niedziela, 24 sierpnia 2014

Deon Meyer - Siedem dni

Hanneke Sloet młoda ambitna prawniczka została zmordowana w swoim luksusowym apartamencie. Dochodzenie nie ujawniło niczego poza paroma roznegliżowanymi fotografiami, byłym przyjacielem o porządnym alibi oraz gromady kolegów po fachu zżeranych przez chciwość i egoizm.
Sprawa zostaje ponownie otwarta, kiedy południowoafrykańska policja dostaje e-mail przerażającej treści: „Zastrzelę jednego funkcjonariusza dziennie, dopóki nie zamkniecie mordercy Hanneke Sloet”.
I faktycznie ginie policjant…
Tym razem sprawę przejmuje alkoholik na odwyku, kapitan Benny Griessel. Benny musi sobie radzić z potężnymi naciskami wywieranymi na niego przez przełożonych, dziennikarzami oraz nieznanym strzelcem wyborowym, który nie ma zamiaru złożyć broni.Do współpracy przydzielono mu porywczą Mbali Kaleni, która tropi snajpera, usiłując odkryć, co takiego łączyło go z Hanneke Sloet.
Oboje – Benny’ego i Mbali – czeka siedem dni piekła.

Bardzo lubię kryminały, myślę, że to nawet mój ulubiony gatunek. Tym bardziej ucieszyła mnie możliwość przeczytania pozycji, której akcja dzieje się w Południowej Afryce, bo stamtąd pochodzi jej autor, dotychczas mi nieznany. Muszę przyznać, że brak znajomości realiów południowoafrykańskich był momentami sporą przeszkodą w czytaniu tej książki - i ile rzeczywistość MI6, FBI itp. jest nam powszechnie znana dzięki produkcjom filmowym i ogromem książek policyjno-szpiegowskich, których akcja dzieje się na podwórku amerykańskim czy brytyjskim, o tyle realia pracy afrykańskich Sokołów były dla mnie nowością. Z jednej strony to ciekawe, z drugiej zabrakło moim zdaniem przypisów w danym, konkretnym miejscu  przypisów od tłumacza. Wprawdzie na końcu książki jest glosariusz (odkryłam go jednak dopiero w połowie lektury ;) ale książka zyskałaby na lekturze, gdyby to, co ona zawiera umieszczone byłoby w przypisach, bez potrzeby kartkowania książki podczas lektury.
Sama akcja rozkręcała się powoli, w zasadzie można nawet powiedzieć, że pierwsze pięć dni poszukiwań zabójcy były zbyt powolne. Wątek stał się ciekawszy i nabrał tempa dopiero pod koniec piątego dnia, kiedy to pojawiło się coraz więcej dowodów, nowych postaci i zagadek. Odtąd zrobiło się naprawdę ciekawie i interesująco, bo już zaczęłam tracić nadzieję na dobrą lekturę wciągającego kryminału, bo do dnia piątego nie działo się prawie nic. Bardziej uwaga autora skupiała się na jednym z prowadzących śledztwo policjantów - Bennym Griesselerze - jego problemach rodzinnych z dorastającymi dziećmi oraz związkowi z byłą gwiazdą piosenki, teraz podobnie jak on walczącą o powrót z nałogu alkoholowego Alexą. Myślę, że celem autora poprzez dodanie tych wątków było rozbudowanie akcji, zabieg, który udał się Jo Nesbo tutaj Deonowi Meyerowi niestety się nie powiódł. Lektura na tym nie zyskała, lepiej byłoby, gdyby autor skupił się na wątku policyjnym, ograniczając słaby wątek obyczajowy, który niewiele wniósł dla czytelnika.  
Zabrakło mi również wyrazistości pozostałych postaci - napis na okładce zapowiadał parę detektywów ścigających gotowego na wszystko snajpera, tymczasem pomagająca Bennemu w śledztwie Mbali Kaleni pozostała prawie całkowicie niewidoczna w gąszczu postaci pozostałych policjantów i śledczych. A szkoda, bo w jednym z rozdziałów autor poświęcił jej więcej uwagi, co mogłoby być rozwinięte w pozostałych, a w efekcie postac ta mogłaby zdecydowanie być bardziej interesująca. Tak niestety się nie stało.

Moja ocena - za najlepsze w tej książce finisz i zakończenie 6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz