Wszystkim, którzy nie wiedzą czym jest Elder Scrolls wyjaśniam - jest to seria doskonałych gier, w których wcielamy się w bohatera mającego niesamowite przygody w świecie fantasy. Ich największą zaletą jest właśnie ten świat - ogromny, skomplikowany i bardzo dobrze przemyślany.
I właśnie dlatego książeczka wypada słabo w zestawieniu z tym światem - Gregory przyszedł na gotowe. Nie musiał nic tworzyć, musiał mieć tylko pomysł na jedną historyjkę. Nawet nie wymyślił imienia głównej bohaterki. Różnorodność ras zamieszkujący ten świat, ich umiejętności, magia, alchemia, cały panteon bogów - dosłownie wszystko było już gotowe.
Wspomniana przeze mnie historyjka skupia się na jednym latającym mieście (też już było w Elder Scrolls), które wysysa dusze z rozumnych istot, by móc latać. Jedyna innowacja to sposób w jaki się rodzą mieszkańcy... Autorowi udało się stworzyć wiele ciekawych zagadnień i wątków, na opisanie których niestety chyba brakło mu chyba czasu...
4/10
Jedna fajna rzecz, która mi się naprawdę - naprawdę podobała, to powrót do miejsc, które się już zna i w których się już kiedyś "było"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz