poniedziałek, 30 lipca 2012
Eric Larsson - W ogrodzie bestii
„Czas akcji - rok 1933, miejsce akcji - Berlin, do którego przybywa pierwszy amerykański ambasador w hitlerowskich Niemczech William E. Dodd. Rok ten okaże się punktem zwrotnym w historii. Książka W ogrodzie bestii, ze świetnie oddaną atmosferą tamtych dni, niezwykłymi portretami takich postaci jak dziwak Göring czy uroczy - choć absolutnie złowrogi - Goebbels, dostarcza Czytelnikowi unikalnej perspektywy naocznego świadka wydarzeń w miarę, jak rozgrywają się one w czasie rzeczywistym, ukazując zaskakujące zniuansowanie i złożoność epoki. Autor przekazuje nam olśniewające dzieło, od którego nie sposób się oderwać, a które w sposób aż nadto wyraźny pokazuje, dlaczego świat nie reagował na tak poważne zagrożenie, jakim był Hitler, dopóki Berlin, a potem Europa, nie zostały skąpane we krwi i strachu.”
Powiem szczerze, że kiedy dostałam tą książkę do recenzji spodziewałam się trochę czegoś innego – myślałam, że będzie to spojrzenie na Niemcy z perspektywy Amerykanina, coś w rodzaju powieści historycznej, może pamiętnika. Jednak okazało się, że to nie jest to powieść w prawdziwym tego słowa znaczeniu, gdyż ma się wrażenie, że autor założył sobie napisanie czegoś bliższego dokumentowi czy reportażowi, zawierający zarówno osobiste przemyślenia i odczucia ambasadora, jak i różnego rodzaju odwołania historyczne, zdjęcia itp.
Mimo takiej formy czyta się tą książkę bardzo dobrze i ma się od razu ochotę na więcej za każdą stronę. Najbardziej podobało mi się, ukazanie zakulisowych gierek na tle politycznym – dowiadujemy się jak doszło do mianowania Williama Dodda na ambasadora USA w III Rzeszy-gdzie po prostu go wypchnięto, ponieważ stanowisko to długo nie było obsadzone, a przyszły ambasador studiował w Lipsku i do tego kraju czuł wyraźny sentyment. Z drugiej strony nie miał stosownego doświadczenia, brak mu było zaplecza politycznego, a posłano go do Niemiec w tak szczególnym okresie. I właśnie to „przedzieranie” się ambasadora przez rzeczywistość III Rzeszy jest wyjątkowo ciekawe, bo mimo, iż często sięgam po książki, których akcja dzieje się w pierwszej połowie XX w. z taką perspektywą jeszcze się nie spotkałam. Z drugiej strony autor również przedstawia Dodda nie tylko jako polityka, ale również jako ojca rodziny. Dużo uwagi poświęca również pozostałym członkom rodziny, w tym ukochanej córce ambasadora - Marthcie. Zaskakującym dla mnie jest jak bardzo –mimo, informacji przekazywanych przez Dodda – świat zachodni pozostaje obojętny wobec tego, co dzieje się w III Rzeszy. Ważne są tylko kwestie finansowe i porządek zaprowadzony w tym państwie-pomija się kwestie prześladowania Żydów, coraz intensywniejszej militaryzacji, łamania przez III Rzeszę międzynarodowych zakazów i ograniczeń. William Dodd świadek tego, co dzieje się w Niemczech naprawdę pozostaje bezradny. Obcując na co dzień z wysokimi dygnitarzami stara się tak naprawdę odnaleźć w tak innej rzeczywistości, niż ta, którą znał z czasu studiów.
Polecam-przede wszystkim zwolennikom historii, ale nie tylko, bo jest ona na tyle interesująca, że może się podobać nie tylko wielbicielom przeszłości.
Moja ocena 7,5/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu
niedziela, 29 lipca 2012
Rodzina Borgiów - drugi sezon
Drugi sezon “Rodziny Borgiów” przynosi nam to samo, co znamy z pierwszego – podstępy, intrygi, zakulisowe rozgrywki, wojnę, a wszystko to w sercu katolickiego świata- w Rzymie. Niestety także ze sporym zaangażowaniem głowy kościoła. W tej roli Jerremy Irons - którego wcześniej wręcz nie mogłam znieść jako aktora, w tej produkcji spełnia się w powierzonej mu roli znakomicie. Jego postać wręcz zachwyca, przede wszystkim charyzmą– nie dziwi, że wszystko kręci się wokół niego. Wydaje mi się jednak, że bardziej wyrazistą postacią był w pierwszym sezonie - może to celowy zabieg scenarzystów? Patrząc na rozstrzygnięcie – zwłaszcza w kontekście stosunków wewnątrz rodziny Borgiów – można wysunąć taki wniosek. Tym niemniej jako „my-kościół”, jak nazywa siebie w tym sezonie, podoba mi się mniej. Dużo bardziej przypadła mi do gustu natomiast jego córka Lukrecja, która przestała być posłuszną i podporządkowaną kobietką, a stała się pewną siebie, świadomą swoich pragnień kobietą. Jej sprzeciw wobec ojca, walka o własne szczęście, a także sprytne gierki zasługują na uwagę. Bardzo ciekawie przedstawia się również w drugim sezonie wątek Cezara Borgia i jego konfliktu z bratem Juanem. Wydaje się, ze tym razem papież Aleksander VI bardziej niż z wrogami papiestwa musi walczyć z nienawiścią i konfliktami we własnej rodzinie.
Do tego Włochy czasu renesansu-dla mnie scenografia, dopracowane w najdrobniejszych detalach ubrania i ozdoby, wystrój wnętrz zachwycają. Wszystko to cieszy oczy i jeszcze bardziej uprzyjemnia odbiór tego serialu.
„Nie stroniąc od zbrodni i przekupstwa Rodrigo Borgia (Jeremy Irons) osiąga swój cel - zostaje głową Kościoła katolickiego. Jako papież Aleksander VI kieruje się przede wszystkim chęcią zapewnienia swoim dzieciom - synom Cesare (François Arnaud) i Juanowi (David Oakes) oraz córce Lukrecji (Holliday Grainger) pozycji najpotężniejszego rodu w Rzymie. Wykorzystuje też je do umocnienia swojej władzy - zawierania sojuszy i walki z opozycją. Pokonawszy największego wroga, kardynała Della Rovere (Colm Feore) i zawarłszy rozejm z królem Francji, papież Aleksander VI kontynuuje swoją opartą na intrygach politykę, której celem nadrzędnym jest powiększanie wpływów rodziny. Niezwykłe, pełne przepychu widowisko, zrealizowane z rozmachem i dbałością o szczegóły otrzymało w 2011 roku dwie nagrody Emmy - za najlepsze kostiumy i muzykę. Nominację do tej prestiżowej nagrody dostał także twórca serialu Neil Jordan, scenarzysta takich filmów jak Śniadanie na Plutonie, Michael Collins czy Ondine. W nominowanej do Złotego Globu roli przebiegłego, obdarzonego wyjątkowym instynktem politycznym papieża Aleksandra VI, który zrobi wszystko, by zapewnić swojej rodzinie panowanie nad Półwyspem Apenińskim, wystąpił Jeremy Irons, brytyjski aktor nagrodzony Oscarem za rolę w filmie Druga prawda (także: Kochanica Francuza, Georgia O’Keeffe). W role dzieci kardynała wcielili się między innymi: François Arnaud (Mistyfikacja, Zabiłem moją matkę), Holliday Grainger (Dom na wrzosowisku, Jane Eyre) oraz David Oakes (serial telewizyjny Trinity)."
Ewelina Kłoda - Niezapominajki
Jeżeli marzysz, żeby chociaż przez moment poczuć się jak nastolatka, powspominać tamte czasy, decyzje, problemy, sposób myślenia czy priorytety to powinnaś sięgnąć po tą książkę.
"Początek wakacji jest dla Izabeli czasem wielkich zmian - po śmierci matki musi wyprowadzić się z ukochanego Krakowa do swego dziadka, z którym od lat nie utrzymywała kontaktów. Buntownicza natura osiemnastolatki i młodzieńczy upór, despotyzm starszego pana oraz żale z przeszłości sprawiają, że niełatwo im żyć pod jednym dachem. Dziewczyna nie traci nadziei na odnalezienie ojca, którego nie miała szansy poznać. Dlaczego?
Nieoczekiwanie w miasteczku pojawia się Gerald, dawny przyjaciel matki. Iza odnajdzie w nim wsparcie i pomoc w rozwiązaniu zagadek z przeszłości, ale nie tylko. Wniesie on w jej życie więcej, niż mogła się spodziewać...
Niezapominajki to napisana w formie pamiętnika zabawna, a zarazem głęboko poruszająca powieść o dojrzewaniu i poszukiwaniu własnej drogi, historia przyjaźni i miłości, które są w stanie pokonać każdy lęk. To książka zarówno dla tych, którzy wkraczają w dorosłość, jak i dla wszystkich, którzy pragną powrócić wspomnieniami do czasów własnej młodości i odkryć, jak wiele z tych przeżyć w nas pozostało. "
"Początek wakacji jest dla Izabeli czasem wielkich zmian - po śmierci matki musi wyprowadzić się z ukochanego Krakowa do swego dziadka, z którym od lat nie utrzymywała kontaktów. Buntownicza natura osiemnastolatki i młodzieńczy upór, despotyzm starszego pana oraz żale z przeszłości sprawiają, że niełatwo im żyć pod jednym dachem. Dziewczyna nie traci nadziei na odnalezienie ojca, którego nie miała szansy poznać. Dlaczego?
Nieoczekiwanie w miasteczku pojawia się Gerald, dawny przyjaciel matki. Iza odnajdzie w nim wsparcie i pomoc w rozwiązaniu zagadek z przeszłości, ale nie tylko. Wniesie on w jej życie więcej, niż mogła się spodziewać...
Niezapominajki to napisana w formie pamiętnika zabawna, a zarazem głęboko poruszająca powieść o dojrzewaniu i poszukiwaniu własnej drogi, historia przyjaźni i miłości, które są w stanie pokonać każdy lęk. To książka zarówno dla tych, którzy wkraczają w dorosłość, jak i dla wszystkich, którzy pragną powrócić wspomnieniami do czasów własnej młodości i odkryć, jak wiele z tych przeżyć w nas pozostało. "
Nie do końca wiem co takiego jest w tej książce, ale ja nie mogłam się oderwać. Na początku myślałam, że to raczej pozycja dla nastolatek, to mimo, że o nastolatkach niesie za sobą przesłanie nie tylko dla ludzi w tym wieku.
W książce poznajemy Izabele-dziewczynę tak naprawdę zagubioną, dziewczynę, której nikt nigdy nie pokazał jak powinno prawdziwe życie wyglądać. Iza nie wie co znaczy zaufać drugiej osobie, nie wie do końca jak to jest być kobietą, czy też jak tą kobietę w sobie odkryć. Próbuje też z jednej strony odciąć się od dziadka, który kiedyś wyrzekł się jej i jej matki, a jednocześnie za wszelką cenę stara się znaleźć ojca, którego nie znała. Poznajemy także przyjaciół i znajomych Izy, z którymi nieśmiało próbuje się zaprzyjaźnić, chociaż gdzieś podświadomie się tego boi. W życiu Izy pojawia się również Krzysiek, pierwsza miłość, przed którą dziewczyna tak bardzo się broni. Ich uczucie przypomina trochę grę w kotka i myszkę, czy będę razem?-na to pytanie poznajemy odpowiedź dopiero na ostatnich stronach książki. Forma pamiętnika pozwala czytelnikowi poznać bohaterkę bardzo dokładnie. Pełnego obrazu dopełniają szczere komentarze prawdziwych przyjaciół, który przed nią samą okrywają całą prawdę nie tylko o swoim życiu, ale także o życiu Izy. Historia Izy to także historia wkraczania w dorosłość ze wszystkimi jej aspektami.
Wzruszająca, ciepła, dla mnie trochę wspomnieniowa opowieść w sam raz na lato.
Taka na sentymentalną ocenę 7,5-8/10
poniedziałek, 23 lipca 2012
Leo Kessler - Dolina zabójców. Zamach w Teheranie 1943
Jako córka swojej mamy ;) od
początku byłam skazana na książki I filmy wojenne. Przeczytałam i obejrzałam
ich tyle, że moje wymagania co do kolejnych są całkiem spore. Bardzo ucieszyłam się, kiedy
dostałam do recenzji książkę Leo Kesslera. Zwłaszcza, że zapowiadała się ona jako dobre
połączenie powieści historycznnej i wywiadowczej, a taki lubię najbardziej.
Za notką wydawniczą:
"Jesień 1943 roku. Wojna
Hitlera i jego III Rzeszy jest już w zasadzie przegrana. W desperackiej próbie
ratowania sytuacji Führer postanawia urządzić zamach na Stalina, Roosevelta i
Churchilla na konferencji w Teheranie, która ma zdecydować o przebiegu wojnyi
dalszym losie Niemiec. Ich śmierć ma wywołać chaos w szeregach aliantów i dać
czas Niemcom na przygotowanie się do walki. Morderczy plan ma przeprowadzić
oddział szturmowy Edelweiss, elitarna jednostka niemieckich strzelców
alpejskich. Jej dowódca - pułkownik Stürmer, wie, że misja jest samobójcza, ale
nie może odmówić jej wykonania. A do tego muszą najpierw przedostać się przez
odcięte od cywilizacji góry Elburs, w których roi się od sowieckich oddziałów,
dodatkowo strzeżonych przez najdziksze plemiona górskie, jakie zna człowiek.
Zaczyna się śmiertelna zabawa w kotka i myszkę, której rezultat do ostatniej
chwili pozostanie nieznany...
Edelweiss Strzelcy
Alpejscy, to nowa seria powieści wojennych Leo Kesslera o specjalnym,
niemieckim oddziale szturmowym, który wysyłany na zlecenie Führera wykonuje
misje prawie niemożliwe...”
Mamy tutaj - zgodnie z
moimi oczekiwaniami 2 równoległe wątki. Pierwszy nazwałabym operacyjnym - gdzie
poznajemy grupę żołnierzy pod dowództwem Stürmera, współpracujących z Otto
Skorzenym. Zostają oni zrzuceni nad górami Elbrus do wykonania misji, której
celu w momencie rozpoczęcia akcji nie znają. Zmuszeni są także– oni, prawdziwi
naziści – do współpracy z Żydem - historykiem, który jest wybitnym specjalistą
w dziedzinie historii Persji i tylko on może im pomóc w sprawnym wykonaniu rozkazów. Ten wątek zdecydowanie dominuje w książce, bo
jego proporcja względem drugiego wątku to 3:1. W drugim wątku - tą część
nazwałabym ją polityczno-wywiadowczą - poznajemy głównych uczestników
konferencji w Teheranie - Stalina, Churchila i Roosevelta. Każdego z nich opisuje
autor w kontekście ich nastawiana zarówno do mającego się odbyć spotkania, jak i
jego uczestników. Z jednej strony jest to bardzo ciekawe, bo pokazuje przygotowania
do spotkania, które zmieniło tak wiele. Z drugiej jednak dysproporcja, o której
wcześniej wspomniałam sprawia, że jak dla mnie ma się wrażenie, jakby temu
wątkowi zabrakło uwagi autora. Zdecydowanie brakuje mi więcej o ich taktyce, zapatrywaniach, planach i szansach na "ugranie" czegoś dla siebie podczas zbliżającego się spotkania. Bardziej by mi się podobało, gdyby więcej było o
tych politycznych zakulisowych rozgrywkach, niuansach, tajnych spiskach wewnątrz koalicji antyhitlerowskiej. Może to ożywaiłoby akcję i oba wątki? Bo niestety zamachowcy zbliżający
się do Teheranu według mnie jej nie podkręcili. Zbyt dużo jest w książce bardzo
poetyckich opisów, przemyśleń bohaterów, mało się dzieje, a jeżeli już to dynamizm też
pozostawia do życzenia. Dlatego też książka ta mnie rozczarowała, jest zbyt krótka,
jakby powierzchowna, niby coś się dzieje, jednak nie wciąga, a szkoda, bo
zapowiadało się interesująco.
Moja ocena 4/10
Za książkę dziękuję Instytutowi Erica
James Rollins - Amazonia
Stęskniłam się za Rollinsem, nawet bardzo. Dlaczego tacy autorzy piszą tak mało książek? I karzą na siebie taaaak długo czekac? Żeby nie znudziło się czytelnikom? - w przypadku Rollinsa to niemożliwe!
Wiedzą to nie tylko wielbiciele dobrej akcji, czy fani przygód Indiany Joensa, bowiem książki tego autora to swoisty mix thirillerów i książek przygodowych.
Tegoroczny urlop wyjątkowo spędziliśmy bez Steva Berryego i Rollinsa, trzeba więc było -dzięki uprzejmości znajomej bibliotekarki - szybko ten błąd nadrobić. I po raz pierwszy na tym blogu wystawię MOJĄ OCENĘ 10/10!
Za wydawnictwem Albatros:
"Ekspedycja naukowa doktora Carla Randa przepada bez wieści w amazońskiej dżungli. Cztery lata później wycieńczony, umierający mężczyzna, jeden z zaginionych, pojawia się w niewielkiej wiosce misyjnej. Okazuje się, że wszedł do dżungli z amputowaną przy barku ręką, a wyszedł z dwoma zdrowymi! Efekt działania nieznanej rośliny umożliwiającej regenerację tkaneka Tropem pierwszej wyprawy rusza kolejna. Wkrótce staje się jasne, że niedające się logicznie wytłumaczyć wydarzenia mogą mieć związek tajemniczym, bliżej niezbadanym plemieniem Krwawych Jaguarów, o którym jedynie szepcze się wśród tubylców. Jego członkowie umieją znikać, przynosząc śmierć każdemu, kogo napotkają. Nawet dżungla poddaje się ich woli. Szlak ekspedycji będzie naszpikowany wieloma śmiertelnymi niebezpieczeństwami, prawda zaś może się okazać nie wybawieniem, lecz zgubą..."
Nie mogłam się oderwać, a już dawno mi się to nie zdarzyło, byłam zła, że trzeba iść spać, bo następnego dnia do pracy, a tu akcja tak wciąga. Jestem zachwycona, bo Rollins zawsze zachwyca nie tylko tym, co oczywiste, czyli rewelacyjną przygodą, super akcję to jeszcze dużo uczy, skłania do przemyśleń (o poprzedniej dyskutowaliśmy z Adrianem 3 dni, czy to możliwe, prawdopodobne, a może jednak nie? Ciekawa jestem jak będzie teraz, bo ja jestem pierwszą czytelniczką). Tym razem jak dla mnie bohaterem głównym jest dżungla, nie ta bezpłciowa ukazana np. w książce Pawlikowskiej, tylko dżungla żyjąca swoim własnym życiem, duszna, niebezpieczna, zaskakująca różnorodnością i strachem, jaki wywołuje. Czytając masz wrażenie, że to gdzieś obok ciebie. Do tego Rollins – z zawodu lekarz weterynarii - otwiera przed czytelnikiem paletę zwierząt i roślin, pokazuje ich zachowania, właściwości, medycynę naturalną zderza z nowoczesnymi lekami, wprowadza zarazę… Jego swoisty atlas roślin i zwierząt (i ich mutacji) dodatkowo wzbogacają opisy na pierwszej stronie nowego rozdziału konkretnych roślin, które „występują” w danej części. Jeżeli dodamy do tego tajemnice zaginionej cywilizacji, cudowne rośliny, mutacje zwierzęce, priony, z drugiej strony zaś za wszelką cenę walkę o pieniądze sławę, ale także życie ludzkie powstaje bardzo udana mieszanka.
Oczywiście zakończenia można się spodziewać, brak trochę elementu zaskoczenia, jednak „zwierzęcy” finisz całkowicie mnie rozczulił. Jedyny mały - w porównaniu z całością-mankament to jak dla mnie mało zarysowane postacie, nie wszystkie oczywiście, ale myślę, że niektórym można było poświęcić trochę więcej uwagi. Z drugiej strony jeżeli za głównego bohatera uznamy dżunglę, to o niej jest wystarczająco ;) Wklejam też link ze strony autora Rollins Amazonia
Tegoroczny urlop wyjątkowo spędziliśmy bez Steva Berryego i Rollinsa, trzeba więc było -dzięki uprzejmości znajomej bibliotekarki - szybko ten błąd nadrobić. I po raz pierwszy na tym blogu wystawię MOJĄ OCENĘ 10/10!
Za wydawnictwem Albatros:
"Ekspedycja naukowa doktora Carla Randa przepada bez wieści w amazońskiej dżungli. Cztery lata później wycieńczony, umierający mężczyzna, jeden z zaginionych, pojawia się w niewielkiej wiosce misyjnej. Okazuje się, że wszedł do dżungli z amputowaną przy barku ręką, a wyszedł z dwoma zdrowymi! Efekt działania nieznanej rośliny umożliwiającej regenerację tkaneka Tropem pierwszej wyprawy rusza kolejna. Wkrótce staje się jasne, że niedające się logicznie wytłumaczyć wydarzenia mogą mieć związek tajemniczym, bliżej niezbadanym plemieniem Krwawych Jaguarów, o którym jedynie szepcze się wśród tubylców. Jego członkowie umieją znikać, przynosząc śmierć każdemu, kogo napotkają. Nawet dżungla poddaje się ich woli. Szlak ekspedycji będzie naszpikowany wieloma śmiertelnymi niebezpieczeństwami, prawda zaś może się okazać nie wybawieniem, lecz zgubą..."
Nie mogłam się oderwać, a już dawno mi się to nie zdarzyło, byłam zła, że trzeba iść spać, bo następnego dnia do pracy, a tu akcja tak wciąga. Jestem zachwycona, bo Rollins zawsze zachwyca nie tylko tym, co oczywiste, czyli rewelacyjną przygodą, super akcję to jeszcze dużo uczy, skłania do przemyśleń (o poprzedniej dyskutowaliśmy z Adrianem 3 dni, czy to możliwe, prawdopodobne, a może jednak nie? Ciekawa jestem jak będzie teraz, bo ja jestem pierwszą czytelniczką). Tym razem jak dla mnie bohaterem głównym jest dżungla, nie ta bezpłciowa ukazana np. w książce Pawlikowskiej, tylko dżungla żyjąca swoim własnym życiem, duszna, niebezpieczna, zaskakująca różnorodnością i strachem, jaki wywołuje. Czytając masz wrażenie, że to gdzieś obok ciebie. Do tego Rollins – z zawodu lekarz weterynarii - otwiera przed czytelnikiem paletę zwierząt i roślin, pokazuje ich zachowania, właściwości, medycynę naturalną zderza z nowoczesnymi lekami, wprowadza zarazę… Jego swoisty atlas roślin i zwierząt (i ich mutacji) dodatkowo wzbogacają opisy na pierwszej stronie nowego rozdziału konkretnych roślin, które „występują” w danej części. Jeżeli dodamy do tego tajemnice zaginionej cywilizacji, cudowne rośliny, mutacje zwierzęce, priony, z drugiej strony zaś za wszelką cenę walkę o pieniądze sławę, ale także życie ludzkie powstaje bardzo udana mieszanka.
Oczywiście zakończenia można się spodziewać, brak trochę elementu zaskoczenia, jednak „zwierzęcy” finisz całkowicie mnie rozczulił. Jedyny mały - w porównaniu z całością-mankament to jak dla mnie mało zarysowane postacie, nie wszystkie oczywiście, ale myślę, że niektórym można było poświęcić trochę więcej uwagi. Z drugiej strony jeżeli za głównego bohatera uznamy dżunglę, to o niej jest wystarczająco ;) Wklejam też link ze strony autora Rollins Amazonia
sobota, 21 lipca 2012
Camilla Läckberg - "Latarnik" i "Fabrykantka aniolków"
Powiem szczerze, że nawet nie wiem co jeszcze odkrywczego
mogłabym napisać o moich już kolejnych, niestety ostatnich już zachwytach nad
książkami tej autorki. Oczywiście obie niemalże „połknęłam” i moje oczarowanie
nie zmalało, przesytu również nie osiągnęłam. Więcej, aż chce się powiedzieć
JESZCZE. Niestety na kolejne tomy trzeba trochę poczekać. Na razie w pamięci
przeskakują mi jak klatki sceny z przeczytanych dotychczas i nieodmiennie
zastanawia, co takiego jest w tych szwedzkich kryminałach, że oczarowały tak
wielu.
Przedostatni tom serii to „Latarnik”:
„Jasna, letnia noc. Młoda kobieta wskakuje do
samochodu. Chwyta kierownicę w zakrwawione dłonie. Wraz z synkiem
ucieka do jedynego znanego jej bezpiecznego miejsca − na wyspę Gråskär
nieopodal Fjällbacki.
Kilka dni później w swoim mieszkaniu zostaje zamordowany Mats Sverin, człowiek rzetelny i powszechnie lubiany, który po latach nieobecności powrócił do Fjällbacki, by zostać szefem gminnego wydziału finansów. Inspektor Patrik Hedström i policja w Tanumshede prześwietlają jego przeszłość i na jaw wychodzą rozmaite tajemnice. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią odwiedził Gråskär, nazywaną przez okolicznych mieszkańców Wyspą Duchów nawiedzaną przez umarłych, którzy mają coś do przekazania żywym... „
Kilka dni później w swoim mieszkaniu zostaje zamordowany Mats Sverin, człowiek rzetelny i powszechnie lubiany, który po latach nieobecności powrócił do Fjällbacki, by zostać szefem gminnego wydziału finansów. Inspektor Patrik Hedström i policja w Tanumshede prześwietlają jego przeszłość i na jaw wychodzą rozmaite tajemnice. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią odwiedził Gråskär, nazywaną przez okolicznych mieszkańców Wyspą Duchów nawiedzaną przez umarłych, którzy mają coś do przekazania żywym... „
Wcześniej przeczytałam gdzieś, że to
najsłabszy tom w serii. Nie zgodziłabym się z tym stwierdzeniem.
Przede wszystkim dużo dzieje się w części „obyczajowej” -
poznajemy życie Patrica i Ericki przedwczesnych narodzinach bliźniaków oraz
problemach zdrowotnych jednocześnie skonfrontowane z życiem Anny, której
dziecko nie przeżyło wypadku. Trudne sytuacje, trudne relacje do tego
wciągający wątek kryminalny w połączeniu z tematyką społeczną -tutaj jest to
fizyczne i psychiczne znęcanie się nad kobietami dziećmi przez ich mężów i
ojców- i historią sprzed lat powiązaną różnymi odniesieniami do wątku głównego,
wszystko to buduje książkę bardzo dobrą w odbiorze, z interesującym wątkiem
kryminalnym. Do tego społeczne problemy – zarówno w strefie prywatnej bohaterów
jak i w historycznej czy ogólnej – na które zwraca uwagę autorka skłania do
refleksji, ze mimo, że czasy się inne, pewne problemy ciągle są aktualne, a
zachowania niektórych mężczyzn niestety niezmienne.
Ósmy tom serii to „Fabrykantka Aniołków”:
Wielkanoc 1974. Z Valö, małej wyspy w pobliżu Fjällbacki, znika bez śladu rodzina. Na pięknie nakrytym świątecznym stole zostaje obiad wielkanocny, ale w domu nie ma nikogo, znikają wszyscy z wyjątkiem rocznej córeczki Ebby.
Po latach Ebba wraca na wyspę jako dorosła kobieta. W rodzinnych stronach pragnie wraz z mężem otrząsnąć się po śmierci malutkiego synka. Postanawiają wyremontować i otworzyć dla gości stary ośrodek kolonijny, którym wiele lat temu zarządzał surowy ojciec Ebby.
Wkrótce po rozpoczęciu prac remontowych oboje omal nie giną w tajemniczym pożarze. Równie tajemnicze są stare ślady zaschnietej krwi odnalezione pod zerwaną podłogą w jadalni. Do akcji wkracza wkracza Patrik Hedström. Czy zdoła wyjaśnić zagadkę z przeszłości?"
I od razu pojawia się pytanie jak pięcioosobowa rodzina
mogła zniknąć od tak, bez śladu?
Wraz z rozwojem akcji pytań pojawia się więcej-jaką rolę
w tym wszystkim odgrywają historie retrospekcyjne wplecione przez autorkę
pomiędzy aktualne wątki? Czy naprawdę dawni wychowankowie nic nie wiedzą o
wydarzeniach sprzed lat? Jaką rolę w tym wszystkim ogrywa starszy policjant o
dobrym sercu?
Dodatkowo autorka przedstawia jak można sobie radzić, lub
nie po utracie dziecka - na podstawie dwóch bohaterek Anny i Ebby. Dużo miejsca
poświęca też relacjom damsko – męskim w tym kontekście. Skłania do myślenia,
zwłaszcza, że efekt (którego nie zdradzę, żeby nie psuć lektury tym, którzy
jeszcze nie czytali) i finał jest zaskakujący.
Tak jak i przy poprzednich tak i przy lekturze tej części
zawsze mnie zastanawiało skąd autorka czerpie pomysły do swoich książek-skoro
tyle w nich, oprócz wątków kryminalnych oczywiście, „życiowości” i problemów
współczesnych społeczeństw. Drugą rzecz, która zwraca uwagę to kalejdoskop
postaci wymyślonych przez autorkę oraz ich korelacje w stosunku do akcji sprzed
kilkudziesięciu lat. Wszystko poukładane, z sensem, przeslaniem, nie ma
zbędnych zachowań, decyzji, wszystko buduje sieć, gdzie każdy element połączony
jest z innym. Wielu autorów mogłaby się uczyć.
Moja ocena 9,5/10
Polecam również wywiad z autorką, który przeczytałam
jeszcze przed lektura pierwszej części i już wtedy wiedziałam, że musi być
dobrze. Może sam tytuł nie zachęca, ale wywiad ciekawy Wywiad dostępny tutaj
poniedziałek, 16 lipca 2012
Maria Nurowska - Anders
Bardzo cenię Marię Nurowską, każdej jej książki wypatruję z niecierpliwością. Bardzo ucieszyłam się, kiedy „Generał” wpadł w bibliotece w moje ręce. Mimo, iż nie przepadam za tego rodzaju książkami, bardziej lub mniej nawiązującymi do biografii, wiem, że w tej formie autorka też się sprawdza, miałam nadzieję na wciągającą lekturę.
Za Wydawnictwem W.A.B.:
„Jakim człowiekiem był Władysław Anders? Polityk, generał, dla wielu wzór poświęcenia w imię najwyższych idei. Zwycięski wódz spod Monte Cassino, który w drodze przez sowieckie łagry wycierpiał tyle samo bólu i upokorzeń, co jego żołnierze. Czerwone maki i biały koń niosący generała nabrały już charakteru symboli.
Z książki Marii Nurowskiej wyłania się także inne oblicze Andersa. Mężczyzny, któremu zabrakło odwagi, aby osobiście powiedzieć żonie, że po 25 latach wspólnego życia związał się z inną kobietą - artystką kabaretową w wieku ich córki. Przywódcy, którego plany nie zawsze były do końca przemyślane, co wielu jego podwładnych kosztowało życie. Polityka niezbyt dobrze znającego się na ludziach, o czym najdobitniej świadczy jego zaufanie do generała NKWD - Żukowa.
Autorka nie odmawia Andersowi wielkości, nie tworzy jednak pomnika. Dokumentując biografię listami i wspomnieniami znających go osób, dąży do wydobycia prawdy o nim we wszystkich aspektach jego życia. Maria Nurowska wielokrotnie udowodniła w swoich powieściach, że potrafi przykuwać uwagę czytelnika. Także i tutaj wykorzystywana przez nią technika zmiany perspektywy nie tylko nie pozwala się znużyć, ale również nadaje książce wiarygodność."
Tę powieść, bo ciężko nazwać ją biografią, przeplatają zdjęcia, oficjalne dokumenty i prywatna korespondencja. Nie do końca wiem, czemu miałoby to służyć - uwiarygodnieniu autorki? O ile zdjęcia przybliżają postać i konfrontują ją z naszymi wyobrażeniami, o tyle dołączone chociażby rozkazy czy nieczytelne listy, służą raczej „zapełnianiu stron” niż wnoszą coś do książki, bo ciężko ją jednocześnie traktować jako dokument historyczny.
Ciekawym zabiegiem jest przedstawienie przez Nurowską równolegle generała w jego życiu zawodowym jak i prywatnym. Zabrakło mi jednak informacji z czasów sprzed wybuchu II wojny światowej - o tym okresie autorka zdecydowanie więcej pisze w kontekście życia rodzinnego. Dużo uwagi poświeca również miłostkom, miłościom i romansom generała. Myślę, że jest to zabieg celowy służący "uczłowieczeniu" tego bahatera i zdjęciu go z piedestału, na króry postawił go naród i historia. Jednak wymienianie licznych romansów i przedstawianie niepochlepbych opinii współpracowników Andersa bardziej go nie znormalni. Może trzeba byłoby bardziej pociągnąć wątek jego relacji z ukochaną córką, żeby pokazać go bardziej ludzkim?
Książka zawiera również korespondencję oraz dialogi, które generał prowadził zarówno ze swoimi współpracownikami jak i wrogami – to co miało urozmaicić lekturę spowodowało chaos i natłok informacji jak dla mnie zbędnych. W pewnym momencie miałam wrażenie, że bohaterem przestał być już Anders, a zostali wszyscy ci, którzy chcieli coś o nim powiedzieć. Do końca nie wiadomo, co jest fikcją, a co faktem – dysonans detali walczy z rozkazami wodzów. Ani to powieść historyczna, ani dokument, tym bardziej nie powieść biograficzna czy obyczajowa, najwidoczniej autorka nie mogła się zdecydować jaka forma będzie najlepsza, więc wprowadziła mało chronologiczny misz-masz, który nie zachęca do lektury.
Moja ocena 2,5/10
PS Jedyne co polecam to wywiad z autorką tutaj
Za Wydawnictwem W.A.B.:
„Jakim człowiekiem był Władysław Anders? Polityk, generał, dla wielu wzór poświęcenia w imię najwyższych idei. Zwycięski wódz spod Monte Cassino, który w drodze przez sowieckie łagry wycierpiał tyle samo bólu i upokorzeń, co jego żołnierze. Czerwone maki i biały koń niosący generała nabrały już charakteru symboli.
Z książki Marii Nurowskiej wyłania się także inne oblicze Andersa. Mężczyzny, któremu zabrakło odwagi, aby osobiście powiedzieć żonie, że po 25 latach wspólnego życia związał się z inną kobietą - artystką kabaretową w wieku ich córki. Przywódcy, którego plany nie zawsze były do końca przemyślane, co wielu jego podwładnych kosztowało życie. Polityka niezbyt dobrze znającego się na ludziach, o czym najdobitniej świadczy jego zaufanie do generała NKWD - Żukowa.
Autorka nie odmawia Andersowi wielkości, nie tworzy jednak pomnika. Dokumentując biografię listami i wspomnieniami znających go osób, dąży do wydobycia prawdy o nim we wszystkich aspektach jego życia. Maria Nurowska wielokrotnie udowodniła w swoich powieściach, że potrafi przykuwać uwagę czytelnika. Także i tutaj wykorzystywana przez nią technika zmiany perspektywy nie tylko nie pozwala się znużyć, ale również nadaje książce wiarygodność."
Tę powieść, bo ciężko nazwać ją biografią, przeplatają zdjęcia, oficjalne dokumenty i prywatna korespondencja. Nie do końca wiem, czemu miałoby to służyć - uwiarygodnieniu autorki? O ile zdjęcia przybliżają postać i konfrontują ją z naszymi wyobrażeniami, o tyle dołączone chociażby rozkazy czy nieczytelne listy, służą raczej „zapełnianiu stron” niż wnoszą coś do książki, bo ciężko ją jednocześnie traktować jako dokument historyczny.
Ciekawym zabiegiem jest przedstawienie przez Nurowską równolegle generała w jego życiu zawodowym jak i prywatnym. Zabrakło mi jednak informacji z czasów sprzed wybuchu II wojny światowej - o tym okresie autorka zdecydowanie więcej pisze w kontekście życia rodzinnego. Dużo uwagi poświeca również miłostkom, miłościom i romansom generała. Myślę, że jest to zabieg celowy służący "uczłowieczeniu" tego bahatera i zdjęciu go z piedestału, na króry postawił go naród i historia. Jednak wymienianie licznych romansów i przedstawianie niepochlepbych opinii współpracowników Andersa bardziej go nie znormalni. Może trzeba byłoby bardziej pociągnąć wątek jego relacji z ukochaną córką, żeby pokazać go bardziej ludzkim?
Książka zawiera również korespondencję oraz dialogi, które generał prowadził zarówno ze swoimi współpracownikami jak i wrogami – to co miało urozmaicić lekturę spowodowało chaos i natłok informacji jak dla mnie zbędnych. W pewnym momencie miałam wrażenie, że bohaterem przestał być już Anders, a zostali wszyscy ci, którzy chcieli coś o nim powiedzieć. Do końca nie wiadomo, co jest fikcją, a co faktem – dysonans detali walczy z rozkazami wodzów. Ani to powieść historyczna, ani dokument, tym bardziej nie powieść biograficzna czy obyczajowa, najwidoczniej autorka nie mogła się zdecydować jaka forma będzie najlepsza, więc wprowadziła mało chronologiczny misz-masz, który nie zachęca do lektury.
Moja ocena 2,5/10
PS Jedyne co polecam to wywiad z autorką tutaj
niedziela, 15 lipca 2012
Isaacson Walter - Steve Jobs
Jeśli przeczytaliście mój poprzedni post znacie moją nietolerancję niekorzystnych warunków atmosferycznych i wpływu ich na moje rozdrażnienie - ale tu, oto wpadła w moje ręce ponad siedemset stronicowa biografia!

Co było robić - przyjąć dar od Niebios (chciałem przeczytać tę pozycję ale niekoniecznie w takich okolicznościach). Małe podziękowanie dla Itaki, która chcąc zorganizować wakacje marzeń dla wszystkich wyposażyła Animatorów/Rezydentów w dosyć pokaźną biblioteczkę nowości, dostępną za symboliczną kaucję.
Pomiędzy rozlicznymi konkursami, drinkami, wypadami nad morze i do okolicznych miejscowości z zacięciem czytałem opasłe tomisko, mimo, że wiedziałem, iż główny bohater i tak na końcu umiera...
Ogromnej determinacji w czytani sprzyjały też niektóre rozmowy nad basenem zblazowanych mieszkańców stolicy o tym, co oni będąc w piątej klasie podstawówki już zdołali osiągnąć. (Całe szczęście, że w stolicy mieszkają też normalni ludzie, o czym też nam dane było się przekonać)
Po tych rozległych emocjonalnych dywagacjach, powinienem napisać coś o tej pozycji - czyta się dobrze, postacie są żywe, procesy (myślowe,decyzyjne, życiowe - niepotrzebne skreślić) są klarowne i czytelne, jedyne co mogę zarzucić autorowi, to fakt, że na każdym kroku próbował czytelnikowi uświadomić iż Steve miał problemy psychiczne na tle emocjonalnym - i naprawdę pokazał faceta z problemami. Mimo, że była to prawda, wskazywał na przypadki pewnych zachowań niejednokrotnie, aby celowo i dobitnie wskazać na te problemy.
Do plusów jednak można zaliczyć to, że tak jak i przy rewelacyjnych powieściach, czytelnik chciałby się utożsamiać z głównym bohaterem tak i tu następuje pewne zestawienie cech Steve'a i tych które sam czytelnik posiada. Następuje projekcja osobowości i czytelnik kończy siedemsetną stroną z poczuciem że jest jak Steve tylko lepszy i zaczyna rozważać dlaczego Steve osiągnął miliony, a czytelnik nic...
Jest to spostrzeżenie nie tylko moje.
Polecam, nawet osobom, które nie mają nic wspólnego z komputerami - 8,5/10

Co było robić - przyjąć dar od Niebios (chciałem przeczytać tę pozycję ale niekoniecznie w takich okolicznościach). Małe podziękowanie dla Itaki, która chcąc zorganizować wakacje marzeń dla wszystkich wyposażyła Animatorów/Rezydentów w dosyć pokaźną biblioteczkę nowości, dostępną za symboliczną kaucję.
Pomiędzy rozlicznymi konkursami, drinkami, wypadami nad morze i do okolicznych miejscowości z zacięciem czytałem opasłe tomisko, mimo, że wiedziałem, iż główny bohater i tak na końcu umiera...
Ogromnej determinacji w czytani sprzyjały też niektóre rozmowy nad basenem zblazowanych mieszkańców stolicy o tym, co oni będąc w piątej klasie podstawówki już zdołali osiągnąć. (Całe szczęście, że w stolicy mieszkają też normalni ludzie, o czym też nam dane było się przekonać)
Po tych rozległych emocjonalnych dywagacjach, powinienem napisać coś o tej pozycji - czyta się dobrze, postacie są żywe, procesy (myślowe,decyzyjne, życiowe - niepotrzebne skreślić) są klarowne i czytelne, jedyne co mogę zarzucić autorowi, to fakt, że na każdym kroku próbował czytelnikowi uświadomić iż Steve miał problemy psychiczne na tle emocjonalnym - i naprawdę pokazał faceta z problemami. Mimo, że była to prawda, wskazywał na przypadki pewnych zachowań niejednokrotnie, aby celowo i dobitnie wskazać na te problemy.
Do plusów jednak można zaliczyć to, że tak jak i przy rewelacyjnych powieściach, czytelnik chciałby się utożsamiać z głównym bohaterem tak i tu następuje pewne zestawienie cech Steve'a i tych które sam czytelnik posiada. Następuje projekcja osobowości i czytelnik kończy siedemsetną stroną z poczuciem że jest jak Steve tylko lepszy i zaczyna rozważać dlaczego Steve osiągnął miliony, a czytelnik nic...
Jest to spostrzeżenie nie tylko moje.
Polecam, nawet osobom, które nie mają nic wspólnego z komputerami - 8,5/10
Boyd Morrison - Arka
Zastanawialiście się jak długo drewno jest w stanie zachować swoje właściwości i nie rozpaść się przy dotknięciu ? Jeżdżąc po okolicy widuję wiele zaniedbanych i rozsypujących się budowli z drewna. zgniłego, przeżartego przez korniki...
A gdyby tak wyeliminować korniki i padający deszcz ? Czy drewno jest w stanie zachować się do naszych czasów ? Boyd Morrison uważa, że tak. Mało tego, uważa również że budowla z drewna (Arka Noego) nie musi pływać.
Lubię kiedy autorzy wychodzą z pudełka określonego przez naszą cywilizację i wpadają na naprawdę dobre pomysły. Można powiedzieć, że już wszystko było - potop, arki, zagłada, a jednak znalazłem pewną przyjemność odkrywając Arkę wraz z bohaterami tej powieści.
Taka wakacyjna przygoda czytana w ciepłym kraju, blisko basenu może być niesamowitą przygodą, tylko że ja się trochę niecierpliwiłem.
Nie mam zastrzeżeń co do warsztatu użytego do spisania tej opowieści, nie mam nic do zarzucenia autorowi - dobra sensacja napisana zgodnie ze wszelakimi prawidłami, a jednak brakowało mi tego porwania w wir przygód - mimo, że ich nie było mało. Tak naprawdę to powieść ma trzy konsekutywne zakończenia, każde dobre, warte co najmniej osobnej powieści.
Pamiętacie Indianę Jonesa i Radioaktywną Arkę (Przymierza, żeby się nie pomyliło)? Tutaj mamy nie tyle latające duchy zabijające wokół wszystko co broń biologiczną w posiadanie której wszedł Noe (który nazywał się trochę inaczej). Zabił wszystkich wokół i zgromadził bogactwa, które zmarli pozostawili po sobie. A i tak najbardziej wartościową rzeczą był sam wirus.
Chyba zdradziłem za wiele, co nie jest w moim zwyczaju, ale jeśli też przy upale ponad 30 stopni jesteście niecierpliwi to mi wybaczycie
Ocena 7/10 - czyli niezła pozycja. (ale na raz)
Pozdrawiam
Adrian
A gdyby tak wyeliminować korniki i padający deszcz ? Czy drewno jest w stanie zachować się do naszych czasów ? Boyd Morrison uważa, że tak. Mało tego, uważa również że budowla z drewna (Arka Noego) nie musi pływać.
Lubię kiedy autorzy wychodzą z pudełka określonego przez naszą cywilizację i wpadają na naprawdę dobre pomysły. Można powiedzieć, że już wszystko było - potop, arki, zagłada, a jednak znalazłem pewną przyjemność odkrywając Arkę wraz z bohaterami tej powieści.
Taka wakacyjna przygoda czytana w ciepłym kraju, blisko basenu może być niesamowitą przygodą, tylko że ja się trochę niecierpliwiłem.
Nie mam zastrzeżeń co do warsztatu użytego do spisania tej opowieści, nie mam nic do zarzucenia autorowi - dobra sensacja napisana zgodnie ze wszelakimi prawidłami, a jednak brakowało mi tego porwania w wir przygód - mimo, że ich nie było mało. Tak naprawdę to powieść ma trzy konsekutywne zakończenia, każde dobre, warte co najmniej osobnej powieści.
Pamiętacie Indianę Jonesa i Radioaktywną Arkę (Przymierza, żeby się nie pomyliło)? Tutaj mamy nie tyle latające duchy zabijające wokół wszystko co broń biologiczną w posiadanie której wszedł Noe (który nazywał się trochę inaczej). Zabił wszystkich wokół i zgromadził bogactwa, które zmarli pozostawili po sobie. A i tak najbardziej wartościową rzeczą był sam wirus.
Chyba zdradziłem za wiele, co nie jest w moim zwyczaju, ale jeśli też przy upale ponad 30 stopni jesteście niecierpliwi to mi wybaczycie
Ocena 7/10 - czyli niezła pozycja. (ale na raz)
Pozdrawiam
Adrian
czwartek, 12 lipca 2012
Maria Ułatowska - Pensjonat Sosnówka
Dość długo czekałam z “doczytaniem” drugiej części “Sosnowego dziedzictwa”. Moja recenzja tutaj
I jak się okazało całkiem słusznie ;-), bo niewątpliwie czas spędzony z drugą częścią to czas stracony.
„Okazuje się, że można być szczęśliwym, gdy tylko pomoże się trochę losowi. Albo… kiedy los nam pomoże! W wyremontowanym dworku na Kujawach Anna Towiańska, młoda „dziedziczka z Sosnówki”, urządza przytulny pensjonat. Zakochana w tym miejscu, jego klimacie i w tutejszych ludziach, zdobywa nowych przyjaciół i… traci serce. Czy prowadzenie pensjonatu okaże się łatwym kawałkiem chleba?
„Pensjonat Sosnówka” to opowieść o ludziach dobrych i o tych, którzy dobro dopiero mają w sobie odkryć; o barwnym Dyziu, małym Florku, cudownej Irence, niezawodnym Jacku, suczce Szyszce oraz wielu innych mieszkańcach i gościach magicznej Sosnówki. To historia o poszukiwaniu miłości niezależnie od wieku i odkrywaniu pasji w rzeczach, które kochamy. O pensjonacie, który stał się enklawą dla wszystkich poszukujących równowagi w życiu. O miejscu, gdzie czas płynie wolniej, sosny szumią i pachną jak zwykle, a jezioro nieustannie lśni w słońcu...”
Jeżeli komuś brakuje książek z pozytywnym przesłaniem, to powinien przeczytać tą książkę, może być tylko po przeczytaniu przesycony, czy nawet zemdlony ilością słodyczy tu występującą. Wszyscy się kochają, rodziny ludzkie i zwierzęce się powiększają, mamy śluby, zaręczyny, szczęśliwe miłości, biznes się kręci, goście przyjeżdżają…do tego sielankowa przyroda wokół… Mimo, że lubię takie książki, trochę bajkowe, dobrze się kończące, lekkie i przyjemnie, ta mnie zmęczyła, bardzo nawet. Ilość szczęścia na stronach jej stronach mnie przytłoczyła. Jedyny wątek, który burzy tą atmosferę – powrót matki Florka, próbującej go odzyskać – i tak wiadomo jak się skończy, więc ani przez moment nie ma elementu zaskoczenia. Przesłodzone, nudne, przewidywalne.
Moja ocena 3/10
I jak się okazało całkiem słusznie ;-), bo niewątpliwie czas spędzony z drugą częścią to czas stracony.
„Okazuje się, że można być szczęśliwym, gdy tylko pomoże się trochę losowi. Albo… kiedy los nam pomoże! W wyremontowanym dworku na Kujawach Anna Towiańska, młoda „dziedziczka z Sosnówki”, urządza przytulny pensjonat. Zakochana w tym miejscu, jego klimacie i w tutejszych ludziach, zdobywa nowych przyjaciół i… traci serce. Czy prowadzenie pensjonatu okaże się łatwym kawałkiem chleba?
„Pensjonat Sosnówka” to opowieść o ludziach dobrych i o tych, którzy dobro dopiero mają w sobie odkryć; o barwnym Dyziu, małym Florku, cudownej Irence, niezawodnym Jacku, suczce Szyszce oraz wielu innych mieszkańcach i gościach magicznej Sosnówki. To historia o poszukiwaniu miłości niezależnie od wieku i odkrywaniu pasji w rzeczach, które kochamy. O pensjonacie, który stał się enklawą dla wszystkich poszukujących równowagi w życiu. O miejscu, gdzie czas płynie wolniej, sosny szumią i pachną jak zwykle, a jezioro nieustannie lśni w słońcu...”
Jeżeli komuś brakuje książek z pozytywnym przesłaniem, to powinien przeczytać tą książkę, może być tylko po przeczytaniu przesycony, czy nawet zemdlony ilością słodyczy tu występującą. Wszyscy się kochają, rodziny ludzkie i zwierzęce się powiększają, mamy śluby, zaręczyny, szczęśliwe miłości, biznes się kręci, goście przyjeżdżają…do tego sielankowa przyroda wokół… Mimo, że lubię takie książki, trochę bajkowe, dobrze się kończące, lekkie i przyjemnie, ta mnie zmęczyła, bardzo nawet. Ilość szczęścia na stronach jej stronach mnie przytłoczyła. Jedyny wątek, który burzy tą atmosferę – powrót matki Florka, próbującej go odzyskać – i tak wiadomo jak się skończy, więc ani przez moment nie ma elementu zaskoczenia. Przesłodzone, nudne, przewidywalne.
Moja ocena 3/10
wtorek, 10 lipca 2012
Ewa Stec - Klub Matek Swatek: Operacja Londyn
Już od jakiegoś czasu miałam ochotę przeczytać tą książkę, udało mi się w końcu na urlopie, jednak trafiłam od razu na drugą część, więc nie wiedziałam jak doszło do zawiązania Agencji i jak radziły sobie zacne Panie na początku.
"Klub Matek Swatek rusza z misją do Londynu. Ma „pomóc” Alicji, ślicznej emigrantce, związać się z Igorem. Tymczasem dziewczyna jest zakochana w Archibaldzie, czarującym i absolutnie niedostępnym arystokracie. Dla KMS nie ma jednak rzeczy niemożliwych.
Kiedy wydaje się, że wszystko idzie jak po maśle, same swatki wpadają w sidła miłości. Wychodzi też na jaw, że nie każdy jest tym, za kogo się podaje. W Londynie robi się gorąco…"
Pierwsze moje wrażenie – ta książka to niczym powtórka Chmielewskiej ze starych dobrych czasów, kiedy była zabawna i nieprzewidywalna. I duża cześć książki jest rzeczywiście w klimacie iście Lesiowym powiedziałabym. Urocze panie w starszym wieku starają się pomóc Alicji odnaleźć wielką (wskazaną?) miłość. W tym wszystkim są niesamowicie śmieszne, momentami nieporadne, zawsze na opak i pakujące się w dalekie od zdrowego rozsądku problemy i kłopoty. Do tego dochodzą strzelaniny, szpiedzy, zagrożenie życia i swoista komedia pomyłek. Myślę, że ekranizacja tej powieści - oczywiście przy właściwym doborze głównych bohaterek - mogłaby stać się hitem komediowym. To, co również bardzo mi się podoba to, fakt, ze wątek miłosny istnieje tylko na drugim planie i nie przytłacza sobą tak naprawdę rozgrywającej się akcji. Rozwija się ona w dobrym tempie, często zaskakuje, a wszystko to doprawione jest dużą dawką dobrego humoru. Jedyne, do czego można się przyczepić to trochę, jak dla mnie, zbyt naciągane rozwiązanie zagadki. Myślę, że autorka tutaj trochę przesadziła z puszczaniem wodzów fantazji, bo bardziej prozaiczne rozwiązanie byłoby dużo bardziej realne. Mimo wszystko jednak uważam, że jest to dobra propozycja na lato, bo gwarantuje miło spędzony czas i sporą dawkę humoru.
Moja ocena 8,5/10
"Klub Matek Swatek rusza z misją do Londynu. Ma „pomóc” Alicji, ślicznej emigrantce, związać się z Igorem. Tymczasem dziewczyna jest zakochana w Archibaldzie, czarującym i absolutnie niedostępnym arystokracie. Dla KMS nie ma jednak rzeczy niemożliwych.
Kiedy wydaje się, że wszystko idzie jak po maśle, same swatki wpadają w sidła miłości. Wychodzi też na jaw, że nie każdy jest tym, za kogo się podaje. W Londynie robi się gorąco…"
Pierwsze moje wrażenie – ta książka to niczym powtórka Chmielewskiej ze starych dobrych czasów, kiedy była zabawna i nieprzewidywalna. I duża cześć książki jest rzeczywiście w klimacie iście Lesiowym powiedziałabym. Urocze panie w starszym wieku starają się pomóc Alicji odnaleźć wielką (wskazaną?) miłość. W tym wszystkim są niesamowicie śmieszne, momentami nieporadne, zawsze na opak i pakujące się w dalekie od zdrowego rozsądku problemy i kłopoty. Do tego dochodzą strzelaniny, szpiedzy, zagrożenie życia i swoista komedia pomyłek. Myślę, że ekranizacja tej powieści - oczywiście przy właściwym doborze głównych bohaterek - mogłaby stać się hitem komediowym. To, co również bardzo mi się podoba to, fakt, ze wątek miłosny istnieje tylko na drugim planie i nie przytłacza sobą tak naprawdę rozgrywającej się akcji. Rozwija się ona w dobrym tempie, często zaskakuje, a wszystko to doprawione jest dużą dawką dobrego humoru. Jedyne, do czego można się przyczepić to trochę, jak dla mnie, zbyt naciągane rozwiązanie zagadki. Myślę, że autorka tutaj trochę przesadziła z puszczaniem wodzów fantazji, bo bardziej prozaiczne rozwiązanie byłoby dużo bardziej realne. Mimo wszystko jednak uważam, że jest to dobra propozycja na lato, bo gwarantuje miło spędzony czas i sporą dawkę humoru.
Moja ocena 8,5/10
Harlan Coben - Klinika śmierci
Po najnowszej powieści Cobena, która mi się bardzo podobała, tej trochę się obawiałam, zwłaszcza, że z opisu autora, wynikało, że była to pierwsza powieść, którą napisał, a później nie chciał jej już w żaden sposób poprawiać, więc do wydawnictwa trafiła wersja sprzed lat.
„Lata osiemdziesiąte w Stanach Zjednoczonych. W środowiskach gejów i narkomanów szerzy się epidemia AIDS. Rozchodzą się pogłoski, że w jednej z nowojorskich klinik dwaj lekarze, Harvey Riker i Bruce Grey, opracowali lek przeciwko tej chorobie. Nagle zaczyna się seria tajemniczych morderstw. Ofiarami stają się homoseksualiści leczeni w klinice. Czy zostali zabici dlatego, że byli gejami, czy dlatego, że byli pacjentami leczonymi na AIDS? Zaraz potem ginie Bruce Grey – na pierwszy rzut oka jego śmierć wygląda na samobójstwo. Harvey Riker, drugi szef kliniki, twierdzi, że jego przeciwnicy – lekarze, którzy walczą o budżety dla swoich szpitali, i konserwatywne kręgi polityczne z Waszyngtonu – próbują zniweczyć wynalezienie leku przeciw strasznej chorobie. „
Na tle zawirowań związanych z kliniką leczenia AIDS poznajemy małżeństwo: sławną dziennikarkę – Sarę i jej męża Michaela - znanego koszykarza (jak mogłoby być inaczej w przypadku Cobena ;) ). Wydawałoby się, że mają wszystko - są bogaci, sławni, szaleńczo w sobie zakochani, w dodatku Sara dowiaduje się, że jest w ciąży. Niestety w tym czasie okazuje się również, że Michael jest chory na AIDS. Oczywiście niezwłocznie trafia do kliniki Harveya i Bruce’a. I tutaj wątki te się przenikają, tworząc wartką i wciągającą akcję. Nie jest to może najlepsza powieść Cobena, jednak warto po nią sięgnąć, chociażby po to, żeby dowiedzieć się więcej o początkach leczenia tej choroby, nastawieniu opinii publicznej, a także w tej kontekście walce o władzę i pieniądze, nie tylko na leczenie chorych. Przeczytałam gdzieś zarzut, że temat książki się zdezaktualizował, myślę jednak że nie można tego postrzegać w sposób aktualności problemu bądź nie – walka z tą chorobą jest ciągle skazana na niepowodzenie, a ludzkie dążenie do celu za wszelka cenę aktualne jest zawsze. Dodatkowo opisane początki takiej choroby i reakcja na nią w specyficznym społeczeństwie amerykańskim ma swoją wartość poznawczą. Dynamiczna akcja, może nie pozbawiona błędów i niedociągnięć (jak chociażby ckliwe pogodzenie sióstr) myślę, że zadowoli zwolenników thrillerów, nie tylko medycznych.
Moja ocena 7/10
„Lata osiemdziesiąte w Stanach Zjednoczonych. W środowiskach gejów i narkomanów szerzy się epidemia AIDS. Rozchodzą się pogłoski, że w jednej z nowojorskich klinik dwaj lekarze, Harvey Riker i Bruce Grey, opracowali lek przeciwko tej chorobie. Nagle zaczyna się seria tajemniczych morderstw. Ofiarami stają się homoseksualiści leczeni w klinice. Czy zostali zabici dlatego, że byli gejami, czy dlatego, że byli pacjentami leczonymi na AIDS? Zaraz potem ginie Bruce Grey – na pierwszy rzut oka jego śmierć wygląda na samobójstwo. Harvey Riker, drugi szef kliniki, twierdzi, że jego przeciwnicy – lekarze, którzy walczą o budżety dla swoich szpitali, i konserwatywne kręgi polityczne z Waszyngtonu – próbują zniweczyć wynalezienie leku przeciw strasznej chorobie. „
Na tle zawirowań związanych z kliniką leczenia AIDS poznajemy małżeństwo: sławną dziennikarkę – Sarę i jej męża Michaela - znanego koszykarza (jak mogłoby być inaczej w przypadku Cobena ;) ). Wydawałoby się, że mają wszystko - są bogaci, sławni, szaleńczo w sobie zakochani, w dodatku Sara dowiaduje się, że jest w ciąży. Niestety w tym czasie okazuje się również, że Michael jest chory na AIDS. Oczywiście niezwłocznie trafia do kliniki Harveya i Bruce’a. I tutaj wątki te się przenikają, tworząc wartką i wciągającą akcję. Nie jest to może najlepsza powieść Cobena, jednak warto po nią sięgnąć, chociażby po to, żeby dowiedzieć się więcej o początkach leczenia tej choroby, nastawieniu opinii publicznej, a także w tej kontekście walce o władzę i pieniądze, nie tylko na leczenie chorych. Przeczytałam gdzieś zarzut, że temat książki się zdezaktualizował, myślę jednak że nie można tego postrzegać w sposób aktualności problemu bądź nie – walka z tą chorobą jest ciągle skazana na niepowodzenie, a ludzkie dążenie do celu za wszelka cenę aktualne jest zawsze. Dodatkowo opisane początki takiej choroby i reakcja na nią w specyficznym społeczeństwie amerykańskim ma swoją wartość poznawczą. Dynamiczna akcja, może nie pozbawiona błędów i niedociągnięć (jak chociażby ckliwe pogodzenie sióstr) myślę, że zadowoli zwolenników thrillerów, nie tylko medycznych.
Moja ocena 7/10
piątek, 6 lipca 2012
Howard Gordon - Obelisk
Miało być według opisów I
opinii na okładce interesująco, zachwycająco I wciągająco…Do tego zachwalany
autor, scenarzysta serialu 24 godziny. Oczekiwania spore.Tu zajawka wydawnicza
Początek był obiecujący…
„Aby utrzymać pokój, musi
rozpętać wojnę.
Bezwzględni terroryści. Warta miliardy dolarów platforma wiertnicza. Samotna misja i tylko 48 godzin, żeby zapobiec katastrofie…
Gideon Davis, specjalny negocjator z ramienia ONZ, jest prawdziwym ekspertem – potrafi pokojowo zakończyć każdy globalny konflikt.
Teraz jednak staje przed nie lada wyzwaniem – ma tylko 48 godzin, żeby powstrzymać swojego brata, agenta Tillmana Daviesa, który przeszedł na stronę wroga. Gideon musi porzucić dyplomację i, przedzierając się przez rozdarte wojną domową państwo Mohan, dotrzeć do Obelisku – najnowocześniejszej, wartej miliardy dolarów platformy wiertniczej, zajętej przez terrorystów pod wodzą Tillmana. Wspierany przez Kate Murphy, szefową Obelisku, Gideon podejmuje się szaleńczej misji ratunkowej. Czas płynie nieubłagalnie…”
Bezwzględni terroryści. Warta miliardy dolarów platforma wiertnicza. Samotna misja i tylko 48 godzin, żeby zapobiec katastrofie…
Gideon Davis, specjalny negocjator z ramienia ONZ, jest prawdziwym ekspertem – potrafi pokojowo zakończyć każdy globalny konflikt.
Teraz jednak staje przed nie lada wyzwaniem – ma tylko 48 godzin, żeby powstrzymać swojego brata, agenta Tillmana Daviesa, który przeszedł na stronę wroga. Gideon musi porzucić dyplomację i, przedzierając się przez rozdarte wojną domową państwo Mohan, dotrzeć do Obelisku – najnowocześniejszej, wartej miliardy dolarów platformy wiertniczej, zajętej przez terrorystów pod wodzą Tillmana. Wspierany przez Kate Murphy, szefową Obelisku, Gideon podejmuje się szaleńczej misji ratunkowej. Czas płynie nieubłagalnie…”
Niby wszystko się zgadza-jest
dobrze zapowiadająca się akcja, która wciąga, a główny bohater niczym Supermen
wychodzi cało z każdej opresji…mamy też piękną szefową obelisku, pewien wątek
romansowy tym samym również się pojawia. I jak dla mnie wszystkiego tego
starcza na jakieś 50-80 stron, które mnie wciągnęło, bo byłam ciekawa jak
Gideon sobie poradzi, czy odnajdzie brata i czy ten rzeczywiście zdradził.
Jedyne, co po tych 80 pierwszych stronach zaskakuje to samo rozwiązanie, kto
zdradził i kto przeżyje. Jednak za nim do tego dojdzie będzie się trzeba
przedrzeć przez szczegółowe opisy platformy wiertniczej, które dla osoby, która
nigdy jej nie widziała będą i tak abstrakcyjne. A, że główni bohaterowie często
się przemieszczają, to opisów jest sporo i coś, co z pewnością sprawdziłoby się
w scenariuszu powoduje, że akcja książki się wlecze i po prostu jest nudna.
Ciężko się też czyta, więc rozczarowanie jest tym silniejsze. Jedyny plus to
wplatane przez autora retrospekcje-pomiędzy rzeczywistą akcją, niewątpliwie
uatrakcyjniają czytanie. Więcej plusów nie znalazłam.
Moja ocena 3,5/10
czwartek, 5 lipca 2012
Joanna Miszczuk - Matki, żony, czarownice
Jak wiadomo bardzo lubię sagi rodzinne I wiele ich już czytałam, ale tym razem zostałam wyjątkowo pozytywnie zaskoczona. Moja wiara w kobiecą literaturę polską nie zastała więc tym samym naruszona.
Opis ze strony wydawcy:
Kiedy głównej bohaterce, 40-letniej szczęśliwej mężatce, wali się na głowę jej cały uporządkowany świat, los otwiera przed nią kolejne drzwi. Asia buduje życie od nowa, a dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności poznaje przeszłość swojej rodziny i własne korzenie. Zwyczajne życie współczesnej kobiety (małżeńska zdrada, wychowanie dziecka, utrata pracy, wiązanie końca z końcem) zmienia poznanie tajemnicy, która skrywała zaskakujące losy wielu pokoleń kobiet z jej rodu. Odnaleziony po latach testament Laverny, prababki głównej bohaterki, to prawdziwy majątek rodzinny, choć nie pieniądze są jego wartością.
Książka ma formę pamiętnika głównej bohaterki, który przeplatają losy jej mam, babć i prababć przy jednoczesnym braku zachowania chronologii, bo według mnie wzbogaca lekturę, bo mamy szansę poznać bohaterki jakby z kilku stron, w różnych momentach ich życia. A dodatkowo na rozwiązanie niektórych tajemnic trzeba było podczas czytania czekać dłużej, co jeszcze bardziej sprawiło, że ciężko było mi się od tej książki oderwać. Oczywiście jak to często bywa w takich powieściach mamy i tutaj zaginiony spadek i odnalezioną spadkobierczynię, tajemniczy pierścień kobiet z tego rodu, który pomimo wielu przeciwności losu, zawsze wraca do kolejnej potomkini. Mamy też jak nie trudno się domyśleć historie miłosne – te bardziej lub mniej tragiczne. Takie, które czytamy jak stary ciekawy romans czy też opowieści mamy czy babci, ale również historie współczesne i ich niełatwe rozwiązania, które myślę, że niektórym czytelniczkom mogą wydać się podobne do ich własnego życia. A wszystko to pisane w stylach dopasowanych do konkretnych epok i ich bohaterek. Mamy też główną bohaterkę, która według mnie jest postacią pełnowymiarową, zabawną, nieprzewidywalną i taką, która wzbudza ogromną sympatię. Nie jest to również słodka i lukrowana historia, tylko wspomnienia przeplatane tragediami czy bolesnymi wyborami głównych bohaterek.
Jeżeli chodzi o minusy to niewątpliwie ta „magiczna otoczka” to jak dla mnie trochę za dużo, bo historia i bez tego by się obroniła. Mi osobiście chyba bardziej odpowiadałoby, gdyby. książka została podzielona na 2 tomy i niektóre wątki bardziej rozwinięte, tak momentami mia,brłam wrażenie jednak pewnej powierzchowności i uciętych historii. Tym niemniej polecam urlopowo.Moja ocena 8,5/10
Opis ze strony wydawcy:
Kiedy głównej bohaterce, 40-letniej szczęśliwej mężatce, wali się na głowę jej cały uporządkowany świat, los otwiera przed nią kolejne drzwi. Asia buduje życie od nowa, a dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności poznaje przeszłość swojej rodziny i własne korzenie. Zwyczajne życie współczesnej kobiety (małżeńska zdrada, wychowanie dziecka, utrata pracy, wiązanie końca z końcem) zmienia poznanie tajemnicy, która skrywała zaskakujące losy wielu pokoleń kobiet z jej rodu. Odnaleziony po latach testament Laverny, prababki głównej bohaterki, to prawdziwy majątek rodzinny, choć nie pieniądze są jego wartością.
Książka ma formę pamiętnika głównej bohaterki, który przeplatają losy jej mam, babć i prababć przy jednoczesnym braku zachowania chronologii, bo według mnie wzbogaca lekturę, bo mamy szansę poznać bohaterki jakby z kilku stron, w różnych momentach ich życia. A dodatkowo na rozwiązanie niektórych tajemnic trzeba było podczas czytania czekać dłużej, co jeszcze bardziej sprawiło, że ciężko było mi się od tej książki oderwać. Oczywiście jak to często bywa w takich powieściach mamy i tutaj zaginiony spadek i odnalezioną spadkobierczynię, tajemniczy pierścień kobiet z tego rodu, który pomimo wielu przeciwności losu, zawsze wraca do kolejnej potomkini. Mamy też jak nie trudno się domyśleć historie miłosne – te bardziej lub mniej tragiczne. Takie, które czytamy jak stary ciekawy romans czy też opowieści mamy czy babci, ale również historie współczesne i ich niełatwe rozwiązania, które myślę, że niektórym czytelniczkom mogą wydać się podobne do ich własnego życia. A wszystko to pisane w stylach dopasowanych do konkretnych epok i ich bohaterek. Mamy też główną bohaterkę, która według mnie jest postacią pełnowymiarową, zabawną, nieprzewidywalną i taką, która wzbudza ogromną sympatię. Nie jest to również słodka i lukrowana historia, tylko wspomnienia przeplatane tragediami czy bolesnymi wyborami głównych bohaterek.
Jeżeli chodzi o minusy to niewątpliwie ta „magiczna otoczka” to jak dla mnie trochę za dużo, bo historia i bez tego by się obroniła. Mi osobiście chyba bardziej odpowiadałoby, gdyby. książka została podzielona na 2 tomy i niektóre wątki bardziej rozwinięte, tak momentami mia,brłam wrażenie jednak pewnej powierzchowności i uciętych historii. Tym niemniej polecam urlopowo.Moja ocena 8,5/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)