poniedziałek, 10 czerwca 2013

Marcin Gienieczko - Kierunek północ

"Tematem książki jest przemierzenie Dalekiej Północy: pieszo, w kanoe, na nartach, skuterem, psim zaprzęgiem, kajakiem. Od północnych rubieży Norwegii po Półwysep Kolski, Góry Mackenzie
w Kanadzie, skutą lodem rzekę Kołymę na północno-wschodniej Syberii oraz największą i najdłuższą rzekę Syberii Lenę. Od brzegów Bajkału po Ocean Arktyczny! Jest to wieloetapowa podroż przez miejsca, gdzie oprócz strzelających od mrozu świerków nie słychać nic. Czasami można tylko usłyszeć własne bijące serce."









Nie ukrywam, ze moja przygoda z książkami podróżniczymi nie trwa długo i nie jest w swoich rozmiarach oszałamiająca, więc tak naprawdę mam mało punktów odniesienia jeżeli chodzi o tego rodzaju literaturę i jak dotychczas nie trafiłam jeszcze na pozycje, która bezwzględnie by mnie oczarowała i zauroczyła. 
Książka Marcina Gienieczki niestety też nie trafila w sedno, pomimo ciekawej okładki, fajnego druku, pomysłowego ukladu i dodatku w formie plyty cd. 
Wszystko to było interesujące, niestety skonfrontowanie tego ze starym  powiedzeniem "nie oceniaj książki po okładce" okazało się i w tym przypadku tylko potwierdzeniem tezy.
Może najpierw o plusach - to nie tylko książka podróżnicza, bo oprócz spodziewanych opisów, zdjęć i historii z wyprawy mamy również wiele  przemyśleń autora, momentami walki ze sobą samym...
Autor konfrontuje również trudności, które w związku z wyprawą spotykają go w świecie, którego mieszkaniec Północy nigdy by nie zrozumiał, a w którym przyszło żyć Marcinowi Gienieczce. Taka swoista konfrontacja Północy, w której system wartości jest zupełnie inny niż na Południu, gdzie świat pędzi w zastraszającym tempie a czyjś kaprys, czy zły dzień mogą zaprzepaścić marzenia innych ludzi.
O tym, co tak naprawdę ważne jest w zyciu razem z autorem przekonujemy się na końcu książki, pewne wartości pozostają uniwersalne, bez względu na to na jakim równoleżniku aktualnie się znajdujemy.
No i część stricte podróżnicza - ciekawa, interesująca, często połączona z kontekstem historycznym.
Jeżeli chodzi o minusy - dla mnie najbardziej męczący podczas lektury był natłok nazwisk i postaci, które nie zawsze miały kluczową rolę do odegrania w historii opowiedzianej przez Marcina Gienieczkę. Często musiałam cofać się o kilka stron, żeby sprawdzić kto jest kto. Sprawiało to, że mimo dużej ilości zdjęć dołączonych do książki (chociaż niestety tu autor nie ustrzegł się małej wpadki, niestety), czytało się ją ciężko, a na początku wręcz mozolnie.

Moja ocena to 5,5/10




 Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz