Długo zastanawiałam się,
co napisać o najnowszej książce Kalicińskiej. Książkę dostałam w prezencie od
męża na urodziny i powiem szczerze, że naprawdę spodziewałam się czegoś w
klimacie Rozlewiska, bo podświadomie chyba właśnie takiej książki potrzebowałam.
Co dostałam? Trudną? Inną? Książkę o życiu. Książkę, której zdecydowanie nie trzeba oceniać po jej opisie na okładce, bo ma się on nijak do treści.
„Bohaterką jest Marianna
Roszkowska - kobieta po pięćdziesiątce, dziennikarka średniego szczebla w
redakcji poczytnego, kolorowego czasopisma. Wychowana w kochającej rodzinie,
ale doświadczywszy też wielu zakrętów i zawodów z perspektywy lat zaczyna
głębiej przypatrywać się swojemu życiu. Kogo kochała, kto kochał ją, a kto
ukształtował ją samą? Ile dobra zaznała, a ile zła?
Nadszedł czas, żeby spojrzeć na swe życie w zupełnie nowym świetle. Pustoszeje rodzinne gniazdo - dorasta syn i opuszcza dom matki, zaczynają odchodzić i umierać bliscy. Z pozoru normalna kolej rzeczy, na którą jednak nigdy nie jesteśmy gotowi. Marianna z powodu złych doświadczeń z młodości jest odrętwiała uczuciowo i dopiero konieczność zaopiekowania się nielubianą, samotną i chorą siostrą sprawia, że zaczyna się w niej rodzić ciepłe, a potem bardzo prawdziwe, a jednocześnie zaskakujące, gorące uczucie do niej.”
Nadszedł czas, żeby spojrzeć na swe życie w zupełnie nowym świetle. Pustoszeje rodzinne gniazdo - dorasta syn i opuszcza dom matki, zaczynają odchodzić i umierać bliscy. Z pozoru normalna kolej rzeczy, na którą jednak nigdy nie jesteśmy gotowi. Marianna z powodu złych doświadczeń z młodości jest odrętwiała uczuciowo i dopiero konieczność zaopiekowania się nielubianą, samotną i chorą siostrą sprawia, że zaczyna się w niej rodzić ciepłe, a potem bardzo prawdziwe, a jednocześnie zaskakujące, gorące uczucie do niej.”
Może najpierw trochę o
kwestiach technicznych. Bardzo podoba mi się styl pisania Kalicińskiej, dużo
retrospekcji, odwołań, żółte kartki pomieszane z teraźniejszością – wszystko to
tworzy swoisty klimat. Jestem rozczarowana tytułem „Lilka”, przecież to tak
naprawdę książka o Mariannie, skąd w takim razie ten tytuł – nie wiem. Owszem w
pewnym momencie całe życie Marianny toczy się wokół Lilki, to jednak dalej
punktem wyjścia jest Marianna. Myślę też, że nie do końca jestem zadowolona z
zakończenia, wprawdzie główny wątek został rozwiązany, ale zabrakło moim
zdaniem odpowiedzi na wiele innych pytań, tak jakby w tym trudnym momencie dla
Marianny przestało wszystko inne być ważne. Owszem tak się zdarza, ale wiadomo,
że the show must go on…
Po raz kolejny autora
umieszcza w swoich powieściach osoby dojrzałe, po przejściach, na swoistym
zakręcie i może tak lepiej, bo to wszystko wydaje się być bardziej autentyczne.
Nie ma tu sielskości, ckliwości, czy patetycznych uniesień, są prawdziwe emocje
i opowieść, która mogłaby stać się historią części z nas. Mimo, że skończyłam
tę książkę już jakiś czas temu, to ciągle się nad nią zastanawiam, rozważam
różne scenariusze, zachowania i chyba w
tym właśnie tkwi jej fenomen. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś obojętny wobec
tego, co przedstawiała Kalicińska. Jeżeli ktoś oczekuje prostych rozwiązań czy
historii w klimacie Mazurskim, to niestety się rozczaruje, bo to raczej cięższy
kaliber. Myślę, że momentami nawet zbyt ciężki, bo ilość „śmierci”, które
autorka umieściła w jednej książce trochę mnie przygniotła. Trochę w tym
wszystkim zabrakło jakiegoś humoru, spokoju, w pewnym momencie zaczęłam się
nawet zastanawiać – ile rozdziałów do kolejnej śmierci.
Mimo wszystko uważam, że
ze względu na przekaz, który za sobą niesie, wzruszenie, które nam funduje,
zastanowienie, do którego zmusza to warto.
czytasz mi w myślach, bo pomyślałam dziś o tej książce :)
OdpowiedzUsuńhttp://klepka-pisze.blogspot.com/
Cieszę się :)
Usuńbardzo mi się podobała jej seria Nad rozlewiskiem. jest w niej taka ciepła nutka sentymentalizmu :) Lilkę też mam w planach.
OdpowiedzUsuńto trochę inny klimat, ale też ciekawa
Usuń