Lubię powieści o kobietach na życiowym zakręcie. Ale tylko takie nie do końca cukierkowe i przesłodzone, a takich na polskim rynku wydawniczym jest akurat całe mnóstwo. Dlatego wyłapać prawdziwe perełki lub chociaż takie, które różnią się czymś od pozostałych, schematycznych jest bardzo trudno. Kocham Kretę, nie tylko dlatego, że spędziliśmy tam nasz miesiąc miodowy, czy raczej dwa tygodnie, dla ścisłości. Dlatego z wielka chęcią sięgnęłam, po powieść Magdaleny Kawki " Wyspa z mgły i kamienia".
"Przez całe lata bała się, że nie da rady wykonać zadań, które sama na siebie nałożyła. Starała się być dla swoich córek jednocześnie matką i ojcem. Każdego ranka myślała jedynie o tym, żeby nikt nie umarł na jej dyżurze. I jeszcze, żeby dziewczynki były szczęśliwe. To wypełniało po brzegi dni i noce.Kiedy dzieci dorosły, uświadomiła sobie, że w powtarzalnej,banalnej codzienności zgubiła coś bardzo ważnego – samą siebie. Że zapomniała o marzeniach. I postanowiła o nie walczyć. Przeniosła się na cichą kreteńską wieś, aby żyć, robiąc to wszystko, na co nigdy nie miała czasu. Nie podejrzewała, że cisza może oznaczać nadejście burzy i że zaczyna się dla niej życie pełne emocji i niebezpieczeństw. Prawdziwe życie, które ani przez chwilę nie wywoła u niej lęku."
Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z twórczością tej autorki. Czasem lubię takie czytelnicze pierwsze spotkania, kiedy nie wiadomo czego się spodziewać po autorze. Tutaj okazało się, że było to przyjemne spotkanie, bo książka jest dobrze napisana, czyta się ją szybko i łatwo, wciąga i pozwala spędzić miło kilka godzin. Na samym początku poznajemy Julie - matkę dwóch dorosłych córek, anestezjologa w średnim wieku, który tak naprawdę wydawałoby sie po pierwszych kartkach powieści, nic już od życia nie oczekuje, do niczego nie dąży. Tymczasem pod wpływem impulsu Julia decyduje się wbrew córkom sprzedać rodzinną kamienicę, przenieść się i kupić dom na Krecie - wyspie, którą znała tylko z podróżniczej książki, dopiero co zakupionej w księgarni, która mijała po drodze. Niewątpliwie jest to częściowo przewidywalna historia, chociaż nie od początku, ale jednak jak łatwo sobie wyobrazić ze szczęśliwym zakończeniem. Ale z drugiej strony autora zaskakuje czytelnika dobrze skonstruowanym wątkiem kryminalnym, wplecionym w historie kobiety z bagażem doświadczeń, szukającej siebie na odległej wyspie. I chyba to poszukiwanie prawdy, odkrywanie historii i tajemnic podobało mi się najbardziej, bo to sprawiło, że cała książka zyskała u mnie na wiarygodności, bez tego byłaby po prostu ckliwym romansidłem, momentami nawet ciut naciąganym.
Moja ocena 6/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Recenzja zainteresowała mnie książką :)
OdpowiedzUsuń