"Claire Summers jest zdeterminowaną, niezależną samotną matką, która daje z siebie wszystko, by przeciągnąć los na swoją stronę. Keith Watson jest pracoholikiem nastawionym na zyski, bez czasu na życie towarzyskie. Jako asystent kierownika, lokalnego filantropa przywykł do radzenia sobie z wnioskami o dotacje. Lecz gdy na jego biurko trafia list od jedenastoletniej córki Claire, wszystko się zmienia. Dziewczyna nie prosi o pieniądze, ale o pomoc w odnalezieniu zaginionego syna starszej sąsiadki. Gdy Keith niechętnie, pod naciskiem szefa, zaczyna badać sprawę, nie ma pojęcia, jak bardzo zwiąże to jego los z losem Claire, ani w jaki sposób dobroduszna prośba małej dziewczynki doprowadzi do całej serii szczęśliwych rozwiązań."
Lubię tego rodzaju książki czytać albo w chłodne zimowe wieczory, albo w leniwe letnie przedpołudnia... Zimą ogrzewają myśli, latem nastrajają pozytywnie na nadchodzący dzień.
Historia wydawałaby się dość banalna i przewidywalna, jednak okazało się, ze wraz z kolejnymi przewracanymi przeze mnie stronami zaskakiwała pozytywnie.
Autorka przedstawia nam czwórkę, a raczej piątkę -licząc sprawczynią całego zamieszania, najmłodszą postać Haley - bohaterów. Clarie - samotną, borykającą się z problemami - głownie finansowymi matkę, jej sąsiadkę panią profesor Maureen, samotną, chorą na raka kobietę w średnim wieku, ukrywającą tajemnicę z przeszłości, pragnącą poznać syna, którego oddala do adopcji. Keitha, któremu powierzono odszukanie syna pani profesor oraz jego szefa Davida McMillana, który powierzając zadanie swojemu podwładnemu, knuje spisek mający na celu emocjonalne pobudzenie Keitha i uchronienie go przed pracoholizmem, sam wpada w zastawianą przez siebie pułapkę. Każdy z bohaterów ma za sobą trudne momenty i doświadczenia. Aby zbudować nowy związek, zacząć od nowa muszą uporać się z przeszłością, zapomnieć o uprzedzeniach. Jak możecie się domyślać zakochani z zadaniem tym oczywiście sobie poradzą, ale droga do tego nie będzie już taka oczywista, a autorce uda się czytelnika niejednokrotnie zaskoczyć.
Dużą rolę w życiu bohaterów odgrywała modlitwa i obecność Wszechmogącego. Może nie wszystkim czytelnikom to się spodoba. Według mnie jest swoistą nowością w tego rodzaju powieściach. Wszystko jest realizacją planu z góry, z którym bohaterom przyszło się zmierzyć.
To, co pozytywnie zaskoczyło mnie w tej powieści to dużo miejsca poświęconego przez autorkę na budowanie relacji, związku, przełamywanie barier itp. A dużo mniejsza rola fizyczności. Dobrze się to czytało, coś innego niż to, z czym mamy do czynienia w powieściach dla kobiet.
Muszę przyznać, ze trochę byłam rozczarowana zakończeniem - w pewnym momencie zdecydowanie autorka przesłodziła ;) Z chęcią przeczytałabym kilkanaście stron więcej, ale z pewnymi elementami dramatycznymi, czy też może mniej oczywistymi.
Mimo tego wystawiam ocenę 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz