czwartek, 11 sierpnia 2016

Czarna seria - Viveca Sten W zamkniętym kręgu i Anders de la Motte Szczątki pamięci

Ostatnio przeczytałam dwa kolejne kryminały z Czarnej serii. Muszę przyznać, że co do niej mam dość mieszane uczucia, bo owszem zrażają się ciekawe pozycje, jednak uważam, ze dużo z nich wydawanych jest na fali popularności skandynawskich twórców, nie zawsze godnych polecenia. Dlatego mimo wszystko dużo wydanych z tej serii pozycji ciągle wolę pożyczyć/wypożyczyć niż kupić, bo warto mieć i wrócić.


Viveca Sten - W zamkniętym kręgu

Jest słoneczny, lipcowy dzień. W powietrzu czuć ekscytację, na morzu w okolicach Sandhamn aż roi się od jachtów. Wszyscy chcą zobaczyć start Gotland Runt, największych morskich regat północnej Europy.

Płynący na czele jacht, nagle traci kurs… Kapitana zastrzelono na otwartym morzu. Inspektor policji kryminalnej Thomas Andreasson, który również znajduje się wśród widzów, natychmiast zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji.

Ofiarą jest Oscar Juliander, adwokat, wiceprezes Szwedzkiego Królewskiego Klubu Jachtowego i szanowany ojciec rodziny. Wkrótce okazuje się, że za idealnym wizerunkiem Juliandera kryją się tajemnice i kłamstwa, i nic nie jest takie, jakie się wydaje.

I wtedy zamordowany zostaje kolejny członek klubu jachtowego…

Zapowiada się ciekawie, bo mamy do czynienia z precyzyjnym morderstwem, zaplanowanym co do sekundy - albowiem strzał pada dokładnie w momencie wystrzału rozpoczynającego wyścig... i w zasadzie cała precyzja i detaliczność powieści na tym się kończą. Później oprócz drugiego morderstwa, które trudno prowadzącym śledztwo połączyć z pierwszym, jest po prostu nudno. Śledztwo się toczy - ospale, śledczy ciągle kogoś przesłuchują, ale nic z tego nie wynika. Jak tak w okolicach 3/4 powieści wiedziałam kto zabił... Do tego główny śledczy uwikłany w dziwny romans przez większość czasu próbuje jakoś albo się z niego wykręcić, albo bardziej zaangażować, bo w sumie sam nie wie, co lepsze.
Całość niestety wypada wyjątkowo słabo.

Całe szczęście, drugi przeczytany przeze mnie kryminał okazał się być zdecydowanie lepszy:

Anders de la Motte - Szczątki pamięci

Oszust poszukujący prawdy.
Minister, który może stracić wszystko.
Oficer policji David Sarac odpowiada za kontakty z informatorami. Do jego zadań należą rekrutacja i opieka nad tajnymi źródłami informacji. Na co dzień ucieka się do manipulacji, łapówkarstwa i zastraszania. Dopóki osiąga wyniki, nikt nie zadaje mu pytań. Pewnego dnia wszystko się jednak zmienia… 
Kiedy w wypadku samochodowym traci pamięć, a wraz z nią kontrolę nad rozbudowaną siatką oszustw i kłamstw, staje się łatwym celem dla wszystkich, którzy chcą zyskać dostęp do jego tajemnic. 
Aby ochronić siebie i swoje kontakty, musi odnowić znajomość z bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Okazuje się, że wiele osób, działających po obu stronach prawa, jest gotowych, nawet za cenę życia, poznać prawdziwą tożsamość przestępcy…


Pomimo dość ciężkawego i słabo rozkręcającego się początku książka ta okazała się być dobrym thrillerem, którego rozwiązanie całkowicie zaskakuje i w związku z tym, ze jest to pierwsza książka z serii skłania do sięgnięcia po kolejne tomy. 

David Sarac to policjant, który po wypadku budzi się w szpitalu nie pamiętając, co wydarzyło się w jego życiu w ciągu ostatnich dwóch lat, jest to o tyle problematyczne, że był on prowadzącym głównego informatora, dzięki któremu udało się policji ująć wielu przestępców i udaremnić mnóstwo kluczowych akcji. Jak nietrudno się domyśleć, wiele osób po różnych stronach barykady próbuje wydobyć od niego informacje kim jest Janus... okazuje się również, ze zdolny policjant ma dużo więcej przyjaciół niż przed wypadkiem... Kto jest tak naprawdę szczery, a kto próbuje ugrać coś dla siebie? Co jest fikcją, a co prawdą? I kim jest Janus? Zdezorientowany, z dziurawą pamięcią David postanawia zmierzyć się z  rzeczywistością. A prawda okaże się zaskakująca. To mogę obiecać. Polecam.




1 komentarz:

  1. Zastanowię się jeszcze nad tą książką, a na razie mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń