czwartek, 29 marca 2018
Małgorzata Musierowicz - Ciotka Zgryzotka
Któż jest Ciotką Zgryzotką? Czy tylko Ida?
I co słychać w rodzinie Borejków? Czy nadal jest w tym samym składzie? A może nawet się powiększyła?
Kolejny tom niezawodnej „Jeżycjady”- jak zawsze dowcipny, wzruszający i ciekawy – rozśmiesza, podnosi na duchu i skłania do myślenia.
A przede wszystkim sprawia, że chce się radośnie żyć - pomimo wszelkich zgryzot!
Ostrzegam od razu - poniższa recenzja jest zupełnie nieobiektywna. Tak po prostu...ja jestem wierną/ślepą fanką Jeżycjady i generalnie podoba mi się każdy z jej tomów. Oczywiście jedne bardziej, drugie mniej, tym niemniej podobają mi się zawsze. Dlaczego? Po prostu lubię wracać do tego co znane, dobre, sprawdzone i lubiane.
Tak jest i tym razem, po raz kolejny zanurzyłam się w swoisty spokój, wewnętrzną harmonię Borejków i z ogromną przyjemnością przeczytałam kolejny tom, w którym to główną bohaterką autorka uczyniła Norę - córkę Patrycji i Baltony.
Niewątpliwie sam wątek perypetii i przygód nastolatki był dla mnie najsłabszy na tle całości i myślę, ze trochę zbyt, określając kolokwialnie, rozwleczony to jego finał jest zdecydowanie w znanym nam tonie, więc wielbiciele Jeżycjady nie powinni być rozczarowani. Idąc z duchem czasu, czy raczej zmian, autorka punkt ciężkości i ciepła, jak to u Borejków, przenosi już z ulicy Roosevelta - gdzie prym wiedzie młode pokolenie - do jakże rodzinnego domu Pulpecji, w którym to schronienie znajdują starsi bohaterowie, znani fanom od lat.
Jakiś czas temu czytałam artykuł w starych, znalezionych na strychu Wysokich Obcasach, który poddawał całą serię miażdżącej krytyce. Główny zarzut pod adresem serii to rażąca idealizacja i odrealnienie. Że nie ma rozwodów, tragedii, prawdziwych problemów, chorób itp.
Owszem, po części jest to prawda, jednak po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że chyba po to pojawiają się pokrzepiające powieści, by ludzie, których na co dzień dotykają sprawy trudne i problemy mogli na te kilka godzin się oderwać i z kubkiem dobrej herbaty spędzić czas z naszymi bohaterami. Ich spokój i ciepło, może też zabarwione pewną nutką odrealnienia, sprawia, że dobrze się do nich wraca i z napięciem oczekuje kolejnego tomu. Ja akurat nie oczekuję dramatów o scen szarpiących za serce, wolę wracać czytelniczo do tego, co sprawdzone i co mi daje nadzieję. W tym zadaniu Jeżycjada spełniła się i tym razem w całej rozciągłości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz