poniedziałek, 13 listopada 2017

Tadeusz Biedzki - Ostatnie srebrniki

W tureckiej części Nikozji żona autora kupuje starą, drewnianą szkatułkę. Trzy miesiące później w
kościele w Barcelonie zamordowany zostaje kapłan. Co łączy te dwa fakty? Jaki jest ich związek z wydarzeniami sprzed dwóch tysięcy lat w Jerozolimie? I dlaczego skutkują atakami terrorystycznymi we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa w nich założona w 2012 roku w Hiszpanii organizacja Zakon Piłata i Judasza? Rozwiązanie tych zagadek okaże się śmiertelnie niebezpieczne.

Tadeusz Biedzki zabiera czytelnika w podróż jednocześnie do dwóch światów. Z niezwykłą dbałością o szczegóły oddaje historyczny obraz Cesarstwa Rzymskiego z początku naszej ery. Równoległa narracja pokazuje powtarzalność zachowań, wydarzeń, losów. Autor udowadnia, że bieg zdarzeń, nawet z odległej przeszłości, nigdy nie pozostaje bez echa. Umiejętnie prowadzi czytelnika przez zaułki historii i europejskie miasta. To co dla nas okaże się erudycyjną rozrywką, dla bohaterów „Ostatnich srebrników” będzie walką o prawdę, ale i życie.


Zapowiada się ciekawie, bowiem autor, wzorem innych poczytnych twórców tego gatunku, postanowił połączyć w jednej powieści - historię, sensację i kryminał. Mamy bowiem w powieści dwie równoległe narracje - jedna przedstawia aktualne wydarzenia - sensacja i kryminał, bowiem znaleziona szkatułka kryje w sobie ogromną tajemnicę, której początki sięgają rządów Poncjusza Piłata w latach ukrzyżowania Chrystusa. Mamy również kryminał, bowiem nasi bohaterowie stają się podczas wycieczki do Barcelony świadkami tajemniczego zabójstwa, które ktoś za wszelka cenę stara się ukryć i zatuszować. Odkrywszy tajemnicze monety wewnątrz szkatułki zakupionej na Cyprze oraz stając się świadkami zbrodni wplątują się w sytuacje, której rozwiązanie sięga daleko w przeszłość. Tutaj wkracza druga część narracji, która przedstawia czytelnikowi historię srebrników i swoistego fatum, które nad nimi wisi. Obie części przeplatają się wzajemnie.

No i wszystko byłby dobrze, gdyby całość była dużo bardziej rozbudowana, tak czytając ma się wrażenie, że autor drastycznie skrócił opowieść, której dotychczasową objętość można byłoby podwoić i wtedy, przy większym dopracowaniu i rozbudowaniu można byłoby stworzyć historię wyjątkową, która udowodniłaby, że rodzinnie stworzone historie ze źródłem w przeszłości mogą dorównywać historiom twórców zza oceanu. Do tego w powieści brakuje dobrego wprowadzenia, akcja się przez to nie rozkręca, ot po prostu się zaczyna. Niestety również przy nawiązaniu do historii morderstwa autor nie pohamował się od przemycenia swoich poglądów politycznych, co wydaje mi się być tutaj zbędne i trochę nie na miejscu. Zapowiadało się ciekawie, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. A szkoda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz