poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Mariusz Koperski - Po własnych śladach

Wigilijny wieczór. Z drogi wypada samochód i przebija się przez ścianę chaty. Na miejscu ginie kierowca auta. Uwagę policjanta śledczego zwraca twarz ofiary zdarzenia. Czy jest możliwe, by była tak zmasakrowana na skutek wypadku? Pocięta skóra głowy, a zamiast twarzy – miazga mięsa, spod której wyziera biel kości. Być może wypadek to tylko kamuflaż dla brutalnej zbrodni.

Mariusz Koperski jako miejsce akcji wybiera Zakopane z całą złożonością tego urokliwego kurortu. Jak sam podkreśla – miejsce jest tu kluczowe. Autor przelewa na papier „napięcie” obecne w Zakopanym. Składają się na nie różnice – od podziału na tutejszych i przyjezdnych po kierunki spojrzenia na rozwój miasta. Kreując swoich bohaterów, opierał się na własnych doświadczeniach ze spotkań z ludźmi, które dostarczyły mu gotowych wzorców. Kryminał tworzą krótkie, oddzielne historie – w całość wiążą je główni bohaterowie, wszyscy związani w jakiś sposób ze śledztwem. Nie ma tu przypadkowości, każdy szczegół jest istotny. To kryminał dla lubiących zagadki, którym nie umykają pozornie nieznaczące błahostki.


Dobra passa spotkań z dobrymi kryminałami autorstwa rodzimych pisarzy trwa u mnie nadal. Tym razem również było to spotkanie z autorem dotąd mi nieznanym, które to okazało się zaskakująco przyjemne.

Mariusz Koperski przenosi nas do mroźnego Zakopanego w czas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to żadnemu z policjantów nie spieszy się na miejsce wypadku, w którym zginął lokalny biznesmen. Wypadku śmiertelnego, który po dokładniejszym sprawdzeniu miejsca, w którym do niego doszło okazuje się być zabójstwem. Zmuszeni do przeprowadzenia śledztwa z bardziej skomplikowanymi elementami zaczynają odkrywać wiele tajemnic mieszkańców kurortu.
Do pomocy śledczej zgłasza się dawny podwładny komendanta Derebasa komisarz Karpiel. sytuacja jest o tyle skomplikowana, że zmarły kiedyś spowodował wypadek, w wyniku którego siostra komisarza została kaleką, a sam komisarz był ostania osobą, do której zadzwonił przed śmiercią denat. Szybko okazuje się jednak, że Karpiel wykazuje się dużą skutecznością odkrywając wiele tajemnic, które to mieszkańcy Zakopanego chcieliby pozostawić w ukryciu.

To, co zdecydowanie przypadło mi do gustu to super pomysł autora i wiele zaskoczeń w trakcie lektury. Akcja bowiem została skierowana tak, że wspomniane w opisie błahostki układając się w całość na różnych etapach śledztwa w świetle podejrzeń stawiają coraz to nowych bohaterów. O ile niektóre z nich okazują się bezpodstawne i autor szybo je demaskuje, to niektóre z nich czekać będą na finał. Mimo nagromadzenia tych błahostek i wątków akcja poprowadzona jest na tyle sprawnie, że nie ma się wrażenia chaosu, którego to po kilku pierwszych rozdziałach bardzo się obawiałam.

To tego autor - od jakiegoś czasu mieszkaniec Zakopanego - pokazuje niejako miasto i jego mieszkańców od podszewki kiedy to nie koncentruje się ani na Krupówkach ani na Gubałówce. Pokazuje ciemne strony koegzystencji mieszkańców rdzennych i tych napływowych - wzajemne animozje i ich konsekwencje. Szczerze i bez turystycznego lukru. Co w połączeniu z dobrym pomysłem na kryminał (mimo dość przewidywalnego zakończenia, które jest zdecydowanie najsłabsze względem całości) daje gwarancję udanej lektury. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz