poniedziałek, 7 maja 2012
Daniel Silva - Angielski zabójca
Jeżeli to jest mój sezon na udane kryminały, to ten niewątpliwie do nich należy. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem, od razu udane, mam też nadzieję, że nie ostatnie.
Z notki wydawniczej dowiadujemy się, że:
„Gabriel Allon, były as izraelskiego wywiadu i renomowany konserwator dzieł sztuki, otrzymuje od bankiera Augusta Rolfego zlecenie na renowację obrazu Rafaela w prywatnej kolekcji w Szwajcarii. Po przybyciu do rezydencji znajduje gospodarza w kałuży krwi.
Rolfe został zastrzelony, ale obrazu nie skradziono.
W rozwikłaniu zagadki tajemniczego morderstwa postanawia pomóc Gabrielowi córka zamordowanego, Anna, światowej sławy skrzypaczka, mieszkająca w Portugalii.
Wkrótce okazuje się, że z willi bankiera zginęły wszystkie dzieła sztuki zgromadzone przez niego w czasie drugiej wojny światowej. Allanowi depcze po piętach szwajcarska policja i ktoś jeszcze...
Tym kimś jest były komandos brytyjski, szkolony do walk z IRA, aktualnie pozostający na usługach wszechpotężnej mafii, która zleca mu zlikwidowanie Anny i Allona.
Co się za tym kryje? Dlaczego oboje muszą zginąć? Mroczna tajemnica, nieoczekiwane zwroty akcji, misterna sieć intryg.”
Samą książkę rozpoczyna prolog, który opisuje scenę samobójstwa matki głównej bohaterki, potem już autor przenosi nas w czasy współczesne, gdzie wraz z asem izraelskiego wywiadu poznajemy trudne tajemnice ze szwajcarskiej przeszłości. Książka, oprócz wartkiej akcji, wciągającej w zasadzie od pierwszego rozdziału podejmuje też rzadki temat współpracy szwajcarskich bankierów z nazistami podczas II wojny światowej. Temat ten wydaje mi się nie doczekał się wielu publikacji, bo jest to pewnego rodzaju historia przemilczana w neutralnej Szwajcarii. Tym bardziej, z większym zainteresowaniem przeczytałam tą książkę. To powieść idealna dla miłośników kryminałów z wątkiem historycznym, bo tutaj właśnie te 2 aspekty wyjątkowo dobrze się uzupełniają. Nie do końca spodobało mi się jednak zakończenie-miałam wrażenie pewnego „niedopowiedzenia”, jakby czegoś jeszcze brakowało, ale może to celowy zamysł autora? Porównywanie do Forsytha czy Folleta to moim zdaniem spore nadużycie, jednak po książkę sięgnąć warto.
Moja ocena 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz