Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.
Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju "Dziewczyna z północy" - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody. Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat.
Jak mi się to często zdarza zaczełęłam przygodę z królową polskiego kryminału od drugiego tomu - "Okularnika", o którym za chwilę. "Pochłaniacz" trafił do moich rąk jako drugi, a szkoda, bo moim zdaniem jest dużo lepszy.
Bardzo lubie, kiedy na polskim rynku ukazują się powieści, a już zwłaszcza kryminały, które okazują się być na tyle dobre, ze konkurować mogą z zagranicznymi wydaniami. Tak jest w przypadku Bondy-nie dość, że rodzima autorka-kobieta, to jeszcze główną boahterką jej powieści jest równiez kobieta. Niesztampowo innaczej i w moim odczuciu dobrze i udanie. A co najlepsze nie jest to postać jednoznaczna, cukierokowa, idealna. targana nalogiem, niezakończona historią miłosną z przestępcą pomaga policji szukac morderców.
Kobieta, która w całkowicie męskim świecie wykonuje zawód, który dla starych wyjadaczy wydaje się być zupełnie zbędny, tak jak i ona...
Tymaczasem okazuje się, że Załuska jest skuteczna w swoim poszukiwaniu prawdy, doskonale przygotowana zakakuje wszytkich dookoła.
Więcej pokazuje czytelnikom prace profilerów i policjantów od kuchni nie ograniczajac się tylko do utartych szlaków, ale przedstawia całą rzeszę nowoczesnych metod-jak choćby badanie zapachu, czy odtwarzanie twarzy na podstawie czaszki.
Ogromna praca, która ma za sobą autorka zasługuje na ogomny szacunek-dawno nie spotakałam się z tak dobre i drobiazgowo przygotowanymi powieściami kryminalnymi o tak duzej objętości. I co najważniejsze ciągle coś się dzieje-moze nie jest to zawrotne tempo i akcja, za którą trudno nadążyć, ale autorka potrafi zaskoczyć nawet na ostaniej stronie...
Porównując "Pochłaniacza" i "Okularnika" to zdecydowanie "Pochłaniacz" podobał mi się bardziej. W "Okularniku" czasem miałam przesyt wątku osobistego Szaszy i jej perypetii z daną/problematyczną miłością, co zawarzyło na całościowej ocenie. Do tego sam wątek kryminalny-może z racji tego, że czytałam książkę podczas leniwego urlopu- czasem mnie męczył, robił się trochę za bardzo zagmatwany czy skomplikowany.
Tym niemniej z dużą niecierpliwością będę czekać na lekturę kolejnych powieści autorki.
Nie ma ciała, nie ma zbrodni. Tak przynajmniej może wydawać się każdemu, kto otarł się choćby w najmniejszym stopniu o policyjną pracę, do której zamierza w końcu powrócić Sasza Załuska. Jeszcze tylko do końca uporządkuje swoje osobiste sprawy, rozprawi się na zawsze z przeszłością i znów stanie się profilerką.
Podczas krótkiego urlopu w podlaskiej Hajnówce bierze udział w tradycyjnym białoruskim weselu. To właśnie tam dochodzi do uprowadzenia panny młodej, która, jak potem się okazuje, nie jest pierwszą zaginioną kobietą. W okolicznych lasach wciąż znajdowane są ludzkie szczątki i wydawałoby się, że nic nie łączy tych spraw. Nic, poza okularnikiem - starym mercedesem, który zawsze pojawia się w pobliżu.
W tym samym czasie na jaw wychodzi mroczna przeszłość mieszkańców podlaskiej wsi, a straszne tajemnice sięgają jeszcze czasów II wojny światowej.
Co tak naprawdę sprawiło, że sielski urlop zamienił się w powikłane śledztwo z masą krwawych wątków, które wcale nie są ze sobą spójne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz