wtorek, 22 kwietnia 2014

Marek Krajewski - W otchłani mroku

"Do czego może doprowadzić na pozór niewinny spór profesorów?
Co pewien filozof z roku 2012 ma wspólnego ze zbrodniami z 1946? 

Wrocław 1946. Zło zatacza coraz szersze kręgi.
Tropią dziewczęta. Gwałcą je i zabijają. Trzech żołnierzy Armii Czerwonej spędza sen z powiek Popielskiemu, UB, NKWD i pewnemu szalonemu Rosjaninowi. Każdy z nich ma inne powody. 

Dawny komisarz dostaje zlecenie od profesora filozofii. Wśród uczniów podziemnego gimnazjum jest agent UB. Trzeba go znaleźć i odseparować. Nic trudnego. Jednak ku zaskoczeniu Popielskiego każdy kolejny krok w śledztwie to niespodzianka, za którą kryją się mroczne tajemnice. Zło i sprawiedliwość przestają być tylko tematem debaty filozoficznej – zaczynają decydować o życiu i śmierci."






Nigdy nie byłam szczególną fanką Krajewskiego - przedwojenne przygody detektywa Eberharda Mocka czytało mi się momentami wręcz ciężko, ze względu chociażby na dość mroczny charakter tych powieści. Kiedy natknęłam się na "W otchłani mroku" w miejscowej bibliotece też spodziewałam się raczej umiarkowanego zachwytu, ze względu chociażby na zapowiadający to tytuł. Ale lubię wyzwania, przekonałam się jakiś czas temu do kryminałów retro no i ciekawi mnie klimat, życie w czasach powojennych, zwłaszcza na terenie ukochanego od ostatniego wakacyjnego wyjazdu Wrocławia, postanowiłam spróbować.

To, co najbardziej mi się podobało- to zgrabne połączenie i balansowanie pomiędzy różnymi czasami, latami w których rozgrywa się akcja tej powieści. Niestety przewaga jest zdecydowanie po stronie czasów powojennych i trochę mi zabrakło równowagi, w pewnym momencie, podczas lektury aż chciałoby się choć na moment wrócić do teraźniejszości, oderwać od ciężkiego klimatu, w którym Popielski prowadzi swoje dochodzenie. Niestety nic takiego się nie stało. Tym niemniej zakończenie zaskakuje na tyle, ze powiedzmy, że zostało mi to wynagrodzone.

Główny bohater - co zaskakujące, bo autorzy mają jednak tendencje do ubarwiania, czy nawet wybielania stworzonych bohaterów - zaskakuje swoim wyglądem, charakterem i zachowaniem. Szukacie bohatera doskonałego? W Popielskim go nie znajdziecie. Raczej zaprezentuje wam szeroki wachlarz swoich wad i niedoskonałości, czyniąc się tym samym dużo bardziej autentycznym, zwłaszcza na tle czasów, w których przyszło mu żyć i pracować. Metody śledztwa, prowadzenia do rozwiązania dalekie są od tych znanych nam z wysokobudżetowych produkcji i naszpikowanych nowoczesnymi rozwiązaniami i technologiami opowieściami o szpiegach. Duża dawka podstaw, w szczególnym okresie - ciekawa, zaskakujące, inne.

Od zawsze ciekawiło mnie jakimi ludźmi byli żołnierze Armii Czerwonej, że tak dużą niesławą okrywali się w każdym z miejsc, gdzie sie pojawili, ciężko znaleźć o nich inną opinię niż te kojarzone z gwałtami, kradzieżą, rozbojem i pijaństwem. Tutaj również autor korzysta z tego schematu - muszę przyznać, że nie do końca mi się to podobało, bo ciągnące się dość długo śledztwo przerywane jest występkami bandy niesławnej z gwałtów.  Ani to ciekawe ani szczególnie porywające w zestawieniu z całością. Ot pomysł jak każdy inny, miało być mrocznie i jest. 

Podobały mi się zdecydowanie opisy i realia życia w powojennym Wrocławiu - codzienność, walka o normalność, zdobywanie wszystkiego, ciekawostki itp. Tutaj Krajewski jest mistrzem i to trzeba mu przyznać, że dbałość o szczegóły i odzwierciedlenie realiów ma dopracowane, wręcz dopieszczone.

Jednak zachwycona aż tak niestety nie byłam, stąd moja ocena 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz