czwartek, 21 kwietnia 2016

Levi Henriksen - Pieśń Harfy

I nagle ożyły dźwięki i nagle je zacząłem widzieć wszędzie w otaczającym świecie. Trzeba rozbudzić w sobie tę wrażliwość na doznania słuchowe podczas lektury pieśni harfy i to nie tylko na pieśni kościelne ale również na dźwięk przesiewarki do żwiru...

W zwykłym miasteczku może się znaleźć skarb, oto trio znane nie tylko w Skandynawii ale również na kontynencie Ameryki Północnej, mieszka tutaj próbując odciąć się od świata w jakim żyli. Od trosk i zmartwień jakich doświadczyli... Nic dziwnego, że gdy pojawia się agent i producent muzyczny Jim Gystad i oczarowany ich śpiewem w kościele podczas mszy próbuje przywrócić czas ich minionej chwały, wolą odrzucić jego propozycję...

Jednak Jim nie jest w stanie się pogodzić ze stratą tak pięknych głosów, wreszcie w jego wypalonym życiu zawodowym pojawił się ktoś, kto przypomni mu dlaczego w ogóle zainteresował się muzyką, rozbudzi w nim to, co szarość dnia stłumiła już dawno...


To nie jest powieść w moim typie. Niezbyt interesują mnie powieści o życiu bez czarów... a jednak jest tu magia. Nie taka jaką widujemy w fantastyce, ale magia słowa (i opisywanego dźwięku). To sprawiło, że jednak nie odłożyłem książki po przeczytaniu kilkudziesięciu stron... Doszedłem do wniosku, że ze słów Leviego bije melodia... że nasze życia są pieśnią, czasem smutną, żałobną lecz także dającą ulgę wytchnienie i nadzieję o świcie...
Nie spodziewajmy się tutaj szalonej akcji, zwrotów i zaskoczeń, bo jak to u Henriksena jest raczej niespiesznie, ale ciekawie i frapująco. 


Dowcipna, ciepła i niezwykle zajmująca opowieść o miłości i Bogu, przyjaźni, zdradzie i utraconej nadziejach.

Cierpiący z powodu kaca producent muzyczny Jim Gystad odwiedza kościół w Vinger i słyszy anielski śpiew. Głosy dobiegające z ławki za Jimem praktycznie unoszą go do wieczności i uwalniają od przygnębiającej rzeczywistości. Po raz pierwszy od lat jego egzystencja nie wydaje mu się całkowicie pozbawiona sensu.

Głosy, które słyszy, należą do Śpiewającego Rodzeństwa Thorsen. Przed wieloma laty trio składające się z dwóch braci i siostry koncertowało po Stanach Zjednoczonych i sprzedało setki tysięcy płyt z singlami  zatytuowanymi „To krzyż, który mam dźwigać” czy „Trzydzieści srebrników na Biblii naszego Ojca”. Każde z rodzeństwa odnalazło po drodze miłość swojego życia. I każde ją utraciło.

Od tej pory Jim myśli tylko o jednym: postanawia namówić Śpiewające Rodzeństwo Thorsen do powrotu na scenę. Czeka na niego wiele poważnych przeszkód, z czego najtrudniejszą okaże się przywrócenie miłości z powrotem do ich życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz