Mam spory problem z tymi książkami Katarzyny Enerlich. Mimo, że przeczytałam je już jakiś czas temu to ciągle zwlekałam z recenzją, bo nie wiem jak do końca je ocenić. Nie miałam wcześniej okazji, żeby przeczytać pierwszą część serii, ale po lekturze dwóch kolejnych nie do końca mam ochotę ich szukać-myślę, że to mogłoby wystarczyć za całą recenzję, ale jednak napiszę wam o moich odczuciach trochę więcej.
"Refleksyjna opowieść o prowincjonalnej codzienności, której wielkie i małe
historie rozgrywają się wśród mazurskich krajobrazów. Zaskakująca historia
kobiety, która odbywa swoistą podróż w czasie, podróż do nieznanych korzeni.
Odkrywa przeszłość, której nie znała i tajemnice, które niekoniecznie chciała
poznać. Czytelnicy spotkali się z bohaterami powieści w książce – „Prowincja
pełna marzeń”. Prowincja może być miejscem magicznym, pełnym wydarzeń i emocji,
gdzie po prostu chce się żyć. Miejscem, w którym zdarza się tysiące spraw,
zgodnie z przemianami tego świata, pokornie poddanym porom roku, biegnącym
czasem może trochę wolniej, spokojniej, bez korków na ulicach i laptopów na
kawiarnianych stolikach… Nad którym świecą te same gwiazdy, to samo słońce,
brodzą w błękicie te same chmury. Nie ma spotkań przypadkowych. Nasze dzisiejsze
spotkanie na pewno nie jest daremne…"
Te książki to kolejne z nurtu literarury kobiecej, gdzie główne bohaterki odnajdują spokój na prowincji. Czym różni się ta od innych, które czytałam wcześniej?Na pewno jest bardziej reflekcyjna, a akcji raczej nie wzbogacają ożywione dialogi głównych bohaterów. W większości to przemyślenia głównej bohaterki Ludmiły. Po wielu perypetiach Ludmiła wydawałoby się, ż eosiągnęła szczęście u boku ojca swojego dziecka, którego z radością oczekują. Niestety po narodzinach Zosi okazuje się, że sielanka jednak nie jest tak cukierkowa, jakby się moło wydawać. Przez jakiś czas Ludmila musi sobie radzić zupełnie sama, martin wyjeżdża do Niemiec i chyba nie do końca chce wracać do żony i dziecka. Jak się okazuje dręczą go ciągle wątpliwości an temat swojego ojcostwa, podsycane dodatkowo przez znajomą, z którą po powrocie zaczyna spędzać coraz więcej czasu....
Historia znana, łatwa do przewidzenia, w niczym nie zaskakuje, a całej powieści czegoś po prostu brakuje...Wszystko jest jakby płaskie, jednowymiarowe, nie wciąga czytelnika tak jaby mogło.
Ciekawy wątek-to poszukiwanie historii rodziny, odkrywanie judaizmu oraz wizyta Ludmiły i jej siostry w Łódzkiej Anatewce :)
Bardzo bym się jednak cieszyła, gdyby autorka jednak nie ograniczyła się do opisania fanatyzmu Hanki, po tym jak dowiedziąła się o swoich żydowskich korzenaich. Tak ma się wrażenie, że historia została odkryta, zadanie zaliczone, czas skupić sie na czymś innym, a naprawdę szkoda.
W dodatku, chyba nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć, że ktoś noszący nazwusko Gold, może być pochodzenai żydowskiego. Chyba Pani Enerlich nie do końca wierzy w inteligencję swoich czytelników ;).
Ostatnia część tryptyku prznosi nas wraz z Ludmiłą-zmuszoną sytuacją życiową- do podjęcia pracy we Włoszech.
"Czy coś - oprócz pierwszej litery - łączy Mazury z Marokiem?
Ludmiła, bohaterka kolejnej części "prowincjonalnego" tryptyku, po raz kolejny stawia czoło życiowym wyzwaniom. Tym razem znajdzie się na emocjonalnym zakręcie. Tajemnicze zniknięcie najbliższej osoby spowoduje, że kobieta wyruszy w zmieniającą jej życie podróż do północnych Włoch.
Spotkanie z Aminą, ofiarą muzułmańskiej tyranii i organizacja jej ucieczki od męża to tylko niektóre z przystanków tej podróży. Na swoją mazurską prowincję wróci odmieniona i przekonana, że szczęście to nie tylko miłość. A gdy już przewartościuje wszystko i od nowa ułoży swoje życie, pojawi się ktoś, na kogo wcale nie czekała. Czy po raz kolejny spotkanie okaże się nieprzypadkowe?"
Ludmiła zostawia małe dziecko, wyrusza zarobić pieniądze na zycie i spłatę kredytu za ukochany dom, w którym w końcu zamieszkała. We Włoszech pomaga Marokance, która ucieka od znęcającego się nad nią męża i wraz z naszą bohaterką wraca na Mazury, by tutaj podobnie jak Ludmiła zbudować swoje życie od nowa.
Nowe postacie, wątki, uczucia, ale moje odczucia dokładnie takie same - wolne tempo akcji, duża naiwność łównej boahterki, która chyba sama przed sobą ucieka, irytuje czytelnika swomi decyzjami i małym, a własciwie żadnym zecydowaniem w kwestii tego z kim się związać uczuciowo...
Na plus-historyczne zdjęcia Mazur dodawne przez autorkę do obu książek-ciekawa lekcja historii-chociaż druk mógłby być trochę lepszy.
Podsumowując-są duzo lepsze pozycje o podobnej tematyce, stąd moja ocena 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz