poniedziałek, 30 listopada 2015

Jacek Getner - Pan Przypadek i fioletowoskórzy

To moje czwarte spotkanie z detektywem amatorem Jackiem Przypadkiem, który to amator zagadek skuteczność ma większą niż śledczy warszawskiej policji. Jednak skuteczność w rozwiązywaniu zagadek przysparza mu nie tylko zwolenników, ale również wrogów, których to jak się okazuje coraz więcej....

„Pan Przypadek i fioletowoskórzy” to czwarty tom przygód rodzimego detektywa geniusza. Tytułowy bohater, Jacek Przypadek, trochę romantyk, bardziej cynik, ponownie musi rozwiązać trzy niecodzienne zagadki, tym razem z bezdomnymi zbieraczami surowców wtórnych w rolach głównych. W pierwszej ze spraw, o kryptonimie „Winetu i Old Spejs”, Jacek stara się odnaleźć zaginioną w dziwnych okolicznościach partnerkę swojego przyjaciela. W drugim ze śledztw, „Wszyscy jesteśmy winni”, detektyw musi oczyścić z zarzutów wszystkich przyznających się ochoczo do pewnego napadu i znaleźć prawdziwego sprawcę. W ostatniej zagadce, „Świentoszku”, Jacek bada komu tak naprawdę zależało na zabójstwie podfruwajki brązowonosej, .
Przy rozwiązywaniu tych spraw Przypadek wykaże się swoją powszechnie znaną umiejętnością przysparzania sobie wrogów wśród możnych tego świata. Najpotężniejszy z nich, złowrogi Klempuch, przystąpi do ataku. Jacek będzie się zmagał z kryzysem wiary w swoje słynne motto, że „ludzie są banalnie przewidywalni”.


Hmm muszę przyznać, że to chyba według mnie najsłabszy tom przygód Jacka Przypadka. dlaczego?Po pierwsze mało w tym tomie głównego bohatera. Jakoś tak zagadka się pojawia, detektyw wkracza, działa, ale skromnie, potem rach ciach zagadka rozwiązana. Ten trend zdecydowanie mi się nie podoba, bo skoro ma być to powieść o Przypadku to musi być go więcej i to zdecydowanie!
Tym razem miałam wrażenie, że mało było zagadki w tajemnicy, z którą to miał się zmierzyć nasz bohater. Mimo, ze ostatecznie Jacek wydawać by się mogło zażegnał kryzys związany ze swoim mottem i ostatecznie znów przyznał, że ludzie są banalnie przewidywalni to zabrakło mi czegoś więcej niż rozczarowania głównego bohatera, z którym zmaga się przez całą powieść, czy to swoistej gry podjazdowej, którą prowadził we wcześniejszych powieściach z podejrzanymi, czy też odniesień osobistych?

Musze przyznać też, że nie do końca za trafny uważam tytuł powieści, bo jakkolwiek z dużym przymrużeniem oka by nie patrzeć na głównych bohaterów akurat tego tomu, to tutaj jednak dla mnie to określenie bardziej ma wydźwięk pejoratywny, czy nawet nie do końca jest poprawny obyczajowo. Przymrużenie oko widoczne chociażby w poniższym cytacie:

"Wszyscy siedzieli z minami dość grobowo ponurymi i raczyli się Kwiatem Pustyni podawanym solidarnie, po jedynym wypitym łyku, w kręgu zgromadzonych. I mimo delikatnej natury jabłek dojrzewających na równinach Mazowsza, wzbogaconej o dodatki smakowe z grupy E, wzmocnionej siarczanami, złamanej średnim czasem dojrzewania, słowem głębi idealnej dla wytrawnych smakoszy potrafiących docenić kunszt winiarzy z doliny środkowej Wisły, nie potrafili z siebie wykrzesać choć odrobiny entuzjazmu"

to jednak w tytule się nie sprawdziło ;)
Pewna niekonsekwencja wkradła się również w przypadku jednej z postaci - Michrowski - właściciel skupu złomu, którego to klientelę stanowią tytułowi ;) bohaterowie, w pierwszej części kradnie pieniądze, popychając Old Spice to dramatycznych decyzji, w ostatniej historii tomu jest jednym z głównych ofiar batalii rozgrywanej przez ekologów. 

Moja ulubiona historia, to zdecydowanie ta środkowa, w której to wspomniany handlarz złomem nie bierze czynnego udziału ;), ale akurat to nie jest główny powód, dla którego akurat ja uważam za lepszą od pozostałych. Historia kamienicy, tajemnic z przeszłości, wielkich pieniędzy i jeszcze większych developerów z ochroniarzami w dresach jest w klimacie bardzo podobna do wcześniejszych zagadek, z którymi zmierzył się Jacek Przypadek i mając nadzieję na więcej takich historii w kolejnym tomie ten oceniam na 7/10.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz