wtorek, 4 sierpnia 2015

Katarzyna Michalak - Kawiarenka pod różą i Przystań Julii

Jest gorąco, upalnie i również lektury, po które sięgam też raczej okazują się być zdecydowanie z tych letnich i lżejszych. 

Tym razem padło na autorkę, co do której mam dalej mieszane uczucia i po lekturze dwóch kolejnych jej książek moje odczucia przechylają się raczej w kierunku negacji niż zachwytu.
Powinnam poszukać czegoś babskiego, ale zdecydowanie lepszego.



Amelia wiedziała tylko, że ta maleńka cukierenka jest jej przeznaczeniem.
Miała nadzieję, że wśród róż, czekolady, i babeczek z karmelem
odnajdzie wreszcie ukojenie. Oprócz tego nie wiedziała nic. 















Fajna, okładka, z cyklu tych, które cieszą oko i zapowiadają fajna historię. Opis też obiecujący wiele.
I pomysł połączenia książki z książką kucharką również ciekawy, ale ... no właśnie.
Okazuje się, że autorka główny nacisk położyła tutaj na zebranie przepisów (głównie z polecanego bloga, choć nie jest to książka sponsorowana), podzielonych tematycznie,a  dotyczących jak nietrudno się domyśleć słodkości wszelkich, a wątek obyczajowy stał się marginesem dla ogromnego zbioru przepisów na desery wszelakie. O ile wydawanie przepiśników w połączeniu z konkretną fabuła czy historią jest fajne i wiele z nich cieszy się powodzeniem, a przepisy często pojawiają się na blogach, jako pewniaki, które zawsze wychodzą, to nagromadzenie przepisów wszelkich bez odniesienia ich do historii- no może jeden czy dwa wymienione były w treści, to jak dla mnie przerost i brak umiaru. Bo gdyby chcieć złożyć powieść obyczajową, która jak to u autorki tu również trąci momentami infantylizmem, ale potencjał moim zdaniem dużo większy niż jego realizacja, to okazuje się, ze samej powieści mamy zaledwie kilka krótkich rozdziałów i zanim się rozkręci to już jest koniec.

Do tego przepisy, mimo, iż fajne, z dostępnych produktów i pomysłowe, to często niepełne - np. brak w nich informacji o temperaturze i przybliżonym czasie pieczenia, tak jakby skopiowano tylko cześć danej receptury. Aż szkoda, bo warto byłoby wymienić jakieś zalety danej lektury ;)

Pozostaje mieć nadzieję, ze kolejny tom okaże się być bardziej wyważony.





Przewrotny los połączył trzy kobiety mieszkające przy uliczce Leśnych Dzwonków. Szczęście ma jednak to do siebie, że nie trwa długo, a przyszłość skrywa wiele niespodzianek, nie zawsze radosnych…


Julia postanowiła zacząć wszystko od nowa. Spakowała do samochodu dorobek całego życia i ruszyła przed siebie, byle dalej od rozczarowań i zdrady. Czuła, że mały domek w Bieszczadach może stać się jej bezpieczną przystanią, nie wiedziała jednak, co ją czeka na końcu drogi.

Gosia i Kamila, przyjaciółki Julii z Milanówka, muszą zmierzyć się z mroczną tajemnicą, przez którą już utraciły najbliższą im osobę. Łukasz zostaje wciągnięty w niebezpieczną grę. W tej grze stawką jest życie kogoś, kogo kocha. Jeden błąd i nadzieja znów zmieni się w rozpacz.


"Przystań Julii"to ostatnia cześć z  kwiatowej serii. Wczśniej czytałam "Zacisze Gosi" - recenzja tutaj -  i muszę przyznać, ze jeżeli chodzi o ta serię to uważam ją za zdecydowanie najmniej udaną w twórczości autorki, dowodzącą tezy, że literatura kobieca - akurat w tym wydaniu- to powieści płytkie, momentami infantylne, przewidywalne i po prostu kiepskie. 
Historia przewidywalna z kiepskim połączeniem wątku kryminalno-szpiegowskiego z obyczajowym-chociaż dobrze, ze ten pierwszy w ogóle się pojawił urozmaicając ckliwe historie bohaterek. Inaczej byłoby po prostu nie do zniesienia.
Czasem sobie myślę, że może autorka powinna bardziej skupić się na jakości niż na ilości wydawanych książek, bo tutaj im więcej nie znaczy tym lepiej. Niestety

Obie z nich oceniam na maksymalnie 5/10



1 komentarz:

  1. Pierwszą czytałam i popieram Twoje zdanie, drugą mam przed sobą i cóż... chyba sobie jeszcze poczeka ;)

    OdpowiedzUsuń