piątek, 12 października 2012

Małgorzata Musierowicz - McDusia


„Książka w sam raz pod choinkę! Długo wyczekiwana kolejna część „Jeżycjady” pozwala znów zajrzeć do przyjaznego domu Borejków, akurat w okresie świąt Bożego Narodzenia. Przybycie Magdusi, córki Kreski, powoduje piorunujące zmiany w spokojnym życiu rodziny, a z okazji ślubu Laury uruchamia działanie osławionego Fatum. Śmieszna, miła, ale i refleksyjna powieść Małgorzaty Musierowicz jak zwykle podnosi na duchu i krzepi, bawi do łez i uczy, skłania do zastanowienia nad sprawami wielkiej wagi.”

Czekałam 3 lata, jak tylko dostałam ta książkę wiedziałam już, że w to popołudnie nie zrobię już nic innego – emocje I oczekiwania mi nie pozwoliły… I rzeczywiście spędziłam bardzo przyjemnie czas… całe popołudnie tylko ja i Borejkowie…
W tych książkach jest jakaś ciepła magia, która sprawia, ze jest ci po prostu dobrze, czujesz się całkowicie zadomowiony, przytulony i posadzony przy rodzinnym stole…
Akcja – dość szablonowo jak na Musierowicz dzieje się w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy to kolejna z wnuczek Ignacego i Mili wychodzi za mąż – tym razem to Laura. I oczywiście jak zawsze mimo wydawałoby się domknięcia na ostatni guzik nie obędzie się bez komedii pomyłek, splotu niefortunnych zdarzeń, które mogą zdarzyć się tylko w tym właśnie domu w Poznaniu…
Chyba jednak mimo swojej cudowności, tego samego, co przez lata klimatu wydaje się, że autorce trochę zabrakło siły/pomysłu/ochoty, żeby tchnąć świeżego powiewu do tak oczekiwanej przez fanów części – znów jak i w kilku poprzednich mamy tu do czynienia z konfliktem pomiędzy kuzynami Józefem i Ignacym, przewidywalne wpadki i konflikty… Chyba chciałabym, żeby mimo wszystko autorka trochę mnie jednak zaskoczyła. Może uda się jej to w kolejnej części „Wnuczce do orzechów”– mam nadzieję, że nie trzeba będzie na nią tak długo czekać jak na „McDusię” ;)
Troszkę chyba też zabrakło mi większego zamieszania, uwagi czy zainteresowania wokół pary, która zdawałoby się powinna być w centrum – Laury i Adama. Chętnie dowiedziałabym się więcej o nich i ich wspólnym życiu.
Tym niemniej jak zawsze spotkanie z Borejkami, Poznaniem i Jeżycami skłania do refleksji, przemyśleń – chociażby za sprawą swoistych „testamentów” profesora Dmuchawca. Książka wzrusza, uspokaja, przywraca wiarę w ludzi. Czyli jest idealna na pogody, które mamy za oknem ;)
Może nie będzie to moja ulubiona książka z całej serii (pozostanę zdecydowanie fanem pierwszych tomów), jednak jak zawsze będę chętniej do niej wracać.

Moja ocena 8,5/10



6 komentarzy:

  1. Seria towarzyszy mi od ponad dwudziestu lat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam, że kiedyś, chyba na koniec czwartej klasy, dostałam którąś z książek tej autorki w nagrodę.
    "Puplecja".
    Nigdy, przenigdy nie sięgnęłam po kolejną. A przygód rzeczonej Pulpecji nigdy nie dokończyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mam Pulpecję z tego samego źródła....Z Musierowicz jest tak, ze albo się kocha na całego, albo utyka gdzieś przy lekturze pierwszej książki...

      Usuń
  3. Mam! Nie mogłam przejść obok niej obojętnie w księgarni po tych wszystkich wspomnieniach z tą serią w dzieciństwie :)

    OdpowiedzUsuń