czwartek, 11 lipca 2013

Dorota Katende - Dom na Zanzibarze

"Deszczowa jesień, początek lat dziewięćdziesiątych. Dorota, oczarowana Pożegnaniem z Afryką, marzy o podróży na Czarny Ląd, o bezkresnych sawannach i palącym słońcu. Ale przecież dzieci, praca, brak pieniędzy... Jednak kiedy znajduje ofertę wyjazdu na safari, przestaje szukać wymówek. W Kenii, kraju Masajów i dzikich zwierząt, odkrywa, że Afryka jest jej przeznaczeniem - że ma ją w duszy i w sercu, że jest odpowiedzią na dręczące ją wątpliwości i niespełnione nadzieje.


„Dom na Zanzibarze” to prawdziwa historia Polki, która mimo przeciwności losu zbudowała dom na rajskiej wyspie i ułożyła swoje życie na nowo. Opowieść kobiety, która po długich poszukiwaniach znalazła swoje miejsce na ziemi i... miłość."







Duża popularność podobnych książek po wielkim objawieniu i sukcesie "Jedz, módl się i kochaj" jest bezsprzeczna. Tym razem mamy jednak do czynienia z bohaterką z rodzimego podwórka. I okazuje się, że przynajmniej dla mnie, od razu nie wzbudza sympatii - kobieta z trójką dzieci, która nie potrafi poradzić sobie ze swoim życiem osobistym i zawodowym, nagle postanawia spełnić swoje marzenie i wyjechać na safari do Afryki, bo tak i już... Decyzja podjęta, wszystko zorganizowane, a dzieciom po prostu wyślę fax z hotelu, w którym planuję przenocować. Egoistka? Ciężko osądzać, ale im dalej w lekturę tym bardziej wydaje się, że tak... Bo przecież dzwonienie co 2 tygodnie do Afryki, do przewodnika, którego poznało się na kilkudniowej wycieczce jest bardziej uzasadnione, niż kontakt z własnymi dziećmi. No, ale może się mylę.
Do tego widać, że autorka, poza tą powieścią w życiu wiele dłuższych historii nie napisała, bo mimo upiększaczy w postaci fajnego druku, zdjęć i dołączonych fragmentów pamiętnika, to książkę czyta się bardzo ciężko, męczy niepoprawna składnia, dziwne nagromadzenie napięcia i niektóre przemyślenia autorki. Wprawy w pisaniu brak, bo widać na każdej stronie.
Moja ocena to 3/10 - co plusów mogę wymienić barwny obraz mieszkańców Afryki, bo to rzeczywiście zasługuje na uznanie - rzetelny  a przy tym kolorowy, prawdziwy. Więcej plusów nie znalazłam, a zachwytów nad tą książką nie rozumiem.

2 komentarze:

  1. Mam podobne zdanie co Ty. Ale i tak miałaś więcej szczęścia niż ja, bo kupiłam wersję kieszonkową za 9,90 zł i nie miałam zdjęć :(. Osobiście nie mogłam się jakoś przekonać do autorki bo bardzo często Jej zachowanie było dla mnie najzwyczajniej w świecie niezrozumiałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia aż tak fajne nie były ;) a ja całe szczęście książkę wypożyczyłam.

      Usuń