wtorek, 12 marca 2013

Katarzyna Enerlich - Prowincja pełna smaków

Jak tylko zobaczyłam zapowiedź książki w notce wydawniczej nabrałam ogromnej ochoty na tą pozycję zapraszającą do lektury obietnicą uwiedzenia smakiem... Do tego ta okładka, tak ciepła w tak zimne dni, które powinny być już wiosenne....













"W książce Prowincja pełna smaków Katarzyna Enerlich prowadzi nas drogami i bezdrożami polskiej prowincji, proponując skosztować jej smaków. Pisze o ludziach i spotkaniach, które choć przypadkowe, okazują się zawsze znaczące. Snuje opowieść pełną smaków, zapachów i barw. Opisuje naszą polską prowincję pięknymi słowami: Moja prowincja pełna marzeń, gwiazd i słońca… Miejsce na ziemi, w którym mogę robić rzeczy ważne dla mnie i żyć w zgodzie z zegarem natury. Żyję tu i teraz i chcę być szczęśliwa. Lubię swoją wiejską samotność. W samotności tworzy się bowiem rzeczy piękne. Od paru tygodni zamykam się więc wieczorami w swoim drewnianym domu i piszę powieść, w której znajdzie się miejsce na miłość, czułość, modlitwę dotyku."

Mimo, że czytałam wczesniej pierwsze tomy o perypetiach życiowych Ludmiły - moją recenzję można przeczytać tutaj- to jednak najnowszy tom mnie zaskoczył. Czym? Przede wszystkim wszechobecnym smakiem, takim, który kusi, nęci, zastanawia, wodzi, pokazuje świat dawnych Prus Wschodnich i obeznych Mazur poprzez zupełnie inną perspektywę. Taką, która muszę przyznać bardzo mnie zaskoczyła, bo z jednej strony nie jest to powieść obyczajowa z "powklejanymi" przepisami, tylko powieść obyczajowa doskonale doprawiona smakami, których wielu z nas nie zna. Niektóre z propozycji Ludmiły (duży plus za liczne odwołania do ich autorów, sprawiają, że przepisy- czy raczej propozycje - są bardziej wiarygodne, bo sprawdzone życiowo) dla mnie były nawe zaskakujące. Jako wielbicielka chłodnika nie moge się doczekac spróbowania wersji z dodatkiem rababrbaru...może być ciekawie, jezeli chodzi o doznania podniebienia. A co najlepsze - większość z przepisów powstała na bazie produktów łatwo dostepnych, niewyszukanych, co musze przyznać w wielu książkach mnie denerwuje, bo nie wyobrażam sobie przygotowywania obiadu ze składników, których musiałabym szukac po cąłym mieście i wydać na nie jakieś niebotyczne pieniądze.

Podobnie jak w przypadku poprzednich powieści tej autorki dołaczone zostało dużo zdjęć, które z jednej strony są dobrym pomysłem, bo uprzyjemniają lekturę, z drugiej strony nie wszystkie niestetey są na tyle wyraźne, żeby sie je oglądało z przyjemnością.

Jeżeli chodzi o część obyczajową tej powieści, to moim zdaniem trochę rozczarowuje - w zasadzie poza wątkiem dawnej miłości Hansa i Jutty - cała reszta jest przewidywalna i niestety momentami nieznośnie banalna...A szkoda, bo jak by się połączyło trochę lepszy, zaskakujący wątek obyczajowy z tym niezwykle udanym smakowitym to wyszedłby ten oczekiwany przez wszystkich torcik z wisienką na czubku.

Stąd moja ocena 7/10

Tym niemiej polecam wszystkim poszukiwaczom smakowitych historii.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu





3 komentarze: