„Książka w sam raz
pod choinkę! Długo wyczekiwana kolejna część „Jeżycjady” pozwala znów zajrzeć
do przyjaznego domu Borejków, akurat w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Przybycie Magdusi, córki Kreski, powoduje piorunujące zmiany w spokojnym życiu rodziny,
a z okazji ślubu Laury uruchamia działanie osławionego Fatum. Śmieszna, miła,
ale i refleksyjna powieść Małgorzaty Musierowicz jak zwykle podnosi na duchu i
krzepi, bawi do łez i uczy, skłania do zastanowienia nad sprawami wielkiej
wagi.”
Czekałam 3 lata, jak tylko dostałam ta książkę wiedziałam już, że w to
popołudnie nie zrobię już nic innego – emocje I oczekiwania mi nie pozwoliły… I
rzeczywiście spędziłam bardzo przyjemnie czas… całe popołudnie tylko ja i
Borejkowie…
W tych książkach jest jakaś ciepła magia, która sprawia, ze jest ci po
prostu dobrze, czujesz się całkowicie zadomowiony, przytulony i posadzony przy
rodzinnym stole…
Akcja – dość szablonowo jak na Musierowicz dzieje się w okolicach Bożego
Narodzenia, kiedy to kolejna z wnuczek Ignacego i Mili wychodzi za mąż – tym
razem to Laura. I oczywiście jak zawsze mimo wydawałoby się domknięcia na
ostatni guzik nie obędzie się bez komedii pomyłek, splotu niefortunnych
zdarzeń, które mogą zdarzyć się tylko w tym właśnie domu w Poznaniu…
Chyba jednak mimo swojej cudowności, tego samego, co przez lata klimatu
wydaje się, że autorce trochę zabrakło siły/pomysłu/ochoty, żeby tchnąć
świeżego powiewu do tak oczekiwanej przez fanów części – znów jak i w kilku
poprzednich mamy tu do czynienia z konfliktem pomiędzy kuzynami Józefem i
Ignacym, przewidywalne wpadki i konflikty… Chyba chciałabym, żeby mimo wszystko
autorka trochę mnie jednak zaskoczyła. Może uda się jej to w kolejnej części
„Wnuczce do orzechów”– mam nadzieję, że nie trzeba będzie na nią tak długo
czekać jak na „McDusię” ;)
Troszkę chyba też zabrakło mi większego zamieszania, uwagi czy
zainteresowania wokół pary, która zdawałoby się powinna być w centrum – Laury i
Adama. Chętnie dowiedziałabym się więcej o nich i ich wspólnym życiu.
Tym niemniej jak zawsze spotkanie z Borejkami, Poznaniem i Jeżycami skłania
do refleksji, przemyśleń – chociażby za sprawą swoistych „testamentów”
profesora Dmuchawca. Książka wzrusza, uspokaja, przywraca wiarę w ludzi. Czyli
jest idealna na pogody, które mamy za oknem ;)
Może nie będzie to moja ulubiona książka z całej serii (pozostanę
zdecydowanie fanem pierwszych tomów), jednak jak zawsze będę chętniej do niej
wracać.
Moja ocena 8,5/10
Seria towarzyszy mi od ponad dwudziestu lat :)
OdpowiedzUsuńMi też i mimo uplywu lat ciągle zachwyca :)
UsuńPamiętam, że kiedyś, chyba na koniec czwartej klasy, dostałam którąś z książek tej autorki w nagrodę.
OdpowiedzUsuń"Puplecja".
Nigdy, przenigdy nie sięgnęłam po kolejną. A przygód rzeczonej Pulpecji nigdy nie dokończyłam.
Ja tez mam Pulpecję z tego samego źródła....Z Musierowicz jest tak, ze albo się kocha na całego, albo utyka gdzieś przy lekturze pierwszej książki...
UsuńMam! Nie mogłam przejść obok niej obojętnie w księgarni po tych wszystkich wspomnieniach z tą serią w dzieciństwie :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, mam to samo :)
Usuń