środa, 22 października 2014

Marta Obuch - Szajba na peronie 5

Odkąd pamiętam fascynowały mnie podróże w czasie. W zasadzie odkąd przeczytałam powieść „Małgosia contra Małgosia” ;) Do tego z niezmiennym sentymentem czytam książki, których akcja dzieje się w dwudziestoleciu międzywojennym. Ten okres mnie fascynuje – kultura, ubrania  i historia tej epoki należą do moich. Dlatego zarówno produkcje – jak chociażby Allenowski film „O północy w Paryżu” , czy powieści, których akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym bardzo mnie ciekawią.

Do tego od jakiegoś czasu miałam ogromną ochotę na powieść Marty Obuch, więc propozycja recenzji jej przedpremierowej powieści ucieszyła mnie ogromnie.

„Zosia jest rozczarowana swoim nieciekawym życiem. Czuje się stara, gruba i samotna, wręcz oddałaby wszystko, żeby mieć znowu dwadzieścia lat. Marzenia spełniają się, kiedy wypija butelkę wina z roku 1929 i wraz ze swoimi znajomymi przenosi się w czasie do przedwojennych Katowic. Szanowana pani doktor literatury to teraz Czarna Zośka, szefowa bandy rzezimieszków, która okrada majętnych Niemców. Jej zadaniem jest uwodzenie i typowanie mężczyzn. A ponieważ do niemieckich willi trzeba się włamywać, jej siostra, Danka, musi się nauczyć wielu zaskakujących rzeczy jak choćby chodzenia po gzymsie. Problem pojawia się, kiedy niejaki Mirek Mędrzycki, który również zajmuje się złodziejskim fachem, rzuca Czarnej Zośce wyzwanie. Gra toczy się o dużą stawkę, bo Zosia jednocześnie próbuje rozwikłać tajemnicę rodziną. Dotyczy ona pierwszego burmistrza Katowic, Louisa Diebla, który ograbił kasę miejską i uciekł z pieniędzmi za ocean. A może nie zabrał ze sobą wszystkiego? Odpowiedź kryje się w podziemnych korytarzach i tunelach, które do dziś ciągną się pod miastem.”




Moja recenzja mogłaby tak naprawdę ograniczyć się do jednego zdania – kocham takie powieści!! Na polskim rynku wydawniczym przydałoby się więcej takich pozycji, wtedy określenie "polska literatura kobieca" miałaby całkiem inny wymiar. W końcu - co udowadnia autorka - przenosić można się nie tylko na Mazury, czy w Sudety, można i 90 lat wstecz!

Spędziłam z tą książką 2 bardzo przyjemne wieczory i aż żal było mi się z nią rozstawać.

Co mnie urzekło? Przede wszystkim ogromne poczucie humoru ze sporą dawką ironii – taki humor jak u Chmielewskiej w jej najlepszych czasach. Dwie główne bohaterki Zofia i Danusia to mistrzynie ciętej riposty w dobrym stylu, a ich perypetie i przygody same prowokują do śmiechu. Po przeczytaniu  kilkunastu stron nie zdziwił nie nawet spacer Danusi ze świną na smyczy – o północy przez Katowice  nie był w stanie mnie zdziwić.


Zaskoczona byłam również obrazem Katowic z tego okresu. Mimo, że nie znam dobrze tego miasta, po przeczytaniu tej powieści maiłam chęć na wizytę na Śląsku. Do tego zdziwiona byłam dużą dbałością o szczegóły historyczne - mnóstwo szczegółów i detali uwiarygodniało całą opowieść. Z chęcią sięgnęłabym po kilka pozycji wspomnianych przez autorkę w bibliografii, mimo, że z reguły takich pozycji unikam, co świadczy o tym, że Pani Marta naprawdę mnie zaciekawiła!

Sama zagadka –poszukiwanie przodków oraz złota przez nich ukrytego to temat dość powszechnie stosowany przez autorów. Gdyby cala akcja pozbawiona była dodatków w postaci wspomnianego humoru, nietuzinkowych, choć zwyczajnych postaci oraz dobrego pomysłu z przeniesieniem w czasie, wtedy całość byłaby dość szablonowa i przewidywalna. Tak się jednak nie stało. I całe szczęście.


Zakończenie – mimo, że dużym zaskoczeniem nie było,  to pozostawiło czytelnika ze sporym niedosytem, bo jednak nie na wszystkie pytania dostaliśmy odpowiedź! Czy będzie ciąg dalszy Pani Marto?

Jedyne, co tak naprawdę mi się nie podobało to słownictwo – w kilku miejscach było wyjątkowo niewyszukane ;) na tle całości trochę raziło. Przynajmniej mnie.

Tym niemniej moja ocena to 8,5/10

1 komentarz: