
dnia rano odkrywa, że każdy może się czegoś przestraszyć. Dusia – Zielonego Potwora. Patryk – nowej pani przedszkolanki z brodawką na czole. Joasia – jaskrawoczerwonej pasty do chleba. A sam Zielony Potwór – bardzo małej księżniczki, bo ona okropnie głośno krzyczy… Na szczęście Psinek-Świnek ma na wszystkie strachy swój własny niezawodny sposób!
Im więcej lat mija od czasu kiedy byliśmy dziećmi w wieku przedszkolnym, tym bardziej potrzebne są nam książki, które przypomną nam te beztroskie czasy. Bardzo mi się ta książeczka podobała, odszukałem tam wersję małego siebie, z nieodłącznym małym misiem (który oczywiście mówił i chodził, dokładnie jak Świnek-Psinek) i przedszkolnym epizodem straszenia. W rozwoju dziecka przychodzi taki moment, że staje się świadome strachu i wtedy właśnie dziecięca fantazja płata im/nam figle. I mogą to być tak abstrakcyjne strachy jak suszące się spodnie lub, jak było w moim przypadku, gorące żelazko.

I nie trzeba być bohaterem, nie ma mowy o odwadze, to są abstrakcyjne pojęcia, które w mowie dorosłych funkcjonują, a nie muszą funkcjonować u dzieci. Nie ma tutaj "bądź odważna" albo "nie bój się", jest za to pouczająca historia o Zielonym Potworze, który też ma prawo się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz