Magdalena Felicja (dla przyjaciół Dusia) bardzo chce usłyszeć jakąś STRASZNĄ bajkę na dobranoc. Gdy jednak w historyjce taty pojawia się Zielony Potwór – łobuz, który nie zakręca pasty do zębów i po kryjomu wyżera nocą ciasteczka – dziewczynka jest trochę zaniepokojona. Ale już następnego
dnia rano odkrywa, że każdy może się czegoś przestraszyć. Dusia – Zielonego Potwora. Patryk – nowej pani przedszkolanki z brodawką na czole. Joasia – jaskrawoczerwonej pasty do chleba. A sam Zielony Potwór – bardzo małej księżniczki, bo ona okropnie głośno krzyczy… Na szczęście Psinek-Świnek ma na wszystkie strachy swój własny niezawodny sposób!
Im więcej lat mija od czasu kiedy byliśmy dziećmi w wieku przedszkolnym, tym bardziej potrzebne są nam książki, które przypomną nam te beztroskie czasy. Bardzo mi się ta książeczka podobała, odszukałem tam wersję małego siebie, z nieodłącznym małym misiem (który oczywiście mówił i chodził, dokładnie jak Świnek-Psinek) i przedszkolnym epizodem straszenia. W rozwoju dziecka przychodzi taki moment, że staje się świadome strachu i wtedy właśnie dziecięca fantazja płata im/nam figle. I mogą to być tak abstrakcyjne strachy jak suszące się spodnie lub, jak było w moim przypadku, gorące żelazko.
Książeczka pokazuje, że warto czasami skonfrontować swoje strachy. Warto wyimaginowanemu Potworowi przeciwstawić wyimaginowaną małą Księżniczkę (i dodać mu reagujący na strach ogon). Ów ogon jest bardzo ważny - ilustruje on strach i pokazuje, że można sobie ze strachem poradzić.
I nie trzeba być bohaterem, nie ma mowy o odwadze, to są abstrakcyjne pojęcia, które w mowie dorosłych funkcjonują, a nie muszą funkcjonować u dzieci. Nie ma tutaj "bądź odważna" albo "nie bój się", jest za to pouczająca historia o Zielonym Potworze, który też ma prawo się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz