Artur Józef Andrus – polski dziennikarz, poeta, autor tekstów piosenek, piosenkarz, artysta kabaretowy i konferansjer. A teraz także i autor książeczki dla dzieci (i) innych.
Bardzo szanuję Pana Artura, zwłaszcza za sposób narracji, która w swoim wyrazie najbardziej mi odpowiada melodyką i doborem słów. Jeśli chodzi o jego twórczość śpiewaną najbardziej urzekła mnie piosenka o pszczółkach. ("Czterdzieści pszczółek"). Humor nieco abstrakcyjny, ale bardzo przystępny. Do tego autor doskonale sobie zdaje sprawę ze swoich wad i w urzekający sposób obraca je w zalety. Dla przykładu - jego głos nie należy do wybitnych, ale śpiewając o wytatuowanej łani ("Piłem w Spale, spałem w Pile"), pokazuje, że po jego samokrytycznej ocenie był w stanie pokazać, że jednak potrafi śpiewać. I rozbawić tekstem, który jest nie dość, że prosto zbudowany to jeszcze trudno się w nim doszukiwać jakichkolwiek oznak wielkiego dzieła (mimo to, wpada w ucho). "A najgorsi to są młodzi, świat przez młodych na psy schodzi, żadnych marzeń, tylko pic. Syn studiuje medycynę, martwię się tym moim synem. Nie osiągnął nic..."
Po tym nieco długim wstępie można się zorientować, że jestem fanem autora tej książeczki i z wielką ochotą zabrałem się za lekturę:
I znalazłem tego co szukałem - lekki humor, świetną narrację i te dziwaczne pomysły... Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego ciocię nazwali "Ciotka Grzechotka". Albo poznać życiowe mądrości "Trzeba oglądać dobranocki i myć zęby". Cała książka jest w tym klimacie - [gdy autor zamyka oczy by się rozmarzyć i wymyślić nowe bajki] "Zamykam oczy i ...muszę otworzyć, bo nie potrafię pisać z zamkniętymi." Tego typu humor w szczególności trafia do dzieci (i przynajmniej jednego tatusia). Bawiłem się świetnie czytając owe bzdurki Andrusa. W dodatku rymowanki wplecione w treść opowiadań mają piękną rytmikę i przyjemność czytania potęguje zabawę.
Czerwony Kapturek, od ślubu z gajowym zwany Żoną Zielonej Czapki, w imieniu bohaterów starych bajek stanowczo domaga się nowych historii. Bo ile razy można być wyciąganym z brzucha wilka, gubić pantofelek czy uciekać z piernikowej chatki? Każdemu by się znudziło! Trzeba więc szybko pisać inne bajki! A kiedy zabiera się do tego Artur Andrus, należy być przygotowanym na wszystko: spotkanie ze smoczycą Eulalią Wawelską, studiującą na Uniwersytecie Czwartego Wieku przed Naszą Erą, dentystą, którego rozbolał ząb, niedźwiedziem szukającym ciszy w mieście (bo w lesie ciągle ktoś tupie, ryje, kaszle, chrapie, charczy i mlaszcze), Dziadkiem Niejadkiem, który lubi jeść, ale nie lubi jeździć i innymi niezwykłymi postaciami. Może nawet trzeba będzie wziąć udział w konkursie na wyroby z rzodkiewek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz