piątek, 20 kwietnia 2012

Erynie - M. Krajewski

Alea iacta est*
Pierwsze wrażenie mówi dużo, pozwala nam wykreować minireprezentację danej osoby, książki, czegoś, w naszym mózgu. Tak działamy. Tworzymy mini-stereotyp i klasyfikujemy, porównujemy, łączymy w zbiory elementów podobnych.

Przez tworzenie map neuronowych i na podstawie już istniejących możemy pozytywnie nastawić się do kogoś lub czegoś. Albo negatywnie. Nie jesteśmy pustą kartą.

Tak ładnie wydanej książki nie widziałem dawno. Czcionka, krój, zapach - i już wiedziałem, że będę fanem Krajewskiego.
A jak zacząłem czytać (och, celowo zapomnę o nowożytnym preludium) o historycznym Lwowie pełnym i kolorowym.
Pełnym zapachu, różnorakich kultur (nie tych przez duże k, ale tych, które tworzą skupiska ludzi będących w pewnym n-elementowym zbiorze).
Chodzi mi o sytuację w której Żyd i Rosjanin kłócą się o kurę i policjant mówi coś w stylu "Tu jest polski komisariat i macie mówić po polsku"
Dziś boimy się powiedzieć Żyd i Rusek. Dziś byśmy się nie zrozumieli. Po 49 Polska stała się płaska, wyblakła i jednowymiarowa.
Nawet organizowane obchody czterech kultur w moim rodzinnym mieście są puste i szare.

Jedźcie do Wilna czy Lwowa, zobaczycie co to kolor mieszanki narodowościowej (teraz już niestety historycznie)
Jedźcie na kresy wschodnie ad generum
Jedźcie na ten słynny cmentarz na którym był z Wielką Pompą Prezydent bez Magistrum.
Jedźcie zobaczyć groby, te które są i te które były, zobaczcie krzyże rz-kat i prawosławne, a wśród nich i mogiły komunistów
Porozmawiajcie o pomnikach, które tam kiedyś stały
Zobaczcie ocalałe pomniki nie-tylko-polskich wielkich postaci
(Lelewel był patronem mojego LO.)
A potem weźcie się za lektury M.Krajewskiego.
Porównując z bawarskim kryminałem ten wychodzi na bardziej jaskrawy, ostrzejszy, bardziej wyrazisty.
Oczywiście łamanie nóg kilofem nie jest zbyt miłe, nawet gdy się tylko o tym czyta, ale u Faye zbrodnie były bardziej statystyczne, nie miały emocjonalnego wymiaru.
Marek poruszył u mnie coś w środku, zagrał nie tylko moimi oczami, nosem (nieodłączne wspomnienia z wizyt na wschodzie wiążą się z niezbyt wartymi pamiętania zapachami), uszami, sercem i pamięcią.
Moje miasto znane jest z kilku niezbyt chlubnych zdarzeń - jak nic Marek K. musiał słyszeć o "dzieciach w beczkach"...
Wysoka ocena 9
(sentymentalna i niezbyt obiektywna, ale naprawdę warto przeczytać)



*Łyssy lubił matematykę i klasyków (więc pozwoliłem sobie na cytat Iuliusa C.)
*Z uwagi na Acta i inne prawa pro-, pseudo-, quasi- i meta- autorskie oświadczam, że autorami grafik zamieszczanym na tym blogu są artyści, którzy te grafiki stworzyli. Prawa autorskie należą do nich, lub do osób którym je sprzedali. Następnie te osoby w celach promocji użyli ich by zainteresować konsumenta zawartością produktu, który jest opakowany w ową grafikę. Wspomniane grafiki użyte są w takim samym celu - by promować zawartość, a więc cel jest zgodny z zamierzeniami osób, które prawa do owych grafik posiadają. Opinie o zawartości, którą dane grafiki promują, czyli zawartość tego bloga, do której prawa autorskie posiadamy, są prywatną opinią, którą dzielimy się z naszymi przyjaciółmi i znajomymi, a do tego grona zaliczam osoby, które znają mój adres zamieszkania, albo numer telefonu, albo adres naszego bloga. :)

1 komentarz:

  1. A propos Łyssego, w Rybniku jest dostawca art. biurowych o nazwie Bossy, co nie kojarzy mi się z bosem, a z Łyssym właśnie.

    OdpowiedzUsuń