O tej serii Marek Krajewski pisał „to już klasyka polskiej powieści kryminalnej”, wtórował mu Zdzisław Pietrasik z „Polityki”, zwracając uwagę, że Czubaj „imponuje potoczystością narracji, dbałością o szczegół, wreszcie poczuciem humoru”. Pierwsza z przygód Rudolfa Heinza otwierająca serię „Polski psychopata” z miejsca uhonorowana została Nagrodą Wielkiego Kalibru – najważniejszym wyróżnieniem, jakie przyznaje się twórcom kryminałów w Polsce. Wydane od tamtego czasu pięć kolejnych części cieszyło się niesłabnącą popularnością wśród czytelników i uznaniem krytyków gatunku. Niezaprzeczalny talent literacki, świetne przygotowanie merytoryczne (autor zanim wziął się na dobre do pisania kryminałów recenzował je m.in. na łamach „Polityki”), posada saksofonisty w zespołach Zgniłość i Kornet Olemana, tytuł profesora antropologii kultury i czarny pas karate czynią z Czubaja jednego z najciekawszych pisarzy gatunku. Nic dziwnego, że powołany przez niego do życia Rudolf Heinz urósł przez lata do miana postaci kultowej.
Ponad dekada spędzona z najlepszym w kraju profilerem dobiega właśnie końca. „Cios kończący” zapowiada się na najmocniejszą, a na pewno najbardziej mroczną z całego cyklu. Przez lata Heinz był samotnym łowcą tropiącym seryjnych morderców. Niechętny innym ludziom, zdystansowany do świata, rozczarowany tym, jak potoczyło się jego życie, uciekał w pracę. Gdyby mógł, pewnie wiele rzeczy w przeszłości zrobiłby inaczej, ale teraz było na to już za późno. Wiek zmusił go do odejścia na emeryturę. Miał teraz dużo (za dużo) wolnego czasu, żeby oddać się ostatniej przyjemności, która mu została – grze na gitarze. Instynkt łowcy trudno jednak w sobie zdusić. Kiedy niespodziewanie zostaje poproszony o pomoc w sprawie brutalnego zabójstwa na Śląsku, były komisarz bez reszty angażuje się w nieoficjalne śledztwo. Okazuje się, że łączy się ono z serią tajemniczych zaginięć i zabójstw. Pewnego wieczoru znika także sam Heinz.
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to taki klasyk. Jak autor sam wspominał w poslowiu do książku w jego powieściach postac profilera poawiała się zanim ktokolwiek zdążył o tym pomyśleć, czyniąc tą profesję sławną. Rudolf Heinz jako bohater, dość mroczny, z zagmatwaną przeszłością i niejasną przyszłoscią to też taki standard kryminalny, do ktrego jestemy przyzwyczajeni, niejako kanon dobrego kryminau. Tak jest i tutaj, kryminał jest bardzo dobrym finałem wieńczącym całą serię.
Emerytowany profiler, który już nic nie musi zostaje poproszony o pomoc w rozwiązaniu tajemniczego morderstwa młodej kobiety. Trochę z nudów podejmuje wyzwanie, z czasem odkrywając coraz to nowe wątki powiązane z zabójstwem.
Do tego pewnego dnia dzwoni do niego znajoma sprzed lat Gotycka Jolka prosząc o pilny kontakt... Heinz do niej nie oddzwania, kilka dni poźniej okazuje się, że Jolka nie żyje. W głowie profilera pojawia się pytanie, czy to nie było zabójstwo...
A póżniej pojawia się wszystko to, co już znamy - dobrze poprowadzona akcja, napięcie i emerytowany profiler w dobrze nam znanym wydaniu - w zderzeniu z mordercą, z którym musi stoczyć nie tylko intelektualną rozgrywkę, jednocześnie szukając odpowiedzi, kto jest drugim zabójcą...
Oczywiście nie zabraknie znanego nam tajemniczego karateki Greka, który jak zawsze będzie miał do odebrania swoją rolę.
Polecam wszystkim tym, którzy Heinza już znają i tym, którzy powinni go poznać.
Dobry finał serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz