sobota, 21 lipca 2012

Camilla Läckberg - "Latarnik" i "Fabrykantka aniolków"


Powiem szczerze, że nawet nie wiem co jeszcze odkrywczego mogłabym napisać o moich już kolejnych, niestety ostatnich już zachwytach nad książkami tej autorki. Oczywiście obie niemalże „połknęłam” i moje oczarowanie nie zmalało, przesytu również nie osiągnęłam. Więcej, aż chce się powiedzieć JESZCZE. Niestety na kolejne tomy trzeba trochę poczekać. Na razie w pamięci przeskakują mi jak klatki sceny z przeczytanych dotychczas i nieodmiennie zastanawia, co takiego jest w tych szwedzkich kryminałach, że oczarowały tak wielu.


Przedostatni tom serii to „Latarnik”:

„Jasna, letnia noc. Młoda kobieta wskakuje do samochodu. Chwyta kierownicę w zakrwawione dłonie. Wraz z synkiem ucieka do jedynego znanego jej bezpiecznego miejsca − na wyspę Gråskär nieopodal Fjällbacki.
Kilka dni później w swoim mieszkaniu zostaje zamordowany Mats Sverin, człowiek rzetelny i powszechnie lubiany, który po latach nieobecności powrócił do Fjällbacki, by zostać szefem gminnego wydziału finansów. Inspektor Patrik Hedström i policja w Tanumshede prześwietlają jego przeszłość i na jaw wychodzą rozmaite tajemnice. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią odwiedził Gråskär, nazywaną przez okolicznych mieszkańców Wyspą Duchów nawiedzaną przez umarłych, którzy mają coś do przekazania żywym... „

Wcześniej przeczytałam gdzieś, że to najsłabszy tom w serii. Nie zgodziłabym się z tym stwierdzeniem.

Przede wszystkim dużo dzieje się w części „obyczajowej” - poznajemy życie Patrica i Ericki przedwczesnych narodzinach bliźniaków oraz problemach zdrowotnych jednocześnie skonfrontowane z życiem Anny, której dziecko nie przeżyło wypadku. Trudne sytuacje, trudne relacje do tego wciągający wątek kryminalny w połączeniu z tematyką społeczną -tutaj jest to fizyczne i psychiczne znęcanie się nad kobietami dziećmi przez ich mężów i ojców- i historią sprzed lat powiązaną różnymi odniesieniami do wątku głównego, wszystko to buduje książkę bardzo dobrą w odbiorze, z interesującym wątkiem kryminalnym. Do tego społeczne problemy – zarówno w strefie prywatnej bohaterów jak i w historycznej czy ogólnej – na które zwraca uwagę autorka skłania do refleksji, ze mimo, że czasy się inne, pewne problemy ciągle są aktualne, a zachowania niektórych mężczyzn niestety niezmienne.

Ósmy tom serii to „Fabrykantka Aniołków”:

Wielkanoc 1974. Z Valö, małej wyspy w pobliżu Fjällbacki, znika bez śladu rodzina. Na pięknie nakrytym świątecznym stole zostaje obiad wielkanocny, ale w domu nie ma nikogo, znikają wszyscy z wyjątkiem rocznej córeczki Ebby.
Po latach Ebba wraca na wyspę jako dorosła kobieta. W rodzinnych stronach pragnie wraz z mężem otrząsnąć się po śmierci malutkiego synka. Postanawiają wyremontować i otworzyć dla gości stary ośrodek kolonijny, którym wiele lat temu zarządzał surowy ojciec Ebby.
 Wkrótce po rozpoczęciu prac remontowych oboje omal nie giną w tajemniczym pożarze. Równie tajemnicze są stare ślady zaschnietej krwi odnalezione pod zerwaną podłogą w jadalni. Do akcji wkracza wkracza Patrik Hedström. Czy zdoła wyjaśnić zagadkę z przeszłości?"
I od razu pojawia się pytanie jak pięcioosobowa rodzina mogła zniknąć od tak, bez śladu?
Wraz z rozwojem akcji pytań pojawia się więcej-jaką rolę w tym wszystkim odgrywają historie retrospekcyjne wplecione przez autorkę pomiędzy aktualne wątki? Czy naprawdę dawni wychowankowie nic nie wiedzą o wydarzeniach sprzed lat? Jaką rolę w tym wszystkim ogrywa starszy policjant o dobrym sercu?
Dodatkowo autorka przedstawia jak można sobie radzić, lub nie po utracie dziecka - na podstawie dwóch bohaterek Anny i Ebby. Dużo miejsca poświęca też relacjom damsko – męskim w tym kontekście. Skłania do myślenia, zwłaszcza, że efekt (którego nie zdradzę, żeby nie psuć lektury tym, którzy jeszcze nie czytali) i finał jest zaskakujący.
Tak jak i przy poprzednich tak i przy lekturze tej części zawsze mnie zastanawiało skąd autorka czerpie pomysły do swoich książek-skoro tyle w nich, oprócz wątków kryminalnych oczywiście, „życiowości” i problemów współczesnych społeczeństw. Drugą rzecz, która zwraca uwagę to kalejdoskop postaci wymyślonych przez autorkę oraz ich korelacje w stosunku do akcji sprzed kilkudziesięciu lat. Wszystko poukładane, z sensem, przeslaniem, nie ma zbędnych zachowań, decyzji, wszystko buduje sieć, gdzie każdy element połączony jest z innym. Wielu autorów mogłaby się uczyć.

Moja ocena 9,5/10



Polecam również wywiad z autorką, który przeczytałam jeszcze przed lektura pierwszej części i już wtedy wiedziałam, że musi być dobrze. Może sam tytuł nie zachęca, ale wywiad ciekawy Wywiad dostępny tutaj

4 komentarze:

  1. "Czarna seria" w dalszym ciągu brzmi dla mnie jak coś pożądanego, ale ciągle nieznanego. O kryminałach Lackberg słyszałam wiele dobrego i z pewnością przeczytam :) Twoja recenzja tylko upewnia mnie w tym, że warto, zwłaszcza jeśli lubi się takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że własnie widziałam w emipku kolejne pozycje i kolejnych autorów z tej serii...ochota większa, niż rozsądek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to normalna reakcja każdej wielbicielki książek. ja tak mam z reportażami "Czarnego" :)

      Usuń
  3. Czytałam kilka kryminałów Lackberg, chociaż te recenzowane przez Cibie wciąż przede mną :) Ale ja w ogóle lubię skandynawskie surowe klimaty, a wszystko zaczęło się od Larssona i jego Millenium :)

    OdpowiedzUsuń