poniedziałek, 23 listopada 2015

Katarzyna Misiołek - Ostani dzień roku

Monika zdaje się nie mieć żadnych problemów. Jest szczęśliwą mężatką, pracuje w bibliotece uniwersyteckiej i żyje pełnią życia. A jednak któregoś mroźnego dnia, w przeddzień Nowego Roku, wychodzi z mieszkania i przepada bez wieści. Życie jej młodszej siostry Magdy zamienia się w koszmar, na przemian karmi się nadzieją lub wątpi w to, że jeszcze Monikę zobaczy. Mijają pełne rozpaczliwych poszukiwań dni, tygodnie i miesiące. Rodzina zaginionej szuka jej wszędzie: w sektach, szemranych spelunach ze striptizem, za granicą. Zgłaszają się anonimowi życzliwi, których jedyną motywacją jest szansa na wyłudzenie paru groszy. Historią młodej mężatki, która przepadła bez śladu, zaczynają się interesować media. Przy okazji na jaw wychodzą skrzętnie dotąd ukrywane rodzinne tajemnice, a cały dotychczasowy, bezpieczny świat głównej bohaterki bezpowrotnie się rozpada. Magda dowiaduje się, że kilka miesięcy przed zaginięciem siostra usiłowała popełnić samobójstwo. Słyszy też od matki, że tato nie jest biologicznym ojcem Moniki. Dziewczyna stara się być podporą dla zrozpaczonych rodziców i pogrążonego w depresji szwagra, sama jednak kompletnie traci kontrolę nad własnym życiem. Rzuca studia, zrywa z chłopakiem i włóczy się po nocach, wikłając w przypadkowe znajomości z mężczyznami, jakby chciała się ukarać za to, że jej siostrę spotkał tak okrutny los. Mija rok i półtora. Pomimo pracy kilku detektywów, pomocy jasnowidzów i starań całej rodziny po dziewczynie wciąż nie ma śladu. Ale nadzieja umiera ostatnia, a w oczekiwaniu na cud zawsze jest cień nadziei.


Mam duży problem z oceną tej książki, bo wywołała we mnie bardzo skrajne odczucia i wystawienie jednoznacznej oceny w tym przypadku jest dla mnie wyjątkowo trudne.

Może najpierw o tym, co mnie, podobnie jak pewnie wiele innych czytelniczek, urzekło.
Prawda, to coś, co przemawia od pierwszej strony powieści. Autorka nie pokusiła się, całe szczęście, o stworzenie ckliwej historii o zaginięciu, poszukiwaniu i szczęśliwym odnalezieniu. Nie jest to szablonowa opowiastka o dramacie rodzinnym, czy wielkiej miłości przerwanej tragicznym zaginięciem żony.

Jest to historia momentami do bólu prawdziwa, momentami brutalna, pozbawiająca złudzeń i pokazująca życie członków rodziny, którym to przyszło zmierzyć się z tragedią. Wielka niewiadoma, bezsilność i całe mnóstwo pytań, z którymi trzeba się zmierzyć naznaczają Magdę i jej bliskich na cąłe życie. Przeciągające się poszukiwania-bez rezultatów-cichy dramat przeżywany w domu rodzinnym, szwagier, który zupełnie nie potrafi sobie poradzić i młoda dziewczyna, której przyszło się z tym wszystkim zmierzyć. Magda, jak się okazuje jako drogę do poradzenia sobie z całą sytuacją wybiera swoisty bunt i ucieczkę w ekstremalne sytuacje i rozwiązania. Nie mnie oceniać, czy słusznie, ale sama główna bohaterka, czy raczej jej wybory mi podobały się najmniej. Często podczas lektury czułam się zirytowana, czy nawet zmęczona, nie tyle samą akcja, co zachowaniem konkretnych bohaterów.  I to zdecydowanie uważam za największy minus, chociaż to odbiór całkowicie indywidualny.
Poza tym realizm sytuacji, konstrukcja i niebanalny pomysł na historię zasługuje na uwagę. 
Sam temat niewątpliwie skłania do refleksji, co by się zrobiło w takiej a nie innej sytuacji, czy warto aż tak zmagać się z codziennością, kiedy obok rozgrywają się takie ludzkie tragedie. Do przemyślenia...

Moja ocena 7,5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz