki opcji przypominania w telefonie uświadomiłam sobie, że nasze blogowanie trwa już rok :)
Nasz pierwszy wpis pojawił się 1.10. Tutaj można go przeczytać
Cieszy nas to blogowanie coraz bardziej, wprowadza pewną syatematyczność, uporządkowanie, ale też przygodę, możliwość pozanania innych blogujących-inspirujących.
Dziękujemy wszystkim, którzy nasz blog oglądają, podczytują i komentują :)Polecamy się na przyszłość.

Pozdrawiamy
Czytający klub A&A

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jacek Inglot - Wypędzony Breslau-Wrocław 1945

"Wypędzony to opowieść o świecie w epoce wielkiej przemiany, o śmierci niemieckiego Breslau i narodzinach polskiego Wrocławia. Po wojnie oba narody stanęły w obliczu historycznej katastrofy, zmuszone do opuszczenia swych "małych ojczyzn" - Polacy Kresów, Niemcy Dolnego Śląska. Miliony ludzi zostały wypędzone z własnej ziemi. Powieść nie boi się trudnych pytań, podważa stereotypowe wizerunki Polaków i Niemców, opowiada o ludziach uwikłanych w dramat tamtych czasów.
Początek czerwca 1945 roku. Do zniszczonego, dopiero co zdobytego Wrocławia przybywa Jan Korzycki, uciekający przed UB porucznik Armii Krajowej. Zacierając za sobą ślady, pod przybranym nazwiskiem wstępuje do milicji. Otrzymuje

zadanie wytropienia "komendanta Festung Breslau", jak każe się tytułować przywódca konspiracyjnego niemieckiego Werwolfu. Korzycki usiłuje przeżyć w obcym, pogrążonym w chaosie i bezprawiu mieście, broniąc jego mieszkańców przed szabrownikami i niedobitkami nazistów."

Początki innej, nowej Polski zaraz po zakończeniu działań wojennych to ostatnio dość modny temat zarówno produkcji filmowych, jak i książek. Ja akurat ostatnio można powiedzieć "jestem na bieżąco", oglądam Czas Honoru, widziałam Małą Maturę 1947, dlatego też z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę Jacka Inglota.
Pierwsze wrażenie - ogromna plastyczność, detaliczne opisy, tak, że czytelnik ma wrażenie, że spaceruje wraz z głównym bohaterem po ulicach Wrocławia, czy też raczej w tamtym czasie jeszcze Breslau. Mnóstwo szczegółów działających na wyobraźnię dodatkowo wzbogacało lekturę. Breslau to nie powojenna Warszawa, o której można przeczytać wszędzie  o której dużo się mówi, szeroko dyskutuje jej powojenne życie. Breslau to miasto, które niemal całkowicie zniszczone, chwilowo niczyje, miasto którego mieszkańcy żadnej narodowości tak naprawdę nie mogą się czuć ja u siebie. I o tej właśnie przejściowości pisze autor, przedstawiając miejsce, z którego raczej się ucieka niż z miłością wraca. Breslau-Wrocław to niewątpliwie główny bohater powieści Inglota.
Drugie wrażenie-odwaga autora do zmierzenia się z tematem, który jest raczej omijany przez polskich autorów-zachowanie Polaków (zwycięzców?) na ziemiach, które zostały im przydzielone. Z jednej strony to uciekinierzy od przeszłości-tak jak Jan, którzy widzą w wym mieście szansę na inne, lepsze życie. Ale to także Polacy złodzieje, szabrownicy  który w swojej pozycji wygranego widzą szansę na swoistego rodzaju wzbogacenie się kosztem łupów zdobytych na dotychczasowym okupancie. Bolesna prawda o historii, o której wielu chciałoby zapomnieć. Trudne decyzje, niejednoznaczne wybory uwikłane w karty historii. Czasem przerażające, żenujące, ale mimo wszystko wciągające od pierwszej strony. To nie jest już Breslau Krajewskiego, to Breslau Inglota, którzy burzy stereotypy i nie boi się pisać o tym, co niewygodne. Nic nie jest jednoznaczne, nie sposób ocenić postępowania bohaterów, bo w końcu może lata wojenne dają im prawo do właśnie takich zachowań, a "zwykli" Niemcy, mimo, iż nie uczestniczyli w działaniach wojennych to jednak wybrali Hitlera na swojego kanclerza. Okazuje się, że tutaj nikt tak naprawdę nie jest zwycięzcą.

Jak pisze autor w swojej notatce na końcu książki:

" Pragnąłem opowiedzieć, co naprawdę zdarzyło się z "tamtym" miastem, zastanowić się nad jego dramatycznym schyłkiem, w którym odegraliśmy niezbyt chwalebną rolę. Breslau bowiem nie przestał istnieć jednego dnia, 6 maja 1945, w dniu kapitulacji twierdzy. Konał jeszcze przez wiele miesięcy i to my Polacy, pomagaliśmy mu umierać".






Ten zamysł niewątpliwie udał się autorowi, gorzej moim zdaniem z samą akcją, która miała się odbywać na te ostatnich chwil w Breslau, a pierwszych dni Wrocławia. Poszukiwania komendanta Festung Breslau to jednak tylko jakiś poboczny wątek, jakby poza głównym nurtem, a szkoda, bo wydaje mi się, że można byłoby go rozwinąć, podkręcić akcję, wzmocnić napięcie-myślę, że to główny i w zasadzie jedyny minus tej powieści. Ale może to jednak celowy zabieg autora, żeby w ten sposób nie przyćmiewać głównego bohatera powieści-miasta walczącego o swoją przyszłość z historią, uprzedzeniami i ludzkimi słabościami.

Moja ocena 8,5/10

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Instytutowi: