Z ogromną chęcią i zainteresowaniem zawsze sięgam po debiuty, po autorach znanych wiemy, czego się spodziewać, spotkanie z debiutantem to dla mnie zawsze duża doza niepewności, ale i spore oczekiwania. Zwłaszcza lubię debiutujących autorów kryminałów.
Tym razem Greta Drawska zaserowowała nam kryminał, który spełnim według mnie poładane w nim moje duże oczekiwania, jednoczesnie pozostawiając duży niedosyt i nadzieję na więcej w przyszłości. Nasi bohaterowie nie odkryli bowiem wszystkich swoich kart...
Wanda Just to kobieta po prześciach, zamykając rozdział pt. małżeństwo powraca w rodzinne strony, bo odpocząć. Początkowo prowadzi dość błahe sprawy, jak to w małym miasteczku, penego upelnego dnia dwójka nastolatków znajduje nad jeziorem zmasakrowane ciało, które wygląda, jakby dokonano na nim modu rytualnego.
W prowadzeniu śledztwa pani prokurato będzie pomagać znajony z dawnych lat komisarz Dereń.
Piotra i Justynę łączą bolesne wsponienia z przeszłości, niechlune historie znajomości ich ojców...
Tym razem przyjdzie im się zmierzyć z przeciwnikiem, który nawiązujc do wirzeń sprzed lat, mitów i legend, co w połączeniu z masakrycznym zabójstwem ulubionego dentysty zaczynają wzubudza coraz większy strach w ieszkańcach Drawska Pomorskiego.
Oprócz dawnych wierzeń i nieznanego mordercy naszym bohaterom przyjdzie zmierzyć się ze swoją własną bolesną przeszłością, roliczyć nieudane małżeństwa i zamknąć pewne drzwi już na zawsze. Nie jest to łatwie, kiedy okazuje się, że jednym z podejrzanych moze być były mąż pani prokurator.
Jeżeli dodamy do tego całe mnóstwo tajemnic małego miasteczka, które powoli wychodzą na jaw w toku prowadzonego śledztwa to otrzymany bardzo dobry kryminał, który zapowiada świetną serję. Mam nadzieję, że autorce uda się utrzymać podobny poziom w kolejnych częściach, za co mocno trzymam kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz