niedziela, 24 maja 2015

Pierre Lemaitre - Koronkowa robota

W Paryżu zostaje odnalezione okaleczone ciało młodej dziewczyny. Zbrodnia przypomina tę z powieści „Czarna Dalia”. Wkrótce dochodzi do kolejnego, jeszcze bardziej makabrycznego morderstwa. Dwie młode dziewczyny były torturowane, a ich ciała zostały rozczłonkowane. Ponownie pojawia się literackie skojarzenie, tym razem z książką „American Psycho”. Sprawą zajmuje się Camille Verhoeven, który tym razem ma przed sobą wyjątkowego przeciwnika. Jest nim miłośnik literatury kryminalnej, który w hołdzie dla niej popełnia morderstwa będące dokładnym odzwierciedleniem literackich pierwowzorów. Komisarz próbuje ustalić, które książki stały się, lub co gorsza, będą inspiracją dla mordercy. Przełożeni domagają się wyników, prasa zarzuca Verhoevenowi, że jego metody są mało skuteczne. Komisarz żyje pod coraz większą presją, a czas nagli. 

Komisarz Verhoeven mierzy zaledwie metr czterdzieści pięć, a mimo to budzi wielki respekt nie tylko wśród podwładnych. Jest przebiegły, bezkompromisowy, piekielnie inteligentny i nie boi się ryzyka. Angażując się w sprawę, którą prowadzi, zaniedbuje własną żonę, która spodziewa się dziecka. I za to zaniedbanie przyjdzie mu słono zapłacić. 














Współczesna literatura francuska jest mi mało znana, a że jestem fanką kryminałów to bardzo ucieszyła mnie możliwość poznania francuskiego autora, którego powieści wychwala Zbigniew Miłoszewki, bo skoro TAKI autor coś poleca, to spodziewać można się całkiem sporo... 

Muszę przyznać, że początkowe rozdziały raczej nie zapowiadały, że powieść sprosta tym wyśrubowanym oczekiwaniom, albowiem akcja toczyła się raczej wolno, prowadzącym śledztwo długo nie udawało się znaleźć żadnego punktu zaczepienia, brak było zwrotów akcji i miałam całkiem spore obawy, że tak będzie do końca lektury. Całe szczęście okazało się, że im dalej tym lepiej. 

W pewnym momencie akcja zaczęła nabierać bardzo szybkiego tempa, kolejne rozdziały tylko podkręcały jej tempo, w pewnym momencie miało się wrażenie, ze tempo, w którym poznajemy kolejne odsłony wątku kryminalnego przypomina spadające po sobie kolejne elementy z kostek domina, ustawione obok siebie, pchnięte przez nieuważnego obserwatora.
Wyraziste postacie, chociaż większość z nich dzięki zabiegom autora pozostała jednak nie do końca odkryta. W tym najbliższy współpracownik głównego bohatera - Louis - aż chce się sięgnąć po kolejną powieść autora, żeby dowiedzieć się o nim dużo więcej. Główny bohater - komisarz Verhoeven - swoją błyskotliwością, bezkompromisowością i działaniem często poza regułami przypomina Harrego Holle z powieści Nesbo, zachowując jednak przy tym dużo elementów charakterystycznych tylko dla siebie. 
Mimo, że na podstawie opisu książki, pewnych elementów zakończenia można się niestety spodziewać to jednak samo finałowe rozegranie jest wręcz mistrzowskie, chociaż muszę przyznać, ze osobiście wolałabym, żeby Verhoeven zdążyła na czas... Więcej szczegółów zdradzać nie będę, dodam tylko. że nie tego się spodziewałam, bo mimo, że miało być mrocznie, czy wręcz makabrycznie to jednak finał powinien być inny.
Za to cala intryga, postać mordercy, pomysł na wątek i jego poszczególne elementy naprawdę zasługują na uznanie, bo to bardzo dobry kryminał, który polecam nie tylko fanom gatunku.

Moja ocena 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz