poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Faye Kellerman - Prosto w ciemności



Gdyby rozpatrywać powieści pod kątem kompleksowości świata pozycja ta miałaby z pewnością wysoką notę. Tło historyczne Bawarii, przemian zachodzących w przededniu wojny stanowi niewątpliwie jedną z jej dobrych cech.
Kompleksowość, a raczej kompletność świata (bo nieco brakuje złożoności) ukazuje nam człowieka, który chce wykonać dobrze swoją pracę w świecie pełnym zawirowań.

Podczas czytania zastanawiałem się jak ciekawy może być kryminał osadzony w czasach, kiedy odkrycie linii papilarnych było dużym i znaczącym odkryciem (choć już znanym od około stu lat), psychoanaliza zbrodni się dopiero rodzi w umyśle Freuda, a policjant nie ma (oficjalnie) nawet broni palnej...

Będąc byłym fanem serii CSI (byłym, bo powiększanie zdjęcia z kamery przemysłowej według autorów może pokazać zdjęcie sprawcy odbite w śrubce przytrzymującej tablicę rejestracyjną samochodu, który akurat przekroczył dozwoloną prędkość wydaje mi się lekko naciągana) z radością przywitałem kryminał, w którym policjant ma jedno podstawowe narzędzie - czyli własny umysł.

Wykorzystując go udało się głównemu bohaterowi odkryć sprawcę, aczkolwiek nie było to w stylu mistrza dedukcji pana Holmesa Sz. Szczerze mówiąc to koligacje rodzinne przerastają moją zdolność pojmowania (chyba do tego trzeba być kobietą albo Bawarskim policjantem) i nigdy nie rozwiązałbym zagadki kryminalnej w której zbrodniarzem okazuje się być drugie adoptowane dziecko siostry babci, która to siostra wyszła trzy razy za mąż. Czy jakoś tak.

Powyższym zdaniem nie zdradzam rozwiązania zagadki, bo o nikim takim nie słyszymy przez 95% książki (o i teraz właśnie popsułem lekturę innym) - co nieco wyprowadza z równowagi i irytuje. Mamy podejrzanych, możemy obstawiać whodunit ale i tak wygrywa czarny koń.

Samo zakończenie wydaje mi się nieco cukierkowe i bez sensu - ale tak czasami bywa w życiu (i fikcji) i nic się na to nie poradzi.

Kiedyś napisałem, że pewien autor w przedmowie swojej książki napisał, iż musiał cykl zakończyć właśnie w ten, a nie inny sposób. Oraz zdaje sobie sprawę z tego, że to zakończenie nie jest najlepsze. Inne byłyby nie tyle złe, co niewłaściwe.
Tutaj rzekłbym, że można było znaleźć lepsze zakończenie. Może autorka chciała doprowadzić do swoistego Katharsis? Herr Dobry Policjant zbawia ludzkość poprzez swoje czyny i poddaje się, wiedząc, że z Herr Zły Prawie Dyktator i tak wygra.
Ale ani to nie było głębokie przeżycie, ani zbytnio "kompleksowe"

Ocenię mimo to dość wysoko:
+za ładnie opisany świat i kolorowe tło historyczne
+za pomysł na dobry kryminał
+za łatwość odbioru
-za kobiecą logikę (a może to tylko ja mam tę część mózgu niewykształconą) związaną z rozwiązaniem sprawy kryminalnej i zakończeniem.

6,8/10

1 komentarz: