Najnowsza powieść bestsellerowej autorki, której książki pokochały polskie czytelniczki.
Cztery przyjaciółki spotykają się w każdy czwartek w starym kamiennym domu na wzgórzach nad Orvieto, aby wspólnie gotować, jeść, pić wino i rozmawiać o życiu.
Bohaterki powieści są rodowitymi Umbryjkami, wielbicielkami i strażniczkami umbryjskich tradycji kulinarnych. Wszystkie w swoim życiu zajmowały się profesjonalnie gotowaniem. Wszystkie też wyznają zasadę, że dobry posiłek, rozmowa i towarzystwo osób, które kochamy, pozwalają przeżyć kryzysy i katastrofy życia codziennego a także są okazją do celebrowania chwil szczęścia.
To powieść nie tylko o kuchni, o smakach i zapachach Umbrii, lecz także o wierności, starzeniu się, mężczyznach, dzieciach, przeznaczeniu, mafii i Kościele.
Książka zawiera przepisy tradycyjnej kuchni Umbrii, które bohaterki z upodobaniem przygotowują i spożywają w każdy czwartek.
Jest to pierwsza powieść tej autorki, którą dane mi było przeczytać, chociaż o Marlenie de Blasi, a raczej książkach jej autorstwa czytałam już dużo i byłam bardzo ciekawa jak będzie wyglądało to nasze czytelnicze spotkanie.
Pierwsze moje wrażenie - książka idealna na letnie leniwe i ciepłe wieczory dla kobiet lubiących połączenie historii o innych kobietach z ogromem smaków, tak charakterystycznych dla regionu, w którym autorka umieszcza akcję.
Coczwartkowych spotkań mieszkankom Umbrii można tylko pozazdrościć - w dzisiejszych czasach, tak "zagonionych", ciężko mi sobie wyobrazić cotygodniowe regularne spotkania przy pysznym jedzeniu - opowieści o życiu, smakowite potrawy, charakterystyczne wino. Niespieszne wieczory z cudownym klimatem i barwnymi historiami kobiet - zazdroszczę tego bohaterkom bardzo!
Duży plus za umieszczenie przez autorkę na końcu powieści osobnego rozdziału zawierającego pyszne przepisy-zawsze takie dodatki sobie cenię, bo miło jest czasem poznać inne potrawy, wypróbować czegoś nowego, o czym właśnie się przeczytało.
Jeżeli chodzi o minusy lektury znalazłam dwa-wszechobecne, a dla mnie nieznającej języka włoskiego po prostu męczące-włoskie słówka. Niestety nie wszystkie z nich były mi znane, a brak tłumaczenia powodował dla mnie pewien dyskomfort.
Drugi z nich to brak tego czegoś, nieuchwytnego, może szczypty zachwytu, która często pojawia się po lekturze dobrej powieści. Tutaj - mimo dużego potencjału, ciekawych bohaterek i klimatu, w który wprowadza nas już okładka zabrakło pewnego dopracowania i iskry ciekawości, która popycha czytelnika do następnej strony. Niestety.
Moja ocena 7/10
Mnie ona mocno rozczarowała - w ogóle nie poczułam klimatu Włoch, w ogóle.:(
OdpowiedzUsuń