czwartek, 30 lipca 2015

Bonia Wit - Nie zabija się czarnego kota

Nie zabija się czarnego kota” to nie kryminał. To opowieść o trudnych miłościach. 



Podróż na Mazury staje się dla Piotra pasmem dziwnych zdarzeń i niefortunnych okoliczności. Czarny kot, którego przejechał na drodze, nawiedza go w snach i powoli staje się jego obsesją. Od wyjazdu na Mazury mężczyznę nie opuszcza pech. Najpierw płonie jego tartak, potem dowiaduje się, że w wyniku przelotnego romansu ma pięcioletnią córkę Gabrysię.Dziwnie sformułowany testament staje się przyczynkiem do weryfikacji planów życiowych głównego bohatera oraz innego spojrzenia na dotychczasowe życie.


Ciepła, optymistyczna opowieść, którą czyta się z uśmiechem i wzruszeniem.






Ostatnio ze względu na spore zmęczenie przedurlopowe jakby chętniej sięgam po książki, które wymagają zdecydowanie mniejszego zaangażowania intelektualnego ;)
I chyba właśnie dlatego dokończyła lekturę tej książki, bo gdyby forma była lepsza z pewnością darowałabym ją sobie.

Zarówno pomysł, jak i bohaterowie, mimo, że jakby nam poniekąd znani z innych książek, bo motywy mazurskich wiosek panują w polskiej literaturze od kilku dobrych lat, to jednak wprowadzenie głównego bohatera,a  nie bohaterki jest fajnym pomysłem. Mimo, ze spodziewana przemiana lekkoducha w odpowiedzialnego ojca żadną nowością nie jest, to podobały mi się dwie rzeczy - motyw skomplikowanej miłości do kobiety będącej matką chłopczyka z zespołem Downa i wątek mazurskiej ziemi. Pierwsza z nich nie tak powszechna, ale dobrze opisana, ze spokojem, dystansem, a jednocześnie prawdziwie, z pewnym otwarciem oczy na to jak to naprawdę wygada. Drugi wspomniany przeze mnie wątek to ciekawie opisana rzeczywista sytuacja mazurskich wsi, ich trudności i problemów, tu w zderzeniu z Niemcem proponującym ich mieszkańcom niebotyczne sumy za wykup.
I z plusów to tyle, bo na tle całej reszty tylko one się wybijają. Cała akcja jest dość nudna, ciężkawo się to czyta, główny bohater drażni swoim egoizmem, co w zderzeniu z prawdziwym życiem i problemami po prostu razi niesamowicie.

A do tego jego miłość ma na imię tak samo, jak autorka książki....

Moja ocena 4,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz