„Nie podchodź bliżej” to przejmująca opowieść o intymnej przyjaźni, w której zaczyna brakować zaufania. Katarzyna Misiołek z wnikliwością i empatią szuka potwierdzenia, czy naprawdę czas leczy rany. Dla Doroty i Nataszy dramatyczne wydarzenia ze wspólnej młodości mogą się bowiem okazać traumą zapomnianą, lecz nie zaleczoną, bo przeszłość zawsze ma swoje konsekwencje w teraźniejszości.

wydarzenia z przeszłości i lata rozłąki nie pozwolą im na nowo się odnaleźć?
Z drugiej strony to powieść w pewnym sensie psychologiczna - pokazująca jak bardzo wydarzenia z młodości i dom rodzinny rzutują na przyszłość i jakie przełożenie mogą mieć na dorosłe życie. Zwłaszcza przeszłość, z którą się w pewien sposób nie uporano, przeszłość, o której czasem lepiej zapomnieć, zwłaszcza, kiedy jak Dorota nie powiedziało się o niej najbliższym - partnerowi oraz nastoletniej córce. Czasem, to, co chciałby się ukryć wypływa w najmniej oczekiwanym momencie, tutaj osobą sprawczą będzie Natasza, która pojawiając się znikąd, po latach milczenia pojawia się w uporządkowanym życiu Doroty i jej bliskich, zmieniając je diametralnie. A Dorota - z jednej strony żądna powrotu do dawnej przyjaźni, z drugiej obawiająca się o losy swojej rodziny i wpływu Nataszy na nią jest coraz bardziej rozdarta i coraz bardziej zagubiona. Zaczyna do tego zachowywać się coraz bardziej irracjonalnie, popadając w konflikty z partnerem i własną córką. Czy uda się jej ocalić siebie w takiej sytuacji? Czy w końcu uwolni się od przeszłości?
Muszę przyznać, że niewątpliwie postać Doroty bardzo mnie irytowała - i to uważam za spory minus powieści, chociaż być może zamierzony przez autorkę. Jej rozchwianie, nieumiejętność poradzenia sobie z sytuacja, nierozliczona przeszłość, która tak bardzo rzutowała na jej teraźniejszość - wszystko to sprawiało, że ciężko poczuć było sympatię do tej bohaterki. Dobrze, że chociaż finał, w pewien sposób ją zrehabilitował.
Intrygująca recenzja :)
OdpowiedzUsuń